-𝟞𝟟-

447 58 6
                                    

𝕏𝕏𝕏

𝕋 𝔼 ℕ 𝕐 𝔼 𝔸 ℝ 𝕊

𝕏𝕏𝕏

Królewski pałac pozostał taki sam. Nic nie zmieniło się od dnia, gdy Issalvia wraz ze Stellą opuściła Kapitol, by rozpocząć kolejny rok nauki w Alfei. 

Westchnęła ciężko, gdy znalazła się w swoim pokoju. Dotąd kojarzył jej się dobrze. Jako bezpieczna przystań. W tamtym momencie czuła jedynie żal i złość. Z każdą sekundą upewniała się w przekonaniu, że nienawidziła tego miejsca, tych pokoi, tych murów. Będą jej więzieniem przez kolejne dziesięć lat.

Nie drgnęła, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Choć miała szczerą ochotę odesłać tego, kto zaburzał jej chwilę samotności, w końcu zdecydowała się na ciche proszę.

W drzwiach stanął mężczyzna, którego Issalvia nie do końca rozpoznawała. Owszem, widziała go kilka razy pełniącego służbę, jednak nie mogła dopasować do jego twarzy żadnego imienia.

— Wasza wysokość, kazano mi dostarczyć mundur... — wyjaśnił, podając Iss pakunek. — Polecono także, aby natychmiast się księżniczka ubrała i ruszyła ze mną do króla...

Via podeszła i chwyciła ciemne ubrania, złożone w kostkę. Wielka gula wyrosła jej w gardle. 

— Zaczęło się — szepnęła, odkładając materiał na łóżko.

— Słucham?

— Nic — odparła Issalvia, zerkając na żołnierza. — Poczekaj na zewnątrz. Za chwilę będę gotowa.

Mężczyzna skinął głową i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. 

Issalvia drżącymi dłońmi chwyciła materiał. Rozprostowała najpierw spodnie, następnie koszulę i kurtkę. Dla innych były to tylko zwykłe ubrania. Dla niej jednak były początkiem niewoli, która miała potrwać dziesięć lat. 

Pozwalając, by łzy popłynęły jej po policzkach, ubrała się w mundur, wciągnęła także buty, które przyniósł żołnierz. Włosy zaplotła w ciasnego warkocza. Prawie gotowa, stanęła przed lustrem. Strój, który miała na sobie przypominał nieco mundurek w Alfei.

Iss uśmiechnęła się na samą myśl o szkole. O Saulu. Była ciekawa co takiego robił. Prawdopodobnie już dręczył Specjalistów podczas treningu. 

Dziewczyna wyciągnęła telefon z kieszeni i wystukała krótkiego SMS-a. Po chwili schowała urządzenie i wzięła głęboki oddech. 

— Jeszcze dziewięć lat i trzysta sześćdziesiąt cztery dni... 

Wraz ze swoim dostawcą munduru, który - jak dowiedziała się później - na imię miał Taru, udała się do sali tronowej, w której miał przebywać król. W międzyczasie nowy znajomy poinformował dziewczynę, że oficjalne zaprzysiężenie nowych żołnierzy odbędzie się dopiero za trzy tygodnie, gdy nowi rekruci zjawią się w pałacu. Także ci, którzy ukończyli Alfeę i zostali zaproszeni do pełnienia służby w stolicy Solarii. 

Do tego czasu Via mogła spokojnie zapoznać się z żołnierskim życiem. 

We dwoje weszli do sali, gdzie prócz króla przebywało kilku doradców. Issalvia potrafiła wymienić z imienia i nazwiska każdego z nich. Niestety. Widząc ich cyniczne twarze przypomniała sobie, dlaczego nigdy nie lubiła polityki. 

Bez słowa ruszyła za Taru, który przez środek sali zmierzał do króla. Ciemnowłosa starała się nie zwracać uwagi na dziwne spojrzenia i szepty. Była pewna, że to ona je wywołała, ale gdyby zdecydowała się jakkolwiek zareagować, prawdopodobnie skończyłoby się to pokazaniem środkowego palca każdemu z możnych panów. Utkwiła więc spojrzenie w podeście, na którym stały dwa puste trony.

Unexpected || Saul SilvaWhere stories live. Discover now