Rozdział 51: Konfrontacja z Bogiem Śmierci. Bransolety Zniszczone.(TT)

43 1 9
                                    


Rozdział 51: Konfrontacja z Bogiem Śmierci. Bransolety Zniszczone.


Kilka godzin nocnej zmiany, bardzo szybko minęło dla Bardocka, Paikuhana oraz Raditza. Ojciec Kakarotto i Starszego brata dużo się dowiedział, czemu jego Syn wydostał się z piekła i czemu akurat chciał się spotkać z dziewczynę, ale wolał to zachować dla siebie. Cała trójka powróciła do bezpiecznego bunkra, gdzie od razu Bulma zaczęła z nimi rozmawiać, bo także była zmęczona swoimi badaniami i pomocą dla Wojowników. Dzień zaraz miał wstawać, a Kenzuran przebudzając się powoli, czuł że jeden z jego policzków go strasznie boli, ale nie wiedział jaki jest tego powód. Przecierając swoje oczy, widział że już sam był w łóżku, a z wczorajszego dnia niczego nie pamiętał praktycznie. Wzruszając ramionami i wstając z łoża, przeciągnął się niczym dzikie zwierzę, by następnie ubrać swój delikatnie uszkodzony uniform. Zbroja jeszcze była okej, ale jego biały obciążeniowy podkoszulek był trochę rozdarty. Nie przejmował się tym, dlatego też chcąc skorzystać z toalety, słyszał że ktoś właśnie korzysta z prysznica. Nie obchodziło go to zbytnio i drapiąc się po tyle swojej głowy, wszedł do łazienki, zrobił swoje i bardzo szybko się ulotnił, bo wiedział że ktoś coś nucił i był to damski głos. Zakładając jeszcze swoje frotki oraz dolną część uzbrojenia, mógł zobaczyć że TTuce w samym ręczniku go przywitała, tylko czy to było ciepłe czy chłodne przywitanie? Ogoniasty widząc ją, uśmiechnął się w jej stronę i wypowiedział się:

-Witaj Ttuce. Bardzo ładnie wyglądasz, to pewnie dzięki prysznicowi. Nie wiedziałem niestety, że ty także tutaj odpoczywałaś, dlatego przepraszam. - mówiąc to, miał nadzieję że ona to zrozumie. Niestety widząc jej minę, sugerowało się że zaraz otrzyma solidne uderzenia i też właśnie tak się stało. Dostając porządnie otwartą dłonią w twarz, wpadł na jedną z tytanowych ścian bunkru, robiąc delikatnie wstrząsy, ale na szczęście wszyscy wewnątrz, nie przestraszyli się aż tak bardzo. Wpadając na ścianę, Wojownik trochę zajęczał z bólu, ale na szczęście nie był  to taki mocny cios, nie musiał się przejmować. Kobieta oczywiście ubierając się przedtem, pierwsza opuściła pokój, a za nią dopiero po dłuższej chwili wyszedł Syn Kellana. Mógł kątem oka dostrzec, że Osobnik który miał aureolę nad swoją głowę, opierał się o ścianę, gdzie obok było wejście do pokoju gościnnego. Raditz patrząc na to całe zajście, negatywnie pokręcił głową i wypowiedział się w stronę swojego rodaka, by dać mu cenną lekcję:

-No proszę proszę, nie miałeś zbyt dobrego poranka, Wojowniku. A tak na przyszłość, ostatni raz cię widzę razem z moją Kobietą, rozumiemy się? - unosząc swoją jedną brew ku górze, był ciekawy czy ten w ogóle otrzyma odpowiedź. Brat Klen spoglądając na niego, nie miał zamiaru mu tego puścić płazem, ale nie chciał wywoływać oczywiście niepotrzebny kłótni:

-Ej, to nie moja wina, nie wiedziałem że ona tam śpi. A poza tym, jesteśmy Saiyanami, mi tam wszystko jedno... - mówiąc to, mógł usłyszeć jak Syn Bardocka prychnął, a potem odszedł od niego w stronę głównego pomieszczenia, gdzie wszyscy chyba chcą się zebrać w grupie. Wreszcie dochodząc na miejsce spotkania, mógł zobaczyć że jak zwykle zapasy Niebieskowłosej bardzo szybko wychodziły, gdyż rodzina Goku była tak samo apetyczna jak On sam, Paikuhan nie jadł za wiele. Trunks oczywiście musiał trochę pojeść, wreszcie zmarłym minęło kilka godzin i pozostało jeszcze czternaście godzin, to nie jest zbyt wiele by powstrzymać Boga Śmierci. Altair także jadł z gracją, bo nigdzie wreszcie mu się nie śpieszyło, wiedział że mógłby pokonać wraz ze swoim Bratem Krwi Bożka, ale najwyraźniej musieli wesprzeć ocalałych na Ziemi. Wreszcie Kobieta Vegety wstając tak, by wszyscy mogli ją dokładnie usłyszeć, wypowiedziała się:

Kenzuran AdventuresWhere stories live. Discover now