►Thirty two.

495 33 12
                                    

24 grudnia

     Wszyscy już od samego rana kszątali się po domu. Była bieganina i chaos. Nie lubię takiego nastroju, ale święta to święta. Nas również nie ominęły przygotowania.

 – Nie wpieprzaj tyle bananów, bo padniesz z przejedzenia – z nudów dogryzałem Harremu, który wcinał już chyba piątego banana.

 – To rozgrzewka przed wieczorem – wyszczerzył się. – Zamierzam spróbować wszystkiego, co będzie podane – oblizał usta na samą myśl o tonach żarcia stojących przed nim na wyciągnięcie ręki.

     Po jego słowach trochę się zamyśliłem, ale nie na długo, bo już po chwili wyrwały mnei z tego stanu słowa babci.

 – Jest jeszcze ciasto do rozłożenia! – do naszych uszu dobiegł krzyk babci. Harremu i Niallowi na słowo ,,ciasto" zaświeciły się oczka i jak zaślinione pieski pogieli oboje do kuchni. Ja oczywiście za nimi, ale nie co wolniej. Wolałem nie łamać sobie nóg na schodach przed samymi świętami.

     Kiedy doszedłem na dół, Harry już szedł z pierwszym talerzem ciasta, niosąc go do pokoju. Niall zaś leżał na podłodze z moją siostrą... What?!

 – Przepraszam, cholera... Nie chciałem! – tłumaczył się, pomagając jej wstać. Dziwne, Waliyha nawet nie wyglądała na wkurzoną. Czyżby udzielił jej się nastrój świąteczny? Jej policzki były zarumienione, a uśmiech z twarzy nie schodził. Zebrała sie z podłogi i bez słowa pobiegła na górę. Horan stał na środku jak debil i wpatrywał się w punkt, w którym stała chwilę wcześniej. Co mu...? Odbiło?!

     Wparowałem do kuchni, kiedy zobaczyłem Stylesa z moją młodszą siostrą. Safaa była najszczęśliwsza na świecie, kiedy Harry trzymał ją na rękach i pokazywał coś, co znajdowało się za oknem. Ludzie święci... Czy wszyscy w tym domu powariowali?! Chcąc nie chcąc na moje usta wdarł się uśmiech, widząc wszystkich tak szczęśliwych.

     Pomogłem zanieść całą resztę jedzenia na stół. Był ogromny, pięknie przystrojony, a wokół znajdowało się co najmniej z dwadzieścia krzeseł. Według moich obliczeń wychodzi na to, że jest nas tu 11 osób, więc co z resztą? Obawiałem się zaproszonych gości.

 – To jak? Jesteś już gotowy Panie Śliczny? – Harry potrząsnął moim ramieniem, kiedy stałem jeszcze przed lustrem, poprawiając kołnierz koszuli.

 – A nie widać? – poruszałem brwiami. – Weź ściągnij tą szmatę z głowy – zaśmiałem się, zrzucając jego 'opaskę', która swoją drogą naprawdę wyglądała jak przewiązany kawałek szmaty.

 – Wal się! – oberwałem w ramię.

 – Dobra chłopaki, wkładać gajerki i idziemy – odezwał się Horan - najpoważniejszy z nas, ha! (dobre sobie...).

     Niall zarzucił na grzbiet swoją marynarkę i już po kilku sekundach gotowy był do zejścia na naszą rodzinną wieczerzę wigilijną. Idąc w jego kroki, również ubraliśmy przygotowane już wcześniej marynarki i opuściliśmy pokój. Już u góry słychać było wielki szum i chaos, który panował w zatłoczonym salonie. Wszyscy jak wryci zatrzymaliśmy się w połowie schodów, widząc tłum. Oni również jak zaczarowani oderwali się od wszyskich czynności i zwrócili na nas spojrzenia. Wyglądało to jak zatrzymany kadr z filmu. Każdy z nas robił dobrą minę do złej gdy i powaga automatycznie przekształciła się w uprzejmość, która w mgnieniu oka zagościła na naszych twarzach. Każdy dzielnie szedł z przyklejonym uśmieszkiem. Oczywiście nie obyłoby się bez zdjęć, uścisków, przytulasów itd. Wiadomo, z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach, od których raczej stronię, ale w tym przypadku ciężko było komukolwiek odmówić. Patrzyłem jedynie jak Harry i Niall dzielnie dają się fotografować. Wszystko się w końcu uspokoiło, kiedy babcia dostrzegając tą 'skomplikowaną' sytuację, zastukała łyżką w kieliszek. Cały tabun odwrócił się w jej stronę i słuchał uważnie.

 – Kochani. Zebraliśmy się tutaj w dość licznym gronie i nie mam pojęcia jak się pomieścimy, ale mam nadzieję, że nikt nie wyjdzie stąd głodny – ta kobieta zawsze potrafiła rozładować napięcie.

     W końcu każdy usiadł przy stole, włącznie z nami. Musieliśmy trzymac się razem, więc usiedliśmy współnie, co chwilę posyłając sobie 'dzikie' spojrzenia. Przypadło mi akurat miejsce praktycznie na przeciwko Nicole, która patrzyła na każdego prócz mnie. Unikała mojego spojrzenia, co chwilę zakrywając oczy dłonią. Wciąć udawała, że jest zajęta swoim jedzeniem i co chwilę grzebała w talerzu, z którego nic nie ubywało. Zamiast jej wzroku, utkwiony był we mnie za to wzrok jej braciszka, który spojrzeniem próbował zrzucić mnie z krzesła. Gdyby miał taką moc, zapewne co chwila leżałbym na podłodze. Zaśmiałem się cicho, wyobrażając sobie Maxa jako Supermana czy innego bazyliszka, co nie uszło uwadze moich przyjaciół.

 – Ogarnij się – szturchnął mnie Horan- jak zwykle, ten najporządniejszy. Nie mniej, jego słowa faktycznie doprowadziły mnie do porządku.

_____________{ ♥ }______________

I tym spodobem rozpoczynamy wigilię. Za wami już część pierwsza, przed, część druga, która będzie prawdopodobnie pojutrze, lub maksymalnie we wtorek :)

Czekam skarby moje na komentarze i gwiazdeczki ;*

P.S. Looknijcie w media, a na pewno poprawi wam się humorek :)

20 days / z.m. ✔Where stories live. Discover now