39. Drugi cios

384 19 6
                                    

Christiana

Drugi cios przyszedł zupełnie niespodziewanie trzy dni później za pośrednictwem maila. Bardzo rzadko zaglądałam na swoją pocztę. Zamknięta w cudownej bańce wspaniałości nie chciałam się narażać na nic co mogłoby znowu sprowadzić mnie na ziemię. Ale rzeczywistość ma to do siebie, że uwielbia nas doganiać w najmniej odpowiednim momencie. Siedziałam przy toaletce której obecnie używałam jako biurka i od ponad pół godziny wgapiałam się w treść maila.

Życie które sobie wymarzyłam, to o którym myślałam kiedy byłam mała, to które już za kilka dni miałam zacząć właśnie oddalało się wielkimi krokami. Naprawdę nie chciałam, ale czułam żal. Wszystko miało swoją cenę, nawet szczęście. Podobno można być smutnym z powodu podjętej przed siebie decyzji nawet jeśli była ona najwłaściwszą drogą. Przynajmniej tak mówiła mi Lydia kiedy rozmawiałam z nią o tym jak mama podeszła do mojego pomysłu. Nikt nie rozumiał mnie tak dobrze jak ona, przeszła prawie to samo, i wiedziała co w tym momencie czuje. Sama biegnąc za miłością porzuciła życie jakie prowadziła do tej pory i prawie doszczętnie zniszczyła relacje z rodziną. I o ile nie bałam się, że rodzice mogliby się zupełnie ode mnie odwrócić, wiedziałam, że po tym co postanowiłam zrobić nic już nie będzie takie samo.

Dwa dni temu rozmowa z ciocią pomogła mi upewnić się w decyzji którą podjęłam. Dzisiaj siedząc przed ekranem na którym wyświetlały się obrazki z mojego wymarzonego życia nie potrafiłam pozbyć się ściskania w klatce piersiowej.

Tak jak się spodziewałam zaniepokojony moją przedłużającą się nieobecnością Reid wszedł do mojego pokoju.

- Jak tam kochanie, wszystko w porządku? – zapytał podchodząc do toaletki i składając całusa na moim czole. Prawie wydęłam wargę ze wzruszenia. Jak niby mogłabym z niego zrezygnować? Nic nie było tego warte. – Miałaś zejść na śniadanie i trochę się spóźniasz, a nie muszę ci chyba przypominać o tym, że w tym domu ten kto późno przychodzi nie je swoich ulubionych płatków – próbował zażartować, ale widząc wyraz mojej twarzy momentalnie spoważniał. – Dobra co jest? – zapytał z wyraźnym zmartwieniem.

- Dostałam maila – wyrzuciłam z siebie. Rozważałam ukrycie przed nim powodów mojego smutku, ale nie o to chodziło w związku. Powinniśmy stawiać wszystkiemu czoła we dwoje, a moje ukrywanie swoich problemów już kilka razy źle się dla nas skończyło.

- Tylko nie mów, że coś nie tak z twoją wizą, adwokat obiecał, że wszystko jest załatwione.

- Bo tak jest – przerwałam mu zanim zdążył się nakręcić. – To mail z uczelni na której miałam studiować, za kilka dni zaczynają się zajęcia, a ja wciąż figuruję na liście, więc przysłali mi pakiet powitalny, z przewodnikiem i takimi głupotami.

Zauważyłam jak ze zdenerwowania przygryza wargę, pewnie pomyślał dokładnie to czego się obawiałam.

- Nie zamierzam z tego korzystać, po prostu zaczęłam to przeglądać...

- I zastanawiasz się jakby to było gdybyś jednak tam studiowała – skończył za mnie. W jego głosie czaiło się niebezpieczne napięcie. Złapałam go za rękę.

- Nie chcę cię zostawiać – zapewniłam. – Kocham cię i chcę tu z tobą zostać.

- Hej – przerwał mi uspokajająco ściskając moją dłoń. – Spokojnie, wiem co czujesz, ta sytuacja jest czymś nowym dla nas dwojga, to nic dziwnego, że nadal nie pogodziłaś się z utratą życia jakiego nie będziesz mieć. – Brzmiał szczerze, dzięki czemu dziwny ucisk który poczułam wokół serca stopniowo zelżał. – Myślisz, że ja nie czuję się skołowany? – zapytał retorycznie – Do tej pory dorabiałem sobie na pracach dorywczych, a teraz będę musiał znaleźć coś na stałe, i to najlepiej z niezłymi zarobkami, to że Lydia podpisała papiery i figuruje jako potencjalny sponsor twojej wizy nie oznacza jeszcze, że mam zamiar pozwolić jej za cokolwiek płacić. – Kącik jego ust drgnął, ale nie był w stanie się uśmiechnąć. – To małżeństwo jest dla nas naprawdę niezłą szkołą prawdziwego dorosłego życia, a ty masz dopiero osiemnaście lat, powinnaś teraz myśleć, że wszystko jest możliwe.

Przysunęłam sobie jego dłoń do ust całując kostki palców.

Właśnie to jest dom. To jest bezpieczeństwo które potrafi dać tylko jedna osoba. Gasił w zalążku pożary które chciały pochłonąć mnie żywcem, i nie pozwalał na to, żebym się nimi sparzyła.

- No to jak pokarzesz mi tą swoją wymarzoną przyszłość? – zapytał radosnym tonem w którym nadal kryło się napięcie.

Uśmiechnęłam się i pokazałam mu ją, opowiadałam o wszystkim co miałam zamiar robić, jak sądziłam, że będzie wyglądało moje codzienne życie, na jakie zajęcia dodatkowe chciałam się zapisać. A on słuchał. Uśmiechał się do mnie zachęcając tym samym do dalszego zagłębiania się w swoje marzenia. Nie żałowałam swojej decyzji, zrozumiałam za to, że moje plany faktycznie diametralnie się zmieniły, nic już nie miało być takie jak sobie to zaplanowałam i chociaż w głębi duszy nadal czułam zalążek żalu z tego powodu, wiedziałam, że podejmuję właśnie jedyną właściwą decyzję.

Cieszyłam się jak głupia nie zdając sobie jeszcze sprawy z tego, że trzeci cios który miał dopiero nadejść będzie tym ostatecznym. Szczęście było na tyle przewrotne, że zdobycie go raz, wcale nie oznaczało, że będzie się go miało na stałe.

The art of perfection [new adult] (zakończone)Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang