8. Dlaczego mnie nienawidzisz?

725 31 1
                                    

Christiana

Z początku myślałam, że Reid próbuje mnie zamordować pozorując nieszczęśliwy wypadek. Co innego miałam pomyśleć, kiedy kazał mi wleźć na jakieś drzewo z jakimiś dziwnymi kolcami na butach. Ale później, oczywiście już po tym jak przezwyciężyłam napad paniki podczas którego przytuliłam się do drzewa i liczyłam na to, że śmierć przyjdzie szybko, naprawdę nieźle się bawiłam.

Zazwyczaj nie próbowałam niczego, co wiązałoby się z takim skokiem adrenaliny. Rodzice wychowywali mnie na delikatną artystkę która dostrzega piękno świata w drobiazgach i nie poświęcali czasu na zapisywanie mnie na jakieś sporty i uczenie mnie fizycznej pracy. Nie miałam im tego za złe, odnajdowałam się w sztuce. Ostatecznie to właśnie z nią wiązałam swoją przyszłość, ale prawda była taka, że spodobało mi się zaznanie prawdziwego życia, poczucie go pełną piersią, a nie tylko kontemplowanie go. Właśnie dlatego odwiązałam linę. Z panicznym strachem i wizjami nagłego końca zdołałam zejść na dół w jednym kawałku.

Reiden wciąż był na mnie o to obrażony. Stwierdził, że nigdy więcej nie zorganizuje czegoś co mogłabym odwrócił przeciwko niemu. Podobno widział się już za kratami skazanego za nieumyślne spowodowanie śmierci, bo rzekomo nikt by mu nie uwierzył, że zadbał o moje zabezpieczenia, ale ja byłam na tyle głupia żeby z tego zrezygnować.

Zbyłam go śmiechem i stwierdziłam, że od samego początku miałam przecież wszystko pod kontrolą. Wkurzył się jeszcze bardziej i nie odzywał przez dobre trzy minuty. Wreszcie z westchnieniem sięgnął po papierową torbę leżącą na tylnym siedzeniu i podał mi ją. W środku znalazłam kilkanaście babeczek. Porcja raczej dla kogoś trzy razy większego ode mnie, ale Palant uznał, że skoro pracuje teraz fizycznie powinnam więcej jeść.

Nie oponowałam siedziałam na rozłożonym tyle pick-upa i machałam nogami. Mój wróg siedział obok mnie, tak blisko, że stykaliśmy się ramionami, ale nie wyglądało na to, żeby którekolwiek z nas miało coś przeciwko temu. Chyba ogłosiliśmy chwilowe zawieszenie broni które naprawdę mi się podobało.

Chłopak wbił zęby w kolejną cynamonową babeczkę, które podobno kupił tylko ze względu na mnie, ale sam zjadł ich kilka więcej niż ja, uparcie twierdząc, że wcale nie smakują mu równie mocno jak te cytrynowe z borówkami które do tej pory były jego zwyczajowym wyborem.

- A więc jak to się stało, że chłopak który dla zarobku wspina się na martwe drzewa żeby pociąć je na kawałki stał się modelem? - zapytałam machając energicznie nogami które dyndały nad ziemią. - Bo to raczej nie brzmi jak typowa historia.

- Nigdy nie miałem zamiaru być modelem - przyznał nie patrząc na mnie, jego spojrzenie uparcie utkwione było w drzewach przed nami. - Przepraszam za słownictwo, ale wydawało mi się, że tylko pizdy i lalusie którzy spędzają dwie godziny dziennie na siłowni, i kolejną godzinę na solarium mogą się tym zajmować.

- Więc co zmieniło twoje podejście? - zapytałam ciągnąć go za język skoro już zaczął mówić.

- Steve który zagadał mnie w sklepie z elektroniką - powiedział z uśmiechem na ustach. - Takim niedaleko mojej rodzinnej miejscowości, jego dziewczyna mieszkała w pobliżu, i jadąc do niej odbierał jej laptopa z naprawy, ja byłem tam akurat żeby zostawić mój telefon. Zagadał mnie i powiedział, że jestem przystojny, pierwsze go wyśmiałem nie rozumiejąc do czego dąży, a kiedy dał mi wizytówkę Lydii byłem pewien, że robi sobie ze mnie jaja, ale on nalegał żebym zadzwonił na ten numer i powołał się na niego. Zrobiłem to. - Przerwał na chwilę kończąc babeczkę. Myślałam, że to już koniec historii, i nie ma zamiaru uraczyć mnie jej dalszym ciągiem, ale już kiedy miałam coś powiedzieć odezwał się. - Wreszcie stwierdziłem, że co mi zależy, kto nie ryzykuje nie pije szampana, zadzwoniłem. Lydia kazała mi przyjechać do swojego domu, miałem wtedy szesnaście lat, więc tata pojechał ze mną. Zrobiła mi profesjonalne zdjęcia zupełnie bezpłatnie i stwierdziła, że będę mógł zacząć jej płacić dopiero kiedy podpiszę jakiś kontrakt. Podpisałem. W pieprzonym Nowym Jorku, spędziłem tam dwa lata robiąc jakieś większe i mniejsze reklamy, później zleceń zaczęło być coraz mniej, a mieszkanie tam jest cholernie drogie, więc wróciłem tutaj. Od czterech lat teoretycznie nadal pracuję w modelingu, ale zleceń jest mniej niż więcej, więc dorabiam przy ścince drzew, umiem też naprawiać samochody, więc nie narzekam.

- Moja ciocia jest naprawdę niesamowita - stwierdziłam wreszcie.

- Zgadzam się z tym, przyjęła mnie pod swoje skrzydła i nadal próbuje rozkręcić moją karierę. Z Billym są dla mnie jak rodzina i nie pozwolę nikomu ich krzywdzić czy wykorzystywać.

Przełknęłam z trudem ślinę. Z jednej strony podobała mi się jego lojalność, jednak z drugiej doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że ma na myśli mnie, od samego początku twierdził, że nie pozwoli mi być darmozjadem na utrzymaniu cioci i wujka, uważał, że chcę ich po prostu wykorzystać. A ja musiałam się poważnie zastanowić nad tym czy chcę to sprostować.

- Wiesz, że to nie tak, że nie przyjeżdżałam tu bo nie kochałam cioci? - zapytałam dziwnie zachrypniętym głosem. - Najzwyczajniej w świecie jej nie znałam, wyjechała kiedy miałam kilka lat, a później mama i babcia powtarzały mi ciągle, że jest taka głupia, że zakochała się w mężczyźnie po rozwodzie w dodatku z dzieckiem.

- Billy jest dobrą partią, a Steve traktuje twoją ciotkę jak własną matkę.

- Ja to wiem, ale... - Przygwoździł mnie swoim spojrzeniem czekając na ciąg dalszy. Miałam wrażenie jakby to co właśnie powiem miało mieć bardzo duży wpływ na to jak będzie wyglądać nasza relacja.

- Mogłaś przynajmniej ją odwiedzać, wiesz jak przeżywała to, że praktycznie nie ma z tobą kontaktu? Zresztą jak z całą swoją pożal się Boże rodziną.

- A co ja niby miałam zrobić? - zapytałam poirytowana. - Byłam tylko małym dzieckiem, jak niby miałam sama polecieć na drugi koniec świata? Gdyby to ode mnie zależało miałabym kontakt z ciocią przez cały ten czas, ale tak się nie stało, przepraszałam ją już za to setki razy, ona to rozumie, wie, że nie miałam z tym wszystkim nic wspólnego i mi wybaczyła, dlaczego ty nie potrafisz tego zrobić?

Czekałam na odpowiedź patrząc na niego oczami w których zebrały mi się łzy. Myślał, że ja nie czułam się z tym wszystkim źle? Czułam się. Tylko co to niby zmieniało? Relacje w wielu rodzinach pozostawiają bardzo wiele do życzenia, nasza powoli się uzdrawiała, moja mama zaczynała rozumieć, że ciocia nie zrobiła wcale niczego złego, a to, że zostawiła w Anglii chłopaka którego obie z babcią uważały za ideał i poszła swoją drogą nie było złośliwością wymierzoną w ich kierunku. Już moja w tym głowa, żeby następne święta wszyscy spędzili razem. Tak jak być powinno.

- Wiesz dlaczego nie potrafię cię tutaj zaakceptować? - zapytał przenosząc na mnie spojrzenie swoich brązowych oczu. - Bo widzę co się właśnie dzieje, jesteś tą słodką idiotką w której wszyscy wprost się zakochują, tak uroczą, że aż robi się od tego niedobrze. - Zacisnęłam szczękę mając zbyt wiele do powiedzenia na ten temat. Nie chciałem pozwalać na to, żeby mnie obrażał, ale może wreszcie dowiedziałabym się o co mu do jasnej cholery chodziło. - Przez te trzy miesiące oni się do ciebie przywiążą, staniesz się nieodłącznym elementem ich życia. Już po części się nim stałaś. A później wyjedziesz - jego ton stał się jeszcze bardziej lodowaty. - I znowu zapomnisz o wszystkich których tu spotkałaś, zostawisz za sobą pustkę i nawet się nie odezwiesz, bo przecież będziesz miała swoje ważniejsze sprawy, prawda?

Kula w gardle urosła mi do tego stopnia, że nie byłam w stanie wydobyć z siebie głosu walczyłam ze łzami które cisnęły mi się do oczu, czułam jak cierpnie mi skóra pomimo promieni słońca które paliły bardzo mocno.

- Tylko nie mów, że teraz zaczniesz beczeć - zakpił śmiejąc się przy okazji lodowato.

- Gdyby to ode mnie zależało nigdy bym tu nie przyjechała - krzyknęłam nie mogąc już wytrzymać. To co działo się w ciągu ostatnich miesięcy przed moją ucieczką tutaj wracało do mnie nagle. Ręce zaczęły mi drżeć tak mocno, że chciałam tylko zaszyć się w swoim pokoju w którym będę mogła wypłakać się za wszystkie czasy. Przez chwilę myślałam, że właśnie przestaję go nienawidzić, przez krótką idiotyczną chwilę myślałam, że wreszcie mi odpuścił, ale on tylko przygotowywał się do ataku ze zdwojoną siłą.

Zdawałam sobie sprawę z jego oczu uważnie obserwujących moją reakcję, ale nic nie mogłam na to wszystko poradzić. Jeszcze chwilę i rozpadnę się na jego oczach. Uważał, że moje życie było takie idealne i bezproblemowe, że wszyscy podawali mi wszystko na złotej tacy kiedy tylko pstryknęłam palcami.

Niespodziewanie uratował mnie dźwięk mojego telefonu. Dave pytał czy nasza randka jest nadal aktualna. Napisałam do niego w drodze tutaj i teraz naprawdę tego żałowałam.

- Musimy wracać - uniosłam załzawione spojrzenie na Reida który nadal mi się przyglądał. - Za dwie godziny mam randkę, a muszę się jeszcze przygotować.

The art of perfection [new adult] (zakończone)जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें