15. Cisza przed burzą

742 40 5
                                    

Christiana

Następnego ranka obudziłam się z głową pękającą na pół i suchością w ustach przez którą język stawał mi kołkiem. Odkryłam przy okazji jeszcze jeden bardzo ciekawy objaw kaca którego nie doświadczyłam nigdy wcześniej, pewnie dlatego, że nigdy wcześniej nie wypiłam aż tak dużo, te ostatnie dwa shoty wypite duszkiem po tym jak Dave zadzwonił po Reidena były kompletną pomyłką. Niniejszym dostałam strasznego światłowstrętu przez który nie mogłam otworzyć oczu. Przez lekko uchylone powieki zauważyłam dwie tabletki i butelkę wody leżące na szafce nocnej, nie miałam pojęcia skąd się tam wzięły i czy przypadkiem nie były trucizną, ale czułam się tak źle, że postanowiłam zaryzykować.

Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że miałam na sobie piżamę zamiast ubrań z wczoraj, chociaż nie pamiętałam żebym się przebierała. Wspomnienia poprzedniej nocy były poszarpane i zupełnie niejasne. Poranek w stajni, wściekłość Reid'a kiedy Dave się zjawił, nie wiedziałam dlaczego nikt nie mógł mi pomagać, zachowywał się jakby chciał mnie wykończyć, a ja miałam prawo prosić o pomoc, nawet jeśli dałabym sobie radę sama.

Nie rozumiałam go, nie miał ochoty mi pomagać, ale nikt inny też nie mógł tego robić, nie chciał spędzać ze mną czasu, ale kiedy znajdowałam inne towarzystwo wściekał się tak, że odstraszał ode mnie wszystkich. Byłam skołowana, bo niezależnie od tego jak wielką niechęcią mnie darzył przyjechał po mnie i odprowadził do łóżka kiedy potknęłam się o własne nogi w drodze na górę. Jego niewzruszony wyraz twarzy w ogóle się przy tym nie zmienił, ale czułam jakby coś w nim drgnęło. W końcu musiał wrócić na dół po wodę i tabletki i wyjść z powrotem na górę, żeby zostawić je przy moim łóżku. Nie zrobiłby tego gdyby nie darzył mnie chociaż minimalną dawką sympatii.

Z tą myślą zeszłam na dół wciąż trzymając się za głowę. Ciocia odrobinę wyśmiała stan do którego się doprowadziłam, ale widziałam się z nią tylko przelotnie, bo miała jedną z nielicznych wyjazdowych sesji zdjęciowych które ograniczyła na czas mojej wizyty i miała wrócić dopiero po zmroku. Nie powiedziałam jej o dostaniu się na studia, nadal nie zdecydowałam co zrobię z moją przyszłością, a dopóki nie będę pewna, nie miałam zamiaru zawracać sobie głowy zewnętrznym zgiełkiem. Każdy miał swoją opinię, a ja chciałam słuchać samej siebie.

Reida znalazłam na tyłach domu, korzystając z resztek cienia rąbał drewno w swojej ulubionej koszulce z wyciętymi bokami przez które prawie cały jego tors wystawiony był na mój widok. Przechyliłam głowę obserwując jego mięśnie pod opaloną skórą napinające się przy każdym ruchu, co jakiś czas odsuwał z czoła przepocone kosmyki włosów. W jakiś sposób obserwowanie go przy pracy od samego początku wydawało mi się czymś osobistym, jakbym zakradała się właśnie do jego głowy. Praca fizyczna była dla niego taką samą formą medytacji jak dla mnie malarstwo.

- Masz zamiar podejść, czy będziesz się tak przyglądać? - zapytał nie odwracając się w moją stronę.

- Nie chciałam ci przeszkadzać - odpowiedziałam nawiązując do naszej rozmowy przeprowadzonej kilka dni temu na strychu. - Skąd wiedziałeś, że tu jestem?

- Czułem na sobie twoje intensywne spojrzenie - rzucił mimochodem zawstydzając mnie tym bardziej niż byłam się w stanie do tego przyznać. Podziwiałam go od kilku minut, a on doskonale zdawał sobie z tego sprawę. - Poza tym wciąż śmierdzi od ciebie alkoholem.

Przewróciłam oczami trochę przeklinając go w myślach.

- Przepraszam bardzo panie wrażliwy - prychnęłam. - Wypomnę ci to następnym razem kiedy wypijesz kilka piw przy wieczornym ognisku.

Odwrócił się w moją stronę, a jego ciemne oczy przesunęły się po całym moim ciele. Cholera. Nie pomyślałam nawet o tym, że wczoraj przez pół dnia piłam, spałam tylko kilka godzin, i nie czesałam włosów od dwóch dni, pewnie wyglądałam koszmarnie. A jednak w jego spojrzeniu nie zauważyłam pogardy której się spodziewałam, jednym ruchem wbił siekierę w klocek przerywając tym pracę.

- Tak się składa, że ja jestem pełnoletni, mi wolno pić legalnie, tobie nie. - Otwarłam usta chcąc zaprotestować, ale jeden krok który postawił w moim kierunku sprawił, że słowa zamarły mi w gardle. - I jeśli jeszcze raz pójdziesz do baru i chociażby zamoczysz palec w alkoholu poniesiesz poważne konsekwencje.

- Konsekwencje? - zapytałam unosząc jedną brew. - Nie ma tu moich rodziców, a Lydia nie ma nic przeciwko, żebym od czasu do czasu dobrze się zabawiła, więc kto niby miałby...

Pokonał resztę dzielącej nas odległości w mgnieniu oka, złapał moją szczękę i uniósł głowę tak żebym musiała patrzeć mu prosto w oczy. Moje serce zgubiło rytm, kiedy omiótł spojrzeniem całą moją twarz.

- Ja to zrobię, jeśli nie zaczniesz zachowywać się jak grzeczna dziewczynka poniesiesz konsekwencje. - Jego ton był spokojny, ale wcale nie straszny.

Z trudem przełknęłam ślinę. Owszem zdarzało mu się być onieśmielającym, ale tym razem wcale się go nie bałam, graliśmy w grę, bawiliśmy się, a ja coraz lepiej łapałam jej zasady.

- Zostawiłeś mi wodę i tabletki? - zapytałam sprawiając, że nieznacznie zmarszczył nos. Gdyby chciał mnie ukarać zrobiłby wszystko żeby ten kac był dla mnie jak najbardziej dotkliwy, tymczasem zupełnie bezinteresownie mi pomógł. - I ubrałeś mi piżamę.

- W ubraniu sama trochę mi pomogłaś - wytłumaczył się szybko. - Nie zrobiłem tego, żeby cię wymacać, chociaż ten twój Dave pewnie nie omieszkał skorzystać z sytuacji w barze.

Jego palce nadal zaciskały się na mojej szczęce, ale nie na tyle żeby zrobić mi krzywdę, przytrzymywał mnie nie raniąc. Nigdy tak naprawdę mnie nie zranił, nigdy nie przekroczył granicy.

- On nie jest wcale taki zły jak ci się wydaje, pomógł mi.

- Ja też mogłem to zrobić - syknął.

- Powiedziałeś, że mam cię o to nie prosić - zauważyłam niepewnie unosząc rękę, moje palce zawinęły się wokół jego nadgarstka, skóra wciąż była lekko wilgotna, a powietrze które nas dzieliło nagle wypełniło się elektrycznością która dosłownie iskrzyła. Wpatrywałam się w jego oczy praktycznie nie mrugając. - Że mam cię nigdy o nic nie prosić - dodałam.

- Proś - rzucił szybko. - Zawsze to mnie proś jako pierwszego, o wszystko. - Jego uścisk rozluźnił się wreszcie pozwalając mi opuścić podbródek. Niechętnie puściłam jego nadgarstek wiedząc, że nie powinnam go dotykać skoro on nie dotykał mnie.

- Nawet o cynamonową muffinkę? - zapytałam próbując go podejść. Usiłował zachować niewzruszony wyraz twarzy, ale kąciki jego ust i tak go zdradziły drgając w górę.

- Zastawiłem ci jedną, ale dostaniesz ją tylko jeśli zjesz porządne śniadanie które ci przygotowałem.

- Przygotowałeś mi śniadanie? - zapytałam, a moje brwi powędrowały wyżej niż kiedykolwiek wcześniej. Po moim wczorajszym nieposłuszeństwie bardziej spodziewałabym się tego, że zrobi mi głodówkę na dwa dni.

- Musisz uzupełnić składniki odżywcze, lepiej żebyś nie straciła przytomności na dachu.

- Na dachu? - zapytałam z przerażeniem. - Na jakim dachu?

- U pani Monroe, wczoraj zaciąłem się dachówką pamiętasz? - zapytał unosząc zabandażowaną dłoń. - Więc dzisiaj będę potrzebował pomocnika, i nawet nie próbuj się migać, musimy to zrobić bo w nocy ma padać.

Minął mnie jak wściekłe zwierzę wchodząc do domu w roboczych butach które zostawiały ślady na parkiecie cioci.

Uśmiechnęłam się sama do siebie, być może moja słodka natura wreszcie tak troszeczkę go zmiękczyła, albo to cisza zawsze następowała zaraz przed burzą. W naszym przypadku zawsze tak było, na każdy krok do przodu przypadały dwa w tył.

The art of perfection [new adult] (zakończone)Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt