36. Świąteczny sweter

397 20 7
                                    

Christiana

- Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale jesteś człowiekiem który naprawdę lubi samotność – zagaiłam kiedy cisza trwała już kilka minut. Leżałam z głową na jego brzuchu wpatrując się w przepiękną nieskończoną przestrzeń nieba nad nami. W jednym z całą pewnością miał rację, gwiazdy faktycznie uspokajały, a te prawdziwe były nawet lepsze od tych rzucanych przez projektor.

Po odstawieniu Nory prosto pod drzwi wejściowe Reid zaciągnął mnie na tył domu, gdzie jego tata pod naszą nieobecność rozstawił starą trampolinę która w niektórych miejscach była poprzedzierana i pozszywana kolorowymi nitkami. Lata świetności miała już dawno za sobą, jednak świadomość, że Reid właśnie dzielił się ze mną czymś specjalnym równoważyła wszystkie niewygody.

- Dlaczego tak myślisz? – zapytał po kilku sekundach.

- No wiesz, to włażenie na drzewa, wiszenie nad przepaścią, zaszywanie się w garażach, lubisz być sam.

Przez chwilę się zastanawiał. Czułam jak spokojnie i głęboko oddycha.

- Może masz w tym wszystkim trochę racji, kiedyś wydawało mi się, że posiadanie wielkiego grona znajomych jest czymś ważnym, że świadczy o tym jakim jesteś człowiekiem. W końcu jeśli inni chcą spędzać z tobą czas musisz być fajny.

- Teraz już tak nie myślisz? – zapytałam chcąc dowiedzieć się o nim jak najwięcej. Kochałam każdy aspekt jego osoby i odzieranie kolejnych warstw było czymś fascynującym.

- Chyba nie, od kiedy zrozumiałem jak łatwo jest stracić przychylność ludzi których uważałem za swoich przyjaciół przestałem podążać za ilością i skupiłem się na jakości.

- Oni cię wykluczyli prawda? – zadałam kolejne pytanie. To co dzisiaj widziałam było jednoznaczne, był ważnym elementem tutejszej społeczności, kimś kogo wszyscy podziwiali, do kogo zwracali się z szacunkiem, a później stwierdzili, że już do nich nie pasuje, bo zamiast robić dokładnie to samo co wszyscy tutaj, on wybrał inną drogę. Może byliśmy do siebie podobni bardziej niż nam się wydawało.

- Tak – wypowiedział na wydechu. – Kiedy dostałem pierwsze zlecenie i podpisałem kontrakt z Lydią stwierdzili, że jestem zniewieściałą pizdą która od tej pory będzie się malować i wypinać przed aparatem, powrót w to miejsce po prawie dwóch latach w Nowym Jorku był jak przyznanie się do przegranej, nie dość, że większość osób uważała, że źle wybrałem teraz zyskali tego potwierdzenie, musiałem wrócić z podkulonym ogonem i szukać jakiś dorywczych prac żeby w ogóle zarabiać na siebie. Dlatego tak dużo czasu spędzałem u Lydii, i dlatego twój przyjazd był mi tak bardzo nie na rękę, bałem się, że zabierzesz mi jedno z nielicznych bezpiecznych miejsc w których nadal czułem się szczęśliwy.

Przełknęłam z trudem ślinę.

- Nie chciałam tego robić, nie chciałam pakować się z butami w twoje życie.

- Źle mnie zrozumiałaś skarbie – zapewnił pośpiesznie zmieniając pozycję i przyciągając mnie do swojego boku. Sprężyny trampoliny zaskrzypiały złowrogo. – Namieszałaś, wywróciłaś wszystko do góry nogami, a ja pierwszy raz od bardzo dawna nie czuję jakbym spadał. Przypomniałaś mi kim byłem naprawdę, i teraz dużo bardziej wolę być z tobą niż sam.

Wtuliłam się w niego mocniej poprawiając ułożenie głowy w taki sposób, żeby usłyszeć bicie jego serca. Przesuwałam palcami po materiale jego koszulki napawając się ciepłem ciała. Nie było mi zimno, po prostu potrzebowałam być bliżej niego. Tak blisko jak tylko się dało.

- Myślisz, że jakby skończyła się nasza historia gdyby nie wisiała nad nami klątwa czasu? – zapytałam cicho.

- Co masz na myśli? – dopytał z lekkim napięciem w głosie. Snucie takich wywodów było dla nas bardzo niebezpieczne, nie powinniśmy pozwalać sobie na marzenia które pod żadnym pozorem nie mogły się spełnić, ale leżąc tutaj z nim miałam wrażenie, że wszystko jest możliwe.

The art of perfection [new adult] (zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz