22. Pierwsza miłość

688 37 3
                                    

Christiana

Policja. Zeznania. Telefon do rodziców i próba przekonania ich, że pomimo tego, że najadłam się strachu za wszystkie czasy nic mi się nie stało. Wyjaśnienie cioci i wujkowi dlaczego na ich podwórku leży postrzelony chłopak. To wszystko zajęło mi prawie cały dzień i było skrajnie wykańczające psychicznie.

Na szczęście mogłam chociaż część tego ciężaru przerzucić na Reida, na którego ramieniu wisiałam przez długie godziny, z czego w tym momencie nie byłam dumna. Mogłam sobie wmawiać, że byłam silną, samowystarczalną kobietą, ale prawda była taka, że gdyby nie on prawdopodobnie byłabym teraz martwa, albo wysiadałabym z samolotu Bóg jeden wie gdzie i nikt już więcej by o mnie nie usłyszał. On prawdopodobnie nie rozumiał zbyt wiele z całej sytuacji, w końcu nadal nie wtajemniczyłam go w całą moją historię i nie wiedziałam do końca czy miałam taki zamiar, nie przeszkadzało mu to jednak w byciu najlepszym oparciem na jakie mogłam liczyć w tej sytuacji. Przytrzymywał mnie kiedy nogi odmawiały posłuszeństwa, zamykał w swoich ramionach kiedy zaczynałam panikować, za każdym razem kiedy drżały mi dłonie chował je między swoje i uśmiechał się delikatnie. Nie mówił zbyt wiele, nie zadawał pytań, po prostu przy mnie był i czułam się tym urzeczona. Prawdopodobnie nie mogliśmy już wrócić do momentu w którym byliśmy dla siebie wrogami, ale ten nowy poziom relacji coraz bardziej mi się podobał. Gdyby nie to, że za kilka tygodni musiałam stąd wyjechać mogłabym się z nim nawet zaprzyjaźnić.

I oczywiście gdyby wreszcie przestał zjadać mi moje cynamonowe babeczki. I nazywać Cynamonką. Chociaż nie. Powoli zaczynałam się przyzwyczajać do tego przezwiska, które chyba z założenia miało być złośliwe, ale zupełnie takie nie było. Było słodkie.

Spojrzał mi w oczy z drugiego końca kuchni jakby doskonale wiedział co działo się teraz w mojej głowie. Odkąd wróciliśmy do domu wyglądał na udręczonego, ciocia z wujkiem byli w szoku i ciągle dopytywali mnie czy dobrze się czuję, wystraszyli się wracając do domu w którym szlochałam w koszulę chłopaka którego do tej pory nienawidziłam, podczas kiedy w ogrodzie z dziurą w nodze leżała moja dawna miłość. To wszystko było tak pokręcone, że sama nie wiedziałam jak powinnam się z tym wszystkim czuć.

Siedziałam po turecku na wyspie kuchennej, na pogotowiu dostałam jakieś leki uspokajające przez które byłam tak otępiała, że nie potrafiłam dalej płakać, nawet gdybym chciała. Lydia z Billym rozmawiali między sobą na temat wszystkiego o czym do tej pory staraliśmy się nie rozmawiać.

- Ale skąd mógł znać nasz adres? - zapytała kobieta opierając się biodrem o blat kuchenny. - Przecież dopilnowaliśmy, żeby nikt nie wiedział gdzie jesteś, ty też z nikim nie rozmawiałaś, nie dzwoniłaś do przyjaciółek, ani nie wysyłałaś wiadomości, prawda? - zapytała.

Przytaknęłam bawiąc się rąbkiem poduszki którą trzymałam przyciśniętą do piersi.

- On jest inteligentny - przyznałam niechętnie. - Jego ojciec znał naszą rodzinę od lat, mógł mu powiedzieć bardzo wiele rzeczy, a dodanie dwa do dwóch skończyło się tak jak się skończyło, proste.

- Proste? - zapytała z niedowierzaniem ciocia. - Przyleciał tutaj za tobą aż z Anglii, jakimś cudem znalazł adres, przyczaił się i wybrał moment w którym zostałaś w domu sama, gdyby... - Podeszła i przytuliła mnie z całej siły, nie wiem który raz w ciągu ostatnich trzech godzin. Wciąż byłam roztrzęsiona psychicznie, ale czułam się już bezpiecznie, a przynajmniej tak bezpiecznie ja tylko było to możliwe. Niemniej byłam wdzięczna wszystkim trzem osobom w tym pomieszczeniu, gdyby nie oni pewnie rozpadłabym się na kawałki już bardzo dawno temu. Przygarnęli mnie tutaj i sprawili, że poczułam jakbym miała prawdziwą rodzinę pomimo faktu, że swoją pozostawiłam za oceanem.

The art of perfection [new adult] (zakończone)Where stories live. Discover now