▶ Twenty nine.

499 36 4
                                    

22 grudnia

 – To który ma ochotę na coś dobrego? – zapytała babcia, uchylając drzwi naszego pokoju. Chłopaków nie trzebabyło pytać dwa razy. Nie chciałem jednak siedzieć sam w pokoju, więc i ja poderwałem się z miejsca.

     Wszyscy zeszliśmy na dół. Wszędzie pachniało jakimiś smakołykami. Zapach niósł się już od górnego korytarza. Wszyscy jak jeden wparowaliśmy do kuchni. Harry wyciągał rękę po kawałek pysznego ciasta, kiedy dostał po niej ścierką.

 – Zaraz zaraz! Nic za darmo! – na twarzy babci zagościł szatański uśmieszek, za to na twarzy Harrego mina zbitego szczeniaczka. – Najpierw wy pomożecie mi w kuchni, a potem ja dam wam coś pysznego, ale bez waszej pomocy nie poradzę sobie, bo... na dziadka można liczyć – wskazała na mężczyznę siedzącego w salonie z gazetą w dłoni. Pojutrze wigilia, a jeszcze tak wiele do zrobienia – westchnęła. Po chwili wszyscy ustawiliśmy się w szeregu jak żołnierze i czekaliśmy na 'rozkaz'. – Ty oddzielisz białka od żółtek i ubijesz je na sztywno – spojrzała na Stylesa. – Ty przyprawisz mięso, które laży tam – przeniosła wzrok z Nialla, na wielką blachę z poukładamymi równo kawałkami mięsa. – A dla Ciebie mam zadanie specjalne – spojrzała na mnie z życzliwym uśmiechem. – Pójdziesz do piwnicy po słoik dżemu truskawkowego, słoik brzoskwiniowego, jedne powidła i ogórki w zalewie octowej – wymieniała, a po chwili wręczyła mi kluczyk.

     W sumie to już ledwo pamiętałem gdzie mieści się piwnica. Wiedziałem jedynie, ze muszę zejść schodami na dół. Znalazłem się w długim korytarzu, ale odziwo nie było w nim jakoś specjalnie ciemno, więc nawet nie włączałem światła. Okazało się, że piwnica jest pierwszym po lewej stronie pomieszczeniem, więc bez oporu wszedłem do środka. Ściągałem słoiki z różnych półek, którymi ściany były zawalone po sufit. Do wyjęcia powideł potrzebowałem krzesła. Chwyciłem więc to, stojące na środku pomieszczenia i podsunąłem pod regał. Trzymałem już w garści kilka słoików, więc nie było łatwo. Nachyliłem się, trącając szkło i... stało się. Wszystko zleciało na mnie. Spadłem z krzesła, uderzając plecami o zimną ścianę. Połowa słoików przygniotła mnie, kiedy leżałem już na podłodze, połowa spadała na mój brzuch jeden po drugim. Zdążyłem tylko jęknąć z bólu i straciłem przytomność na kilka sekund. Po chwili poczułem czyjąś dłoń na swoim policzku.

 – Wstawaj! – zobaczyłem na dsobą przerażoną Nicole. Wyglądała jakoś inaczej, ale uśmiechnąłem się mimowolnie, pomimo, że właśnie przyłożyła mi w twarz.

 – Czy musiało stać się cos złego, żebym mógł Cię znowu zobaczyć? – bełkotałem niezrozumiale, po chwili moje oczy znowu się zamknęły. Próbowałem je otworzyć, ale nie mogłem. Światło raziło mnie zbyt mocno, bym mógł spojrzeć na dziewczynę, która teraz rozmywała się za mgłą.

 – Nic Ci nie jest – prychnęła i podniosła się z kolan. Usłyszałem jedynie trzask drzwi, a potem już tylko ciszę.

     Leżałem na ziemi jeszcze przez kilka minut. Potem usiadłem i oparłem się o ścianę. Przez chwilę dochodziłem do siebie, aż w końcu wstałem na nogi. Światło nadal raziło mnie i czułem się jak bym miał połamane żebra, ale to chyba zrozumiałe. Miałem chyba z dziesięć siniaków. Wpakowałem nieszczęsne słoiki, które się odratowały, do reklamówki i wszedłem w korytarz. Moją uwagę zwróciło światło, bijące z końca korytarza. Nie wiedziałem jakie pomieszczenie się tam mieści, więc postanowiłem to sprawdzić. Otworzyłem drzwi i oparłem się o ich futrynę.

 – A więc tutaj się ukrywasz – powiedziałem, widząc zamyśloną dziewczynę, siedzącą na podłodze przed lustrem. Odwróciłam głowę w moją stronę i spojrzała gniewnym wzrokiem.

 – Wynoś się – syknęła. Faktycznie wyglądała inaczej! Obcięła włosy. Te piękne blond fale, które tak uwielbiałem.  – No dalej! – powtórzyła groźnie, kiedy z mojej strony nie zauważyła żadnej reakcji. Nie byłem w stanie nic z siebie wydusić. Obróciłem się więc bez słowa i z zaciśniętymi szczękami opuściłem 'podziemia'. Nie mogłem zdzierżyć tego, że Nicole tak beznamiętnie mnie potraktowała. Nie mogłem... nie chciałem wierzyć, że to dzieje się naprawdę.

 – Coś się stało? – zapytała babcia z troską w głosie, widząc mnie u progu kuchni. – Jakoś blado wyglądasz.

 – Noo... jak byś dostał słoikiem w łeb – Styles zaśmiał się, biorąc ode mnie siatkę. Ten jak zwykle miał zajebiste poczucie humoru i wyczucie sytuacji.

 – Żebyś wiedział – jęknąłem, podnosząc koszulkę do góry.

 – Matko święta! – babcia ułożyła dłoń na sercu i podbiegła do mnie. – Ale... skąd... – patrzyła na fioletowe plamy, pokrywające moje żebra.

 – ,,Dostałem słoikiem w łeb" – uśmiechnąłem się blado, powtarzając słowa Harrego, który swoją drogą, stał teraz, wlepiając w mój brzuch przerażone ślepia.

____________^o^_____________

No i jest kolejny z dwudziestu dni :) To już 22 grudnia, tak więc 2 dni do wigilii koteczki ;*

Czekam na gwiazdeczki i komentarze ;*

20 days / z.m. ✔Where stories live. Discover now