― Ach ten Mickiewicz... prawie matury przez niego nie zdałem! Ucz się na błędach ojca. Nigdy nie byłem dobry z polskiego.

Mickiewicza też bym ojebała, ale w osiedlowym u nas nie mają.

― No to chyba mam to po tobie, bo łatwiej mi już rozszyfrować rozszerzoną matmę. Ale jak trzeba, to trzeba.

Rozmowa w samochodzie, choć krótka, była dla Elizy męcząca. Tu musiała bezbłędnie trzymać fason, by nie ryzykować swoim świętym spokojem do momentu wyprowadzki i uniezależnienia finansowego od rodziców. Gdyby któreś z nich dowiedziało się co ich córka, choć już pełnoletnia, wyprawiała w życiu, nie uwolniłaby się od problemów.

― Spróbuj się uczyć w dzień ― zaczął się wywód. ― Mózg potrzebuje odpoczynku, też w twoim wieku siedziałem po nocach, ale to na nic.

Na dalszą część odpłynęła, przytakując co jakiś czas, by nie urazić taty. Po kilku minutach dotarła do szkoły akurat w środku przerwy przed czwartą lekcją. Myśl, że zostało ich niewiele, dawała jej ulgę. Chciała tylko snu, i tak już będąc wdzięczna losowi za dodatkowe godziny względnej regeneracji. A najlepiej, by pogrążenie się w błogim stanie nieświadomości trwało jak najdłużej. 

Może nie będzie źle...

Queen is back, kurwa ― przywitała się z Nadią.

― Wczoraj najebana, ale dama, a dziś rozjebana ― rzuciła tamta na jej widok.

― Lepiej bym tego nie określiła.

Jak zwykle odeszły od tłumu. Rudowłosa oparła się o ścianę, zmęczona samą w sobie pozycją stojącą.

― Znowu będziesz walić w wątrobę po kiblach?

― A chuj tam, lecz się tym, czym się strułeś, czy jak to się tam mówi. Kaca mam dojebanego. Ale nie ma tragedii, przynajmniej angielski i poranny autobus mnie dziś ominęły.

― Ciężka ta miłość, oj ciężka... ― Pokręciła głową.

― Oj tam, żadna miłość. Muszę się w końcu wyleczyć. Dobrze mi idzie ― mówiła Piasecka bez krzty przekonania.

Ostatnio zaczęła wmawiać sobie, że jej uczucia do Aurelii przeminęły, twierdząc, że miała zdolność wyłączania emocji. W rzeczywistości sposób ten, jeśli w ogóle zadziałał, to tylko krótkotrwale.

— Fajnie, a komu kłamiesz? ― spytała ani trochę niezdziwiona zachowaniem przyjaciółki Nadia.

— A chuj wie, może tobie, a może sobie. ― Wzruszyła ramionami. ― Dobra, idę do kibla załatwić, co muszę i zapierdalajen na szwabski.

— Brzmi jak dobry zestaw powodów ― rzuciła Przybysz na odchodne. Chętnie poszłaby z Elizą, ale strach przed powtarzaniem matury za rok, który dręczył ją ostatnimi czasy, nie pozwolił jej się spóźnić na rozszerzoną chemię.

Ruda była pod wpływem. Jeszcze nie pijana, ale dosyć mocno wstawiona ― coś pomiędzy. I nie mogła pojąć, czy to ilość chemii w jej organizmie połączona z przemęczeniem i ciężkimi stanami emocjonalnymi, czy zaczynała znów mieć jakieś niewyjaśnione wizje. Z pewnością podświadomie coś wyczuwała, a jej ciało swoją irracjonalnością tylko to potwierdzało.

Wypiła trochę za dużo jak na zachowywanie się normalnie, choć do języka niemieckiego ciężko było podejść na trzeźwo, więc nawet nie narzekała. Jednak to, że zobaczyła Aurelię podchodzącą do drzwi, też z początku wydawało jej się tylko pijackim omamem.

Nie no, to jest jakaś pomyłka, kurwa jebana mać. Ile jeszcze mnie dziś czeka?

― Guten morgen. ― przywitała się z klasą, z satysfakcją obserwując, jak twarze blednieją na jej widok. ―  Oder eben nicht so guten morgen. Jetzt müsst ihr es mit mir drei stunden länger jede woche aushalten. ― dodała sarkastycznie, przekręcając klucz w zamku i otwierając salę, do której wpuściła zszokowanych uczniów. ―  Kommt schon, lasst uns anfangen.

7:21Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz