42. Zrywanie plastra

306 21 4
                                    

Reiden

Następne dwa dni wydawały się trwać krócej niż mrugnięcie powieką, a zarazem ciągnęły się jak najdłuższe godziny mojego życia. Christiana nie żartowała, naprawdę rozważaliśmy wszystkie opcje, próbowaliśmy dojść do jakiegokolwiek spójnego planu w którym żadne z nas nie musiałoby kompletnie rezygnować z tego co chciało robić. Na marne. Kończył nam się czas i opcje. Nie mogliśmy tak po prostu tego ignorować. Trzeba było coś wybrać, a wybór którego mieliśmy dokonać przypominał trochę strzelenie sobie w łeb żeby zakończyć to wszystko szybko i w miarę bezboleśnie, a podcięciem sobie żył i czekaniem aż wreszcie straci się przytomność.

Czułem jakbym umierał po trochę, za każdym razem kiedy próbowaliśmy coś wymyślić a w oczach mojej narzeczonej pojawiały się łzy bezsilności. Może gdyby była już po studiach, może gdyby jej nazwisko było trochę bardziej rozpoznawalne byłaby w stanie dołożyć się do domowego budżetu. Może gdybym ja lata temu nie stchórzył, zacisnął zęby i wytrzymał w Nowym Jorku trochę dłużej w tym momencie miałbym cokolwiek na koncie i może ktoś dałby mi jakieś zlecenie na miejscu, ale gdybanie było zupełnie bezsensowne. Nie mogliśmy zmienić sytuacji w której się znajdowaliśmy, a ta była beznadziejna.

Wieczorem drugiego dnia siedziałem na rozkładanym krzesełku obok szklanego stolika który postawiliśmy na wysepce pośrodku jeziora. Próbowałem wmówić sobie, że przyszedłem tutaj trochę pomyśleć, ale tak naprawdę chowałem się przed Christianą. Każda minuta w której nie mogła mnie znaleźć była odsuwaniem w czasie nieuniknionego. Nie byliśmy w stanie obronić tego co było między nami od rzeczywistości która właśnie to niszczyła. A ja nie chciałem żeby tak było.

Słysząc skrzypienie kładki pod jej stopami zamknąłem oczy. Nie byłem gotów na koniec który nadchodził wielkimi krokami. Jeszcze tylko kilka sekund łudzenia się, że wszystko można zmienić, tylko kilka krótkich sekund.

- Cześć Skarbie – usłyszałem jej słodki głos, i kula emocji znalazła sobie drogę do mojego gardła. – Nieźle się ukryłeś – skwitowała z napięciem w głosie.

- Po pierwsze – odezwałem się spoglądając na moją narzeczoną która odkładała właśnie przeklętego laptopa na stolik. Prawdopodobnie po dzisiejszym dniu nie będę mógł już jej tak nazywać. – Wcale się nie ukryłem, chciałem chwilę pobyć sam, a poza tym, nie mów do mnie takim słodkim głosem, wiem po co przyszłaś.

Oboje wiedzieliśmy, i nie powinienem robić jej z tego powodu wyrzutów, miała sporo racji, to rozwiązanie było najlepsze, ale cholera właśnie ją traciłem jak miałem zareagować? Nienawidziłem za to siebie, życia, losu, i trochę nawet jej, gdyby pozwoliła mi nadal się nienawidzić byłoby dużo łatwiej, już dawno byłaby pół świata ode mnie.

- Myślę, że już czas – odpowiedziała spokojnie.

- Jeszcze nie – zaprotestowałem. – To jeszcze długo nie będzie odpowiedni czas.

Westchnęła ciężko jakby próbowała to wszystko z siebie wypuścić. Czasem zastanawiało mnie skąd miała w sobie tyle siły, kiedyś, dawno temu wydawało mi się, że może nie kocha mnie tak mocno jak ja kocham ją, właśnie dlatego to wszystko przychodziło jej łatwiej. Ale to nie była prawda, ona była po prostu silniejsza, trochę bardziej zdystansowana, zdecydowanie lepiej potrafiła ukrywać swoje uczucia, co wcale nie oznaczało, że ich nie miała. Być może kochała mocniej niż większość ludzi których spotkałem na swojej drodze, po prostu, jej miłość była cicha, na szczęście nie potrzebowałem jej słyszeć żeby wiedzieć co czuje, i nawet jeśli teraz wydawała się lepiej nad sobą panować, wiedziałem, że jej serce też łamało się na kawałki.

- Wiesz, że im szybciej to zrobimy, tym szybciej będzie po wszystkim, to jak ze zrywaniem plastra.

- Gówno prawda – wtrąciłem się. – Żadne cholerne zrywanie plastra nie boli tak jak to.

Wślizgnęła się na moje kolana, zagłębiając twarz w mojej szyi, krzesło na którym siedziałem zaskrzypiało złowrogo nieprzystosowane do takiego obciążenia, ale miałem to w dupie. Moje dłonie gładziły plecy mojej narzeczonej. Miałem zamiar w pełni wykorzystać ten krótki czas w którym wciąż mogłem ją tak nazywać.

- Myślałam, że się uda – wyłkała cicho. – Naprawdę myślałam, że nam się uda.

I co niby miałem powiedzieć. To ja byłem mężczyzną, to ja obiecałem jej, że będzie miała najwspanialsze życie, że nigdy jej nie skrzywdzę, i że wyjedzie stąd trochę szczęśliwsza niż przyjechała. Cholerne brednie. Czułem się jak namiastka prawdziwego faceta nie potrafiąca nawet zaopiekować się swoją kobietą.

- Ja też tak myślałem Cynamonko – przyznałem. – Tak cholernie cię kocham, że nawet nie mogę myśleć o tym, że cię przy mnie nie będzie.

Odsunęła się ode mnie kładąc dłonie płasko na mojej klatce piersiowej. Nie wiem który raz w ciągu ostatnich kilku dni widziałem jak płacze, za każdym razem mnie to dobijało, chciałem kurwa żeby była szczęśliwa. Wsunąłem dłonie pod bluzkę na jej biodrach głaszcząc delikatnie nagą skórę.

- Myślę, że będziesz trochę zbyt zajęty, żeby o mnie myśleć – rzuciła próbując rozluźnić atmosferę.

- Myślę, że nigdy nie będę tak zajęty, żebyś nie przemykała przez moje myśli – odpowiedziałem. Przechyliła lekko głowę przyglądając mi się pod innym kątem.

- Wiesz, że czasami tęsknię za tym palantem który nie pozwalał mi jeść moich ulubionych płatków dopóki na nie nie zasłużę.

- Taaa, ja za nim nie tęsknię – przyznałem przypominając sobie jaki wtedy dla niej byłem. Podejrzewałem ją o najgorsze zamiary, a prawda okazała się być dokładnie odwrotna. Myślę, że ona dała mi najlepszą lekcję na temat tego, że nie powinno się oceniać książki po okładce, gdyby ktoś w pierwszym tygodniu naszej znajomości powiedział mi, że tak trudno będzie się z nią pożegnać nie uwierzyłbym. – Ale w jednym miał rację, na coś dobrego trzeba sobie zasłużyć.

Powoli oblizała spierzchnięte wargi, skubiąc palcami materiał mojej koszulki.

- I myślisz, że my po prostu na siebie na zasłużyliśmy? – Przesunąłem kłykciami po jej policzku, przez co wtuliła twarz w moją dłoń.

- Ja z całą pewnością nie zasłużyłem na ciebie.

- Nie – zaprzeczyła a w jej smutnym spojrzeniu pojawiły się zaciekłe iskierki. – Nie możesz brać winy na siebie, jeśli na siebie nie zasługujemy to oboje.

- Dobrze – odpowiedziałem pośpiesznie chcąc ją udobruchać, ostatecznie i tak wiedziałem jaka jest prawda. To na mnie ciążyła odpowiedzialność doprowadzenia tego wszystkiego do końca.

- Pomyślałam, że będzie dobrze jeśli wspólnie zarezerwujemy loty i całą resztę – odezwała się znowu odchrząkując co drugie słowo, bo mówienie sprawiało jej wyraźną trudność.

- Dobrze – powtórzyłem bezwiednie wiedząc, że tym razem protesty nie mają już żadnego sensu. To był kolejny etap końca który następował bardzo powoli i chociaż można by myśleć, że tak będzie lepiej wcale tak nie było. Nie miałem pojęcia jak będę funkcjonował kiedy znowu będę sam, a przecież powinienem to wiedzieć byliśmy razem tylko kilka tygodni, to nie powinno mieć żadnego znaczenia. Wyleczenie się z czegoś nie powinno przecież trwać dłużej niż ta rzecz. A przynajmniej tak to sobie tłumaczyłem. Dla naszego wspólnego dobra miałem nadzieję, że mam rację i to co było między nami wygaśnie kiedy przestaniemy się widywać.

Wciągnęła laptopa na kolana otwierając stronę przewoźnika. Przymknąłem na chwilę powieki prosząc Boga, albo cokolwiek co mogło mi w tym momencie pomóc, o siłę.

Właśnie w ten sposób to zrobiliśmy, siedząc wspólnie na jednym krześle dokonaliśmy rezerwacji naszej przyszłości, osobnej przyszłości. Po wszystkim Christiana wtuliła się we mnie z całej siły jakby ktoś chciał ją siłą ode mnie odciągnać, a ona próbowała stać się ze mną jednością żeby nikt już nigdy nie mógł jej zabrać. Też tego chciałem. Przyciskanie jej tak mocno do siebie podczas kiedy oboje płakaliśmy przypomniało mi pewną sytuację z dzieciństwa, kiedy miałem siedem lat rodzice musieli uśpić naszego psa, bo był nieuleczalnie chory, pierwsze chcieli trzymać nas od tego z daleka, ale ja chciałem być odważny, trzymałem go w ramionach kiedy wstrzykiwali do jego małego organizmu truciznę i czekałem aż jego serce przestanie bić. Teraz czułem się dokładnie tak samo jak wtedy, Christiana nie umierała, ale też dostaliśmy właśnie bardzo ograniczony czas, który skończy się dużo wcześniej niż bym tego chciał, a później zostanę z niczym. Na tą myśl ścisnąłem ją trochę mocniej.

The art of perfection [new adult] (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz