-𝟞𝟞-

477 55 14
                                    

𝕏𝕏𝕏

𝔹 ℝ 𝕆 𝕂 𝔼 ℕ ℍ 𝔼 𝔸 ℝ 𝕋

𝕏𝕏𝕏

Issalvia nigdy nie sądziła, że zdoła kogoś pokochać miłością  tak wielką i prawdziwą.

Uczucie do Saula zaczęło się dość niewinnie. Od pierwszego dnia, gdy tylko przywitał pierwszoklasistów na placu wiedziała, że jest dobrym żołnierzem, od którego będzie mogła sporo się nauczyć. Fascynował ją.

Dopiero po jakimś czasie, po rozmowach, nawet krótkich wymianach zdań zwracała uwagę na inne jego cechy. Nie tylko te, określające go jako żołnierza, ale również mężczyznę. 

Bez wahania przyznawała przed samą sobą, że był przystojny. Uśmiech Silvy rozjaśniał jej dzień. Samo pragnienie spotkania z Saulem powodowało, że Issalvia biegła na trening. 

Z czasem sama świadomość, że nauczyciel jest gdzieś po drugiej stronie placu przestała jej wystarczać. A głupie, młode serce chciało czegoś więcej.

Z dnia na dzień utwierdzała się w przekonaniu, że Saul jest nie tylko wspaniałym Specjalistą, ale dobrym, wartościowym człowiekiem o czystym sercu. I chyba to ją zgubiło.

Sama zaczęła szukać kontaktu z dyrektorem. Ćwiczyła coraz więcej, coraz ciężej, stając się docenianą przez Saula uczennicą. Normą stał się uśmiech za każdym razem, gdy mijali się na korytarzu. Wtedy serce Iss zatrzymywało się na kilka sekund, a umysł pozwalał sobie na fantazje. Lecz to wszystko księżniczka skrzętnie ukrywała w swoim sercu. 

Bo była przekonana, że nauczyciel tylko ją lubi. 

Wszystko trwało do momentu, w którym zaczęła zauważać ukradkowe spojrzenia dyrektora. Jego dziwne, nietypowe zachowanie, gdy spotykał Vię w obecności Rivena. Dziewczyna nie raz próbowała tłumaczyć sobie postępowanie Saula, aż w końcu dotarli do momentu, w którym nie potrafiła już znaleźć wymówki. 

Wielokrotne sprzeczki na temat zbyt ryzykownych działań dziewczyny, braku jakiegokolwiek szacunku do bezpieczeństwa. Issalvia często przekonywała się, że Saul się o nią martwił. Z zainteresowaniem obserwowała go, by wyłapać podobne zachowanie względem innego ucznia. Ale nie udawało jej się. Nawet do Sky'a Silva miał inne podejście.

Pocałunek w czoło okazał się swego rodzaju przełomem, kiedy Iss zrozumiała, że ich wzajemne przyciąganie nie jest kwestią przyjacielskiej relacji uczennicy i mentora, ale czystym pożądaniem. 

Kochała go i była pewna, że odwzajemniał to uczucie.




— Gwiazdeczko, jak dobrze cię widzieć! — uradował się Radius, podchodząc do córki. Zupełnie nie reagując na jej niechętną minę, usiłował przytulić dziewczynę do siebie. 

Via jednak w ostatnim momencie się uchyliła. Nie miała ochoty patrzeć na ojca, a co dopiero go przytulać. Była wściekła i rozgoryczona. W pamięci wciąż tkwiły listy matki, które kilkanaście dni temu wpadły w ręce młodej Solarianki, raz na zawsze rozwiewając wszelkie wątpliwości. Radius okłamywał ją całe życie. 

— To było konieczne? — zapytała Iss, zwracając się do Luny. Wymownie wyciągnęła ręce przed siebie, by pokazać stalowe kajdany, oplatające jej przedramiona. Wpatrywała się wyczekująco w królową, usiłując ignorować wciąż oniemiałego króla. 

— J-ja... cóż... — Luna otworzyła buzię, jednak nie powiedziała zbyt wiele. 

W końcu żołnierze wykonali rozkaz. Gdy tylko znaleźli Issalvię w Skrzydle Specjalistów, dla własnego bezpieczeństwa założyli jej kajdany i odprowadzili do królowej. Na szczęście dziewczyna nie stawiała oporu. Po prostu siedziała pod ścianą, wpatrując się w przestrzeń.

Unexpected || Saul SilvaKde žijí příběhy. Začni objevovat