34. Balansowanie na krawędzi

464 21 3
                                    

Christiana

Nic dobrego okazało się potężną skarpą na samym skraju lasu. Miejsce było magiczne, ale lekko przerażające, stając kilka kroków od przepaści ciągnącej się na co najmniej kilkanaście metrów w dół czułam przyśpieszanie pulsu. Byłam ostrożnym dzieckiem, zawsze kalkulowałam wszystko w głowie, a podejmowanie jakiejkolwiek decyzji zajmowało mi bardzo wiele czasu. Rodzice chuchali na mnie i dmuchali jakbym była czymś cennym jednocześnie nie wiedząc, że pchają mnie prosto w łapy potwora w ludzkiej skórze. Potwora który mógł mnie zniszczyć, ale tego nie zrobił, podniosłam się, stałam się silniejsza, zaczęłam odzyskiwać siebie, chociaż jeszcze jakiś czas temu wydawało mi się, że jest to zupełnie niemożliwe. A to w dużej mierze zasługa chłopaka stojącego właśnie przede mną, chłopaka któremu kawałek po kawałku oddawałam całe serce.

- Ej no, przecież wiesz, że sobie z tym poradzę, ja chcę się wspiąć na drzewo - zaprotestowałam kiedy zapiął pas na swoich biodrach.

- Cynamonko, po tym czego się o tobie dowiedziałem już nigdy nie pozwolę ci zrobić nic tak ryzykownego.

- Ale przecież dałam sobie radę - zaprotestowałam unosząc się na palce i muskając lekko jego usta swoimi.

- Tak odwiązałaś zabezpieczenia i prawie rozplaszczyłaś się na ściółce jak naleśnik, nie bawimy się w ten sposób jeśli nie słuchasz wytycznych.

- Prawie zawsze cię słucham - rzuciłam czym rozśmieszyłam nas oboje. Przesunął kostkami palców po moim policzku, z czułością i delikatnością.

- Nie słuchasz i bardzo chętnie robisz mi na złość. - Kciukiem zahaczył o moje wargi. - Więc odpowiedź brzmi nie, nie pozwolę ci wejść na drzewo, ale jeśli będziesz grzeczna załapiesz się na coś innego.

- Do czego ty zmierzasz? - zapytałam po piętnastu minutach kiedy wyszedł prawie na sam czubek jednego z najbardziej zbliżonego do skraju drzewa przywiązując linę do jednej z gałęzi, a później zsunął się na sam dół, z niecnym wyrazem rozpromieniającym twarz.

- Dobra teraz będziesz musiała się na chwilę odsunąć i...

- O nie - prawie krzyknęłam nagle zdając sobie sprawę z tego co zamierzał zrobić. - Nie mów mi, że masz zamiar tak po prostu zawisnąć nad kilkunasto-metrową pustką.

- Nie mam zamiaru nad nią zawisnąć, chcę się tylko pohuśtać.

- Jesteś szalony - stwierdziłam oczywistość. - I głupi jeśli myślisz, że ci na to pozwolę.

- A czy ja prosiłem o pozwolenie? - zapytał ukazując mi prawie wszystkie zęby w szerokim uśmiechu, po czym wziął rozbieg na niewielkim wzniesieniu i wybił się poza krawędź. Zaczęłam krzyczeć, a moje biedne serce na kilka długich sekund przestało bić, słyszałam trzeszczenie drewna i delikatne skrzypienie liny. Ale nie stało się nic złego przeleciał kilka metrów po czym wrócił na twarde podłoże.

Spojrzałam w jego pełną samozadowolenia twarz i widząc zadziorny błysk w jego oczach pokonałam dzielącą nas przestrzeń i chwyciłam go za koszulkę wpijając się nią z całej siły, na tyle żeby nie mógł mnie już nigdy więcej tak nastraszyć.

- No co tam Cynamonko przestraszyłaś się, że będziesz musiała sama wracać do mojego domu i poinformować moich rodziców, że postanowiłem rzucić się w przepaść? - zapytał przyciągając moją głowę do swojej klatki piersiowej. Tkwienie w jego ramionach stało się w ostatnim czasie moim ulubionym miejscem. Potrafił podnieść moje ciśnienie do granic zawału i uspokoić je lepiej niż leki uspokajające.

- Gdybyś zabił się na moich oczach wskoczyłabym tam za tobą żeby cię ożywić i zabić ponownie.

Jego klatka piersiowa zatrzęsła się od śmiechu.

The art of perfection [new adult] (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz