6. Wykład z biologii

817 35 3
                                    

Christiana

Przez kilka pierwszych minut zaraz po obudzeniu byłam w stu procentach pewna, że nie żyję. Później przypomniałam sobie, że po śmierci chyba nie czuło się bólu. A ja go czułam. I to bardzo wyraźnie. Zazwyczaj nie pracowałam fizycznie, więc wczorajszy dzień miał dość opłakany skutek jeśli chodzi o moje ciało. Bolały mnie nawet te mięśnie o których istnieniu nie miałam najmniejszego pojęcia. Wstając z łóżka musiałam przytrzymać się szafki nocnej, bo moje uda wydawały się palić żywym ogniem.

Kilkukrotnie poprzysięgłam sobie, że zabiję tego palanta kiedy tylko go zobaczę. Pewnie okazja do tego nadarzy się dość szybko, w końcu kazał mi wstać o piątej i zameldować się przed domem jeszcze przed śniadaniem, a ja zupełnie olałam polecenie warknięte w moim kierunku kiedy wspinałam się już po schodach do swojego pokoju. Obraził się na mnie, bo musiał wnieść monsterę aż na strych gdzie chciałam ją postawić. Na początku stwierdził, że mam sobie radzić sama, ale kiedy nie podołałam i Billy zaoferował mi swoją pomoc pojawił się nagle jakby znikąd i stwierdził, że on to zrobi. Wcale nie dlatego, że chciał mi pomóc, po prostu pozwolenie na dźwiganie ciężarów facetowi któremu za niedługo stuknie sześćdziesiątka nie było zbyt kulturalne. To mógł być jeden ze sposobów na zdobycie nad nim przewagi. Przy nim chciałam grać twardą, ale jeśli w towarzystwie cioci albo wujka będę sprawiać pozory trochę nieporadnej zmuszę go do wykonywania za mnie zadań których sama nie chciałam robić.

To trochę śmieszne, że tylko on uważał się za wystarczająco inteligentnego, żeby zagrać w naszą grę. Nie wiedziałam do końca dlaczego pałał do mnie taką nienawiścią, ale z całą pewnością chciał się mnie stąd pozbyć. A ja nie miałam się gdzie indziej podziać. Potrzebowałam tego miejsca i miałam zamiar o nie walczyć.

- Dzień dobry Ana - zaświergotała pogodnie ciocia kiedy zeszłam, a raczej zwlokłam się ze schodów. - Jak ci się spało? - zapytała przystając chwilę w drodze do drzwi wyjściowych.

- Całkiem nieźle - skłamałam bez mrugnięcia okiem. Wcale nie spało mi się dobrze, pomimo tego, że moje ciało było kompletnie wykończone, kiedy tylko przytknęłam głowę do poduszki uruchomił się mózg, i nie pozwolił mi przespać więcej niż cztery godziny. Byłam pewna, że odbija się to na mojej twarzy, na szczęście ciocia była zbyt miła żeby o tym wspomnieć. Pewnie nawet nie zdawała sobie sprawy z tego jak bardzo wdzięczna jej byłam za to, że nie pytała na każdym kroku jak się czuję i traktowała mnie normalnie. - Jaki plan na dziś? - zagaiłam rozmowę chcąc mimo wszystko odwrócić uwagę od mojej osoby.

- Chłopcy przygotowali już miejsce na rozładunek blachy na dach garażu, transport powinien dotrzeć tutaj za jakąś godzinę może dwie. - Zarzuciła sobie torebkę na ramię i wyglądała jakby się za czymś rozglądała. - Billy pojechał załatwić coś w sklepie, podobno jeden z pracowników źle przeliczył towar podczas dostawy i muszą dojść do wniosku jak wprowadzić to w system. Ja idę do sąsiadki, to starsza pani która mieszka sama, mam ją zabrać na badania krwi, nie powinno mi to zająć zbyt długo, możesz zjeść śniadanie, a potem rób co chcesz, w razie gdybyś nie mogła czegoś znaleźć, czy nie daj Boże jeśli coś się stanie zostajesz z Reidem.

W ostatnim momencie powstrzymałam się przed przewróceniem oczami, i to tylko dlatego, że ciocia na mnie patrzyła. Zostawiając nas samych, bez nadzoru osób trzecich które w razie potrzeby mogłyby rozładowywać napięcie było jak wrzucenie dwóch wściekłych kotów do jednego pudełka. Ktoś na pewno nabawi się jakiś obrażeń.

- Jasne nie ma sprawy, będę grzeczna - obiecałam krzyżując palce za plecami.

Naprawdę miałam zamiar dotrzymać obietnicy złożonej cioci. Do kuchni weszłam z jak najlepszym nastawieniem, ale wystarczyło jedno spojrzenie którym obrzuciłam chłopaka siedzącego przy wyspie kuchennej, żeby krew w moich żyłach zawrzała.

The art of perfection [new adult] (zakończone)Where stories live. Discover now