► Epilog.

821 43 9
                                    

- Stary, minęło pięć miesięcy. Zdążyliśmy w tym czasie zaliczyć całą trasę koncertową - mówił Liam, siedzący na przeciwko mnie w naszym autobusie.

- ... i kilka panienek! - wyszczerzył się Harry. Zawsze musiał wcisnąć swoje pięć groszy.

- Ja nic nie zaliczałem - dodał Niall ledwo zrozumiale, gryząc kolejny kawałek pizzy.

- Jak dla mnie, te pięć miesięcy niczego nie zmieniło. Nadal tęsknię - spojrzałem na Liama, którego jako jedynego uważałem za poważnego rozmówcę. No, może jeszcze z Lou dało się pogadać na poważnie, ale on akurat spał, więc został mi tylko Payne. - Chociaż spróbuję... - spojrzałem na niego błagalnie, aby powiedział ,,Uda się!", ale on jedynie milczał, klepiąc mnie po kolanie. Puścił oczko i zniknął gdzieś w drugim pomieszczeniu pojazdu.

W Londynie pożegnałem się z chłopakami, którzy w końcu rozjechali się do domów. Ja jednak pokierowałem się gdzieś indziej. Nie wiem co sobie wyobrażałem wsiadając do samochodu, ruszając w stronę domu babci. Znów wydawało mi się, jak bym nie był tam wieki, a minęło przecież dopiero, aż... 5 miesięcy.

Trzęsącą ręką nacisnąłem na klamkę. W domu była cisza, ale do moich nozdrzy dotarł znany mi doskonale i uwielbiany zapach ciasteczek piernikowych w czekoladzie.

- Babciu! - rzuciłem jej się na szyję, całując kobietę w policzek, kiedy tylko wychyliła się z kuchni.

- Witaj kochanie - przytuliła mnie mówiąc tonem, jak by w ogóle nie zdziwił jej mój widok. - Zrobiłam Twoje ulubione ciasteczka - uśmiechnęła się.

- Skąd mogłaś wiedzieć, że przyjadę? - zmarszczyłem brwi, mrużąc oczy.

- Po prostu wiedziałam i już - wyszczerzyła się jeszcze bardziej.

- Możesz mi powiedzieć gdzie jest Nicole? - spytałem. - U siebie w pokoju? - wskazałem ręką w stronę schodów.

- Nie ma jej - babcia splotła dłonie. Moje serce zamarło na moment, jak by zapomniało, że potrzebuję świeżo pompowanej krwi. - Jest teraz w pracy - dodała po chwili, na co kamień spadł mi z serca.

- Chcesz, abym dostał zawału?! - zaśmiałem się, przytulając ją raz jeszcze.

- Cieszę się, że Cię widzę dziecko - dodała, masując dłonią moje plecy.

***

Stałem teraz przed kawiarnią, której adres dostałem od babci. To rzekomo tutaj miała pracował Nicole. Przeniosłem wzrok z karteczki trzymanej w dłoni na szyld wiszący nad drzwiami. Wszystko się zgadzało. Niepewnym krokiem wszedłem do środka. Moje milion dolarów stało przy barze, nakładając na tacę kawę, którą zapewne miała zanieść na stolik, przy którym siedział mężczyzna w średnim wieku. Podszedłem do niej szybkim krokiem, zachodząc od tyłu.

- A ja dostanę coś extra? - mruknąłem jej do ucha, lekko nachylając się nad jej ramieniem. Odwróciła się powoli, wpadając wprost w moje ramiona. Na twarzy dziewczyny malowało się niemałe zdziwienie, a po chwili już tylko radość.

- Zayn, co tutaj robisz? - uśmiechnęła się szeroko, zarzucając mi ręce na szyję. Po chwili jednak skarciła sama siebie w myślach i doprowadziła się do porządku, poprawiając fartuszek, przewiązany w pasie. - Ekhmm...- odchrząknęła. - Przepraszam, jestem w pracy - spuściła wzrok.

- Przyniesiesz mi w końcu tą kawę, czy mam sobie zrobić ją sam? - facet uniósł rękę, nie spuszczając wzroku z czytanej przez niego gazety. - ...ale wtedy już nie będzie tak miło - warknął pod nosem. Jego ton cholernie mi się nie podobał. Bywałem w tej kawiarni niegdyś i dopiero teraz skojarzyłem, ze starszy mężczyzna był właścicielem tego interesu.

- Masz sobie zrobić sam - warknąłem, opierając obie dłonie o stół, przy którym siedział. Nachyliłem się lekko i dopiero teraz raczył na mnie spojrzeć. Teraz to on był lekko zdziwiony. Chyba nie spodziewał się takich słów. Przeniósł swój surowy wzrok ze mnie na Nicole, która stała przerażona za jego plecami. - Idziemy - niemal szarpnąłem ją za sobą w stronę drzwi. Nie widziałem ani jej reakcji, ani jego reakcji, choć słyszałem, że próbował jeszcze coś wykrztusić, ale na darmo, bo nei zamierzałem się zatrzymywać. - Zawsze się tak na Tobie wyżywa? - zapytałem, kiedy byliśmy już przed lokalem.

- Zayn ja tu pracuję! - jęknęła. - Teraz będę musiała go przepraszać! - ukryła na moment twarz w dłoniach.

- Nikogo nie będziesz przepraszać, a już na pewno nie tego gbura! - uniosłem rękę w stronę wejścia. - Apropo przeprosin... - dukałem, nerwowo masując kark. - Chciałem Cię przeprosić. Będąc w trasie tęskniłem coraz bardziej z każdym dniem i...

- Nie masz za co przepraszać - przerwała mi.

- Mam za co! - warknąłem. - Nicole nie mogę bez Ciebie normalnie funkcjonować! - jęknąłem rozpaczliwie, opierając jedną rękę o ścianę. - Proszę Cię, wyjedź ze mną! - złapałem obie jej dłonie w swoje, składając w proszącym geście. - Kupiłem mieszkanie w centrum Londynu, zamieszkaj ze mną - chciałem to zrobić szybko i bezboleśnie. Jedyne co mogłoby teraz boleć to jej odmowa.

- Zayn... - jęknęła, spuszczając wzrok. - Boję się, że znów wyjedziesz i znów mnie zostawisz - nie wytrzymałabym tego kolejny raz, choć moje uczucia ani trochę nie uległy osłabieniu.

- Proszę Cię... - szepnąłem jeszcze rozpaczliwiej.

- No dobrze, ale jeśli coś nas rozdzieli... - westchnęła. - ...chyba tego nie przeżyję. Ucieszyłem się na jej słowa. Uznałem je za zgodę na moją propozycję. Wiedziałem, że nic nas nie rozdzieli.

- To temu panu już możemy powiedzieć "pa-pa" - z uśmiechem na ustach pomachałem przez szklaną szybę do frajera, który przed chwilą niemal wyprowadził mnie z równowagi.

Złapałem blondynkę za delikatną dłoń i pociągnąłem lekko za sobą w stronę domu babci. Był całkiem niedaleko, więc znaleźliśmy się u wejścia po około pięciu minutach. Babcia doskonale wiedziała co się 'skroiło', więc powitała nas uśmiechem i ciepłymi uściskami. Czy ona była wróżką? Pospiesznie spakowaliśmy wszystkie jej rzeczy do walizki. Nie było ich zbyt wiele, więc daliśmy radę zabrać dosłownie wszystko.

- A gdzie Max? - spytałem, nie dostrzegając wokół jego obecności.

- Wyjechał miesiąc temu do Stanów. Znalazł tam pracę - uśmiechnęła się blado. Widać, że nie była zadowolona z tego faktu, ale mi szczerze mówiąc, było to na rękę. Przynajmniej teraz, kiedy 'porywałem' Nicole do siebie, nie musiałem się użerać jeszcze z nim. - Zdziwi się, kiedy wróci za miesiąc, a mnie tutaj nie będzie - zachichotała wesoło.

***

Staliśmy u progu mojego nowego mieszkania. Szczerze mówiąc wcześniej byłem w nim jedynie raz, aby je obejrzeć, potem wyjechałem w dalszy ciąg trasy i dlatego był tam lekki bałagan. Nie chciałem, aby się wystraszyła, ale miałem nadzieję, że się tak nie stanie.

- Przepraszam za te kartony stojące dosłownie wszędzie, ale nie zdążyłem ich jeszcze rozpakować - jęknąłem w zakłopotaniu, wnosząc resztę walizek.

- Tutaj jest cudownie! - uśmiechnęła się szeroko, opadając na jasną kanapę. - Już kocham to miejsce - posłała mi radosne spojrzenie.

Cieszyłem się, że teraz już nikt nam nie przeszkodzi w drodze do szczęścia. Do NASZEGO szczęścia.

______________________

KONIEC.

20 days / z.m. ✔Onde histórias criam vida. Descubra agora