rozdział 38

140 9 0
                                    

Zabawne, do jakiego stopnia ludzie potrafią sobie coś ubzdurać i następnie naginać wszystko do swojej wersji wydarzeń.

Wedle informacji w mediach eksplozję na plaży w Santa Monica spowodował szalony porywacz, który strzelił do radiowozów z karabinu. I przez przypadek trafił w rurę gazową, która pękła podczas trzęsienia ziemi.

Ten szalony porywacz ( czyli Ares ) okazał się tym samym człowiekiem, który uprowadził czwórkę nastolatków ( czyli nas ) z Nowego Jorku i przez dziesięć dni wlókł przez całe Stany w koszmarną podróż.

Okazało się, że biedny mały Percy Jackson wcale nie jest straszliwym przestępcą. Spowodował zamieszanie w autobusie w New Jersey, ponieważ usiłował uciec porywaczowi ( świadkowie zarzekali się później, że widzieli ubranego w skórę mężczyznę w autobusie - "Nie wiem, czemu nie przypomniałem sobie o tym wcześniej" ). Ten sam szaleniec spowodował wybuch w St. Louis, bo przecież żadne dziecko nie byłoby w stanie tego dokonać. Bardzo przejęta kelnerka z Denver opowiadała, jak to widziała mężczyznę grożącego dzieciom pod jej barem, poprosiła kumpla, żeby zrobił zdjęcie, i powiadomiła policję. W końcu dzielny Percy Jackson ( mój brat przyznał, że zaczynał lubić tego chłopaka ) ukradł swojemu prześladowcy broń w Los Angeles i strzelał się z nim na plaży. Policja przybyła na czas, ale pięć radiowozów wyleciało w powietrze w spektakularnym wybuchu, a porywacz uciekł. Nie było żadnych ofiar śmiertelnych. Percy Jackson wraz z trójką przyjaciół jest już bezpieczny pod opieką policji.

Reporterzy podali nam taką wersję historii. A my potakiwaliśmy, udając przerażonych i wyczerpanych ( co akurat nie było trudne ), i odgrywaliśmy na antenie skrzywdzone dzieci.

- Chcę tylko... - powiedział Percy, przełykając łzy. - Zobaczyć znów mojego ukochanego ojczyma. Ile razy widziałem w telewizji, jak mówi, że jestem skłonnym do przemocy smarkaczem, wiedziałem... Jakoś... Że wszystko się ułoży. Jestem pewny, że on będzie chciał nagrodzić wszystkich mieszkańców Los Angeles darmowym prezentem z oferty swojego sklepu. Oto numer telefonu.

Policja i dziennikarze byli tak wzruszeni, że zorganizowali zbiórkę na cztery bilety na najbliższy samolot do Nowego Jorku.

Wiedziałam, że nie mamy innego wyboru w kwestii środka transportu. Miałam nadzieję, że Zeus odpuści nam - a przede wszystkim Percy'emu - zważywszy na okoliczności. Ale i tak z ciężkim sercem wsiadaliśmy do samolotu.

Start był koszmarem. Każde najdrobniejsze drżenie wprawiało mnie w większe przerażenie niż greckie potwory - a muszę przyznać, że widziałam ich już całkiem sporo. Percy również był przerażony i dłonie zaciśnięte na podłokietnikach rozluźnił dopiero, gdy wylądowaliśmy bezpiecznie na La Guardia. Za bramką czekali na nas miejscowi dziennikarze, ale udało nam się ich ominąć dzięki Annabeth, która w bejsbolówce - niewidce zwabiła ich w okolice kiosku z mrożonym jogurtem ( "Są tam! Szybko!" ), po czym dołączyła do nas przy odbiorze bagażu.

Rozdzieliliśmy się na postoju taksówek. Percy polecił Annabeth i Groverowi, żeby jak najszybciej udali się na Wzgórze Herosów i opowiedzieli o wszystkim Chejronowi. Nie chcieli się zgodzić, a poza tym niełatwo było nam się rozstać po tym wszystkim, co razem przeżyliśmy.

Zdziwiłam się, gdy Percy poprosił mnie, bym razem z nim udała się na Olimp. Nie potrafiłam odmówić, chciałam mu pomóc. Byliśmy rodziną, a rodziny się nie zostawia.

Dlatego też oboje wskoczyliśmy do taksówki i ruszyliśmy na Manhattan.

~*~

Pół godziny później wmaszerowaliśmy do holu Empire State Building.

Musieliśmy wyglądać jak mali włóczędzy w podartych ubraniach i z podrapaną twarzą. Nie spaliśmy od co najmniej doby.

Angel - córka bogaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz