-𝟜𝟜-

699 54 6
                                    

𝕏𝕏𝕏

𝔹𝔸ℕℚ𝕌𝔼𝕋

𝕏𝕏𝕏


Saul sądził, że Via śpi mocnym snem. Ostatni raz zerknął na jej zrelaksowaną twarz. Przez moment nawet wydawało mu się, że się uśmiechała. Westchnął, po czym zbliżył się, by musnąć ustami jej zarumieniony policzek. Wciągnął powietrze, a jego nozdrza otoczył zapach dziewczyny. Pragnął zapamiętać go na jak najdłuższy czas. Nie wiedział, kiedy znów przyjdzie mu zobaczyć się z Issalvią. Choć całym sercem pragnął zostać z dziewczyną wiedział, że nie może. Za trzy godziny wzejdzie słońce, a on musiał jeszcze zobaczyć się ze Sky'em. 

Odwrócił się mimo, iż serce dyktowało mu, by został jeszcze chwilę i poczekał, aż Iss wstanie. Dużo lepszym rozwiązaniem była rozmowa z dziewczyną, a nie wymykanie się w środku nocy, ale pożegnanie z Vią zbyt dużo go kosztowało. Wolał wymknąć się niezauważony.

W końcu zdołał odwrócić się i powoli ruszyć w stronę okna. Zdołał tylko chwycić okiennicę, bo szmer spowodował, że obejrzał się.

Issalvia siedziała na łóżku, oplątana kołdrą i wpatrywała się w Saula świecącymi oczami. 

— Czy ty naprawdę robisz to, co myślę, że robisz? — zapytała tak żałośnie, że serce Silvy ścisnęło się boleśnie. 

Zacisnął wargi i zrobił kilka kroków w stronę Iss. Choć bardzo nie chciał, musiał pokiwać głową. W Alfei nie było bezpiecznie i Via bardzo dobrze o tym wiedziała, dlaczego więc tak zareagowała?

— Wiesz, że muszę...

Wiedziała, oczywiście, że wiedziała. Jednak nie zmieniało to faktu, że tak bardzo nie chciała, by znów zniknął. Szkoła bez niego była innym miejscem, zupełnie obcym, pozbawionym ciepła i radości. Te kilka godzin, które spędzili razem były najpiękniejszymi, które przeżyła od kilkunastu tygodni. Dlaczego znów miała stracić Silvę, wrócić do bolesnej rzeczywistości, z dala od niego?

— Nie zostawiaj mnie znów... — Iss miała świadomość, że jej zachowanie nie jest fair. Nie mogła prosić Saula, by został w Alfei, w której groziło mu więzienie. Powinna na siłę wypchnąć go za okno i pomachać na odchodne. Wesprzeć go w całej tej ucieczce, pokazać, że jest na to gotowa. Gotowa na samotność, by tylko uchronić wolność Silvy. 

Niestety, wmawiała sobie, że nie była gotowa. Po jej zaróżowionym policzku popłynęła pierwsza tamtej nocy łza rozpaczy. Saul w pół sekundy znalazł się przy dziewczynie, przysiadając na łóżku. Otarł łzę, objął ciepłymi dłońmi jej twarz. Uśmiechnął się smutno, wbijając szare spojrzenie w księżniczkę.

— Nie zostawiaj mnie — wyszeptała wprost w jego usta. 

Silva złapał gwałtownie powietrze, gdy poczuł, jak Iss ciągnie go w swoją stronę. Tak bardzo chciał jej ulec, ale doskonale wiedział, że każda minuta wpływa na jego niekorzyść.

— Nie chcę zostać sama... — powtórzyła Via, opierając głowę na ramieniu mężczyzny. Zamknęła oczy, oddychając głęboko. 

— Nie będziesz tu sama, Iss...

— Będę — powiedziała beznamiętnie, otwierając oczy. — Nie mam już przyjaciół, Saul. Nie mam Rivena, nie mam Terry, nie mam Sky'a... zostałam sama.

— To nieprawda — sprzeciwił się Saul, łapiąc podbródek ciemnowłosej. Uśmiechnął się delikatnie, chcąc dodać dziewczynie otuchy. Nie miał wyjścia, musiał uciekać, ale nie chciał też zostawiać jej w totalnej rozsypce. — Kochają cię. 

Unexpected || Saul SilvaWhere stories live. Discover now