-𝟙𝟚-

1.4K 59 6
                                    


𝕏𝕏𝕏

𝔸ℕℕ𝕀ℍ𝕀𝕃𝔸𝕋𝕀𝕆ℕ

𝕏𝕏𝕏


Pierwsze promienie słońca wpadły przez okno wprost na twarz Issalvii. Dziewczyna mruknęła cicho, przekręcając się na drugi bok. Wtedy jej głowę przeszył ból. Otworzyła oczy. Potrzebowała dłuższej chwili, by przyzwyczaić się do światła. 

W końcu zaczęła reagować na pozostałe bodźce i wyraźnie poczuła, że coś leży przy jej dłoni. Spojrzała na nią i uśmiechnęła się pod nosem. Saul spał siedząc na ziemi, jego głowa spoczywała przy ręce Iss. Dziewczyna wplątała palce w ciemne włosy mężczyzny. Pogładziła je delikatnym ruchem, by spróbować ostrożnie wybudzić go ze snu. Pamiętała niewiele z poprzedniego dnia i liczyła, że Silva ją oświeci.

Saul westchnął głęboko, gdy Vii udało jej się już trochę go rozbudzić. Po chwili podniósł głowę, a jego oczy natychmiast skrzyżowały się ze spojrzeniem Issalvii.

Pierwsze, na co zwróciła uwagę dziewczyna, to twarz Saula. Wróciła do naturalnej barwy, jego oczy znów były szare, takie jak zwykle. Żadnych widocznych, ciemnych żył. 

Uśmiechnęła się, nie dowierzając.

— Nie mów mi, że...

— Sky — przerwał Saul, kiwając głową. Via nie musiała kończyć, bo Saul doskonale wiedział, jakie pytanie miała na końcu języka. 

Dziewczyna roześmiała się, przymykając na chwilę oczy. Jej sen się ziścił, kamień spadł z serca. Sky zabił Spalonego, ratując tym samym życie Silvy. Iss nie mogła liczyć na lepszą wiadomość tamtego dnia.

Wróciła spojrzeniem do dyrektora, a jej dłoń zsunęła się na policzek mężczyzny.

— Jak się czujesz? 

— To raczej ja powinienem tobie zadać to pytanie — odpowiedział Saul, wpatrując się uważnie w dziewczynę. Jej dłoń na jego policzku wciąż była nietypowym zjawiskiem, jednak czuł, że to właśnie tam powinna się znajdować. Pozwolił Iss na tą bliskość mimo, że z tyłu głowy krążyła obawa o to, że ktoś zaraz wejdzie i ich nakryje. Mimo wczesnej pory. — Co się stało, Iss? 

— Postanowiłam sprawdzić, czy się o mnie martwisz — wyjaśniła Via, siląc się na spokój.

Saul wywrócił oczami.

— Podkładając się pod łapy zamachowca?

— Od razu zamachowca — prychnęła Via, wyraźnie rozbawiona przesadzoną reakcją dyrektora. — Nie wiem, co się stało, więc nie mam zamiaru nikogo oskarżać. Może to półka na mnie spadła?

— Jasne. Na koniec sama wstała i powiesiła się na ścianie. Nie denerwuj mnie. — Saul złapał dłoń Vii i wstał, by usiąść na brzegu łóżka. Wciąż nie puszczał jej ręki, co powodowało, że w brzuchu dziewczyny krążyły motyle. Trwająca chwila, choć tak niespodziewana, nietypowa, była dla nich jak najnaturalniejszy odruch. Issalvia nie potrafiła wyjaśnić tego, co aktualnie działo się w jej wnętrzu, ale czuła, że wszystko jest na swoim miejscu. Że Saul był właśnie tam, gdzie powinien być, robi to, co powinien robić.

Przy tym wszystkim naturalność jego wypowiedzi i zdenerwowanie. To wszystko było tak przewidywalne, jednocześnie niespodziewane. Zachowywali się jak stare, zakochane małżeństwo. Iss pozwalała sobie na takie chwile jedynie w marzeniach. A teraz jej wyobrażenia stały się rzeczywistością. Piękną rzeczywistością, w której chciała trwać jak najdłużej. 

Unexpected || Saul SilvaWhere stories live. Discover now