-𝟞𝟡-

437 55 18
                                    

𝕏𝕏𝕏

𝔽 ℝ 𝔼 𝔼 𝔻 𝕆 𝕄

𝕏𝕏𝕏


— Wydaje mi się, że starają się bardziej, niż kiedykolwiek... Sądziłem, że zupełnie sobie odpuszczą po tym, jak Luna odwołała końcowe egzaminy, ale... zaskakują mnie. Dzień za dniem przekonuje się, że wszyscy są na wysokim poziomie...

— Jesteś z nich dumny — uśmiechnęła się delikatnie Iss, wciąż wpatrując się w twarz Saula po drugiej stronie ekranu telefonu. — Ale powinieneś być dumny także z siebie samego, wiesz? To twoja zasługa... ich umiejętności... 

— Zawdzięczają je swojej ciężkiej pracy, konsekwencji... zupełnie, jak ty...

— I patrz, gdzie mnie to zaprowadziło — prychnęła Via, odruchowo rozglądając się po swoim pokoju. 

Silva zacisnął wargi, nie za bardzo wiedząc, co powiedzieć. Przez te kilka dni z dala od siebie, próbowali mówić o rzeczach neutralnych udając, że wcale nie są setki mil od siebie i niebawem się zobaczą. Niestety, z biegiem czasu było coraz ciężej, a trudny temat sam nasuwał się na usta. 

— Wiesz już kto do mnie dołączy? — zapytała Issalvia. 

Saul odetchnął, usiłując przypomnieć sobie czterech wybrańców Luny, którzy zyskali zaszczyt umieszczenia w Gwardii. Niestety, nie przywiązywał do tego zbyt wielkiej wagi z oczywistych względów - wszystko, co miało związek z królem i królową kojarzyło mu się negatywnie i wypełniało go złością. 

— Na pewno Leith — powiedział, uśmiechając się niepewnie.

Iss poczuła, jak kamień spada jej z serca. Jeśli wybór Luny nie ulegnie zmianie, dziewczyna miała szansę pracować z przyjacielem. A to znaczyło, że psychicznie poczuje się lepiej.

— Nawet nie wiesz, jak bardzo poprawiłeś mi humor tym, co powiedziałeś... — odetchnęła, na co Saul roześmiał się.

— Wyobrażam sobie... wciąż jest tak źle?

Iss zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad najodpowiedniejszym doborem słów. Pewnym było, że nie zamierzała mówić Saulowi o rozmowach na ostatniej naradzie z ministrami. Sama nie była niczego pewna i nie wiedziała, do czego doprowadziły sprzeczki tej całej rady, więc wolała nie denerwować Silvy. Co się tyczyło jej współpracowników... cóż, sytuacja wcale się nie polepszyła.

— Taru jest... specyficzny...

— Jest po prostu aroganckim idiotą i musisz pokazać mu, gdzie jego miejsce, Iss — powiedział surowo Saul, kręcąc głową z dezaprobatą. — Jestem w szoku, że jeszcze nie wydrapałaś mu oczu!

— Żeby dostać kolejne pięć lat w armii? — prychnęła, pocierając skronie. — Podziękuję. Chcę jakoś to przetrwać i wrócić do ciebie, a nie szukać problemów, Saul... 

— To nie znaczy, że masz pozwalać im...

— Wiesz co, jestem już zmęczona — przerwała Issalvia, wyraźnie poirytowana słowami Silvy. — Zadzwonię jutro. 

— Ale Iss...

— Kocham cię.




Issalvia sama nie wiedziała dlaczego, ale słowa Saula zirytowały ją. Niby nie powiedział nic takiego, jednak poczuła się dotknięta do tego stopnia, że musiała wyładować złość. Wbrew swoim postanowieniom o niewychodzeniu z pokoju, rzuciła telefon na łóżko i bez słowa wyszła z komnat. Nie reagowała zupełnie na kolejnych, mijanych ludzi i na szepty. Zupełnie zignorowała gwardzistów, pełniących drugą zmianę i ruszyła do najbliższego wyjścia z pałacu, które doprowadzić ją mogło do koszar. 

Unexpected || Saul SilvaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz