-𝟜𝟝-

635 52 7
                                    

𝕏𝕏𝕏

𝔸 𝔹 ℝ 𝔸 𝕏 𝔸 𝕊

𝕏𝕏𝕏

— Wyglądam w tym, jak klaun.

— Czyli jak zawsze. — Maze pokręciła nosem, stając obok Issalvii. Obie dziewczyny wpatrywały się w swoje odbicia. 

— To pytanie?

— Bardziej stwierdzenie. — Wróżka wzruszyła ramionami. 

— Wyglądasz ślicznie, Via — wtrąciła Rue, wchodząc do saloniku. — Poza tym, nie trzeba było niszczyć tej czarnej z balu zimowego, skoro nie jesteś przekonana do tej.

Iss zacisnęła wargi, cofając się kilka kroków. Postanowiła pozwolić przyjaciółce poprzeglądać się w spokoju i przysiadła na kanapie, czekając na wyjście.

Zgodnie z pomysłem Stelli, miała zamiar jak najlepiej wykorzystać bal. Rozmowa z wieloma wpływowymi Solarianami mogła pomóc jej w uniewinnieniu Silvy. Choć wiązała z całą tą uroczystą kolacją wiele nadziei, gdzieś w głębi serca bała się, że nic nie zdziała. Nigdy nie potrafiła dogadać się z wysoko urodzonym i mimo zapewnień siostry uważała, że bycie wróżką jej nie pomoże.

Rodzina Luny miała to do siebie, że uwielbiała upatrywać sobie kozły ofiarne. Dotąd Iss uważała siebie za jednego z nich. Czy to naprawdę miało szansę się zmienić?

Issalvia bardzo rzadko odczuwała tremę. Adrenalina nie była jej obca, ale zwykle towarzyszyła jej podczas treningów, walki. Tym razem było zupełnie inaczej. Dziewczyna stała po środku wielkiej sali, wypełnionej wpływowymi ludźmi, od których widzimisię mogła zależeć wolność Saula.

Odetchnęła głęboko, zerkając jeszcze, czy sukienka prezentuje się tak nieskazitelnie, jak mówiła jej Rue.

— Via, z daleka widać, jak spięta jesteś — westchnęła Stella, pojawiając się obok siostry. Spojrzała na nią, kręcąc nosem. — Wyprostuj się, głowa do góry, uśmiech... nie wezmą cię na poważnie, jeśli będziesz wyglądać, jak skazaniec...

— Stella... — jęknęła Iss, przecierając twarz.

— Nie denerwuj mnie. Gdzie się podziała twoja żołnierska odwaga? 

— Chyba zostawiłam ją w pokoju... — mruknęła ciemnowłosa pozwalając, by Stel poprawiła jej wsuwkę. 

— Policz do dziesięciu i bierz się do pracy. Nie ma co marnować czasu.

Iss kiwnęła głową, choć miała ochotę odwrócić się na pięcie i pobiec do pokoju. Zamknąć się na klucz i siedzieć całą noc, aż do zakończenia tego beznadziejnego bankietu. 

— No dalej! — syknęła Stella, popychając dziewczynę do przodu. 

Issalvia z miną męczennika postanowiła przystąpić do działania. W końcu wolność Silvy była tego warta. Korzystając jeszcze z okazji, że obok przechodził kelner z szampanem, zabrała mu dwa kieliszki i połknęła ich zawartość w ciągu trzech sekund. 

— Tego mi trzeba było — szepnęła, oddając zdezorientowanemu chłopakowi kieliszki. Uśmiechając się jeszcze, poprawiła włosy i ruszyła wprost na swoją pierwszą ofiarę.

Wuja Abraxasa, będącego jednym z głównych doradców królowej. 

— Dobry wieczór, wuju. — Issalvia uśmiechnęła się promiennie, stając przed mężczyzną. Ubranym w garnitur o swoim ulubionym, głęboko granatowym kolorze. 

— Eurestio, nie poznałem cię — przyznał Abraxas, lustrując dziewczynę spojrzeniem. Tyle wystarczyło, by poczuła się nieswojo.

Splątała ręce przed sobą zupełnie tak, jak radziła jej Stella. Cholera, kto by pomyślał, że najdrobniejsze gesty mają znaczenie. To, pod jakim kątem patrzyła na Abraxasa, to, jak składała dłonie. W tamtej chwili przypomniała sobie, dlaczego tak bardzo nienawidzi tego całego królewskiego protokołu i etykiety. Same z tym problemy. 

Unexpected || Saul SilvaWo Geschichten leben. Entdecke jetzt