35. Druga twarz

548 29 2
                                    

Christiana

- Co to za miejsce? – zapytałam wysiadając z samochodu jakieś pół godziny później. Zdążyło się już ściemnić, a pod moimi stopami chrzęścił żwir. Objęłam się ramionami bardziej w celu dodania sobie otuchy niż z zimna, noce w Teksasie były naprawdę ciepłe, więc dreszcze musiały być znakiem czegoś złego.

- Zaraz zobaczysz – oznajmił kiedy obszedł samochód i stanął przede mną próbując wyłapać moje spojrzenie. – Tylko ostrzegam, że jest typowo teksańskie, więc będzie bezpieczniej jeśli będziesz trzymać się mnie, niektórzy są dość mało tolerancyjni i słysząc obcy akcent mogą sięgnąć po broń zanim zaczną zadawać pytania.

- Serio? – zapytałam wgapiając się w niego szeroko otwartymi oczami. Jeśli potwierdzi wrócę do samochodu i tam na niego poczekam. Chociaż nie. Siedzenie samej też nie wydawało się dobrym rozwiązaniem.

Jego usta rozciągnął złośliwy uśmiech.

- Nie, nie jesteśmy aż tak zacofani, dopóki nie wejdziesz na czyjś teren prywatny, ani krzywo na niego nie spojrzysz powinnaś być bezpieczna.

Powinnam? Genialnie. I skąd ja niby miałam wiedzieć na czyim terenie stoję, jeśli nie chcieli intruzów powinni zrobić ogrodzenie z drutem kolczastym, takie jak w więzieniach.

- Przecież robię sobie z ciebie jaja. – Parsknął śmiechem. – Powiedziałem ci już, że nie pozwolę żeby stała ci sią żadna krzywda, przy mnie jesteś bezpieczna.

Zmrużyłam oczy nagle rozumiejąc o co mu chodzi.

- Mówisz to wszystko tylko po to, żeby mnie nastraszyć, bo wtedy będę się ciebie trzymać.

Nachylił się powoli i złożył na moim czole czuły pocałunek.

- Masz rację wolałbym żebyś trzymała się mnie, a masz w zwyczaju pakowanie się w problemy, więc wiesz... wszystkie chwyty dozwolone.

Ugryzłam się w język uznając jego słowa za swego rodzaju komplement. Troszczył się o mnie, i nawet jeśli czasami wybierał dość dziwne metody przekaz był jednoznaczny. Właśnie dlatego wtuliłam się w jego bok pozwalając się prowadzić.

Nie zadawania pytań pożałowałam kiedy stanęliśmy przed wysoką na ponad dwa metry siatką, do tej z mojego wyobrażenia sprzed kilku minut brakowało jedynie drutu kolczastego. Przystanęłam na chwilę zatrzymując tym samym również chłopaka który praktycznie ciągnął mnie za sobą.

Nadal trzymałam gębę na kłódkę aż za dobrze zdając sobie sprawę z tego, że wyśmieje mnie jeśli zacznę panikować. Zaciskałam palce na jego palcach umacniając nasz uścisk w razie gdyby jakaś nadprzyrodzona siła nagle zapragnęła nas od siebie odciągnąć. Poczułam drżenie ziemi pod stopami praktycznie w tym samym momencie w którym dosłyszałam muzykę. Ktoś najwyraźniej włączył bardzo mocne basy.

Wiedziałam już na co się szykować, więc widok wielkiego domu rozświetlonego na różne kolory przez kolorowe światła, specjalnie mnie nie zdziwił. W miarę zbliżania się do budynku widziałam coraz więcej ludzi szukających odrobiny prywatności: w niedbale zaparkowanych samochodach, pomiędzy nimi, albo w krzakach na obrzeżach posesji. Pokonałam odległość która dzieliła mnie od Reid'a i praktycznie wtuliłam się w jego plecy jednocześnie trochę chowając się za nim. Może fakt, że nigdy nie byłam na imprezie byłby czymś dziwnym dla większości ludzi, ale on dobrze mnie znał. Wiedział, że byłam do tej pory wychowywana pod kloszem spod którego zobaczyłam zaledwie niewielki ułamek prawdziwego świata. Rodzice uważali, że powinnam dbać o swój słuch, a nagłośnienie na imprezach często sprawiało, że słyszało się dzwonienie przez kilka następnych dni. Dopiero puszczona wolno zrozumiałam, że ich ochrona podejrzanie często przybierała formę nadmiernej kontroli. Nie miałam im tego za złe, nie sądziłam, żeby chcieli w jakikolwiek sposób mnie skrzywdzić, ale byli względem mnie nadopiekuńczy. A wiadomo, że nawet miłość w nadmiarze jest szkodliwa.

The art of perfection [new adult] (zakończone)Où les histoires vivent. Découvrez maintenant