rozdział 1

718 32 2
                                    

Dwadzieścia ośmioro szurniętych dzieciaków z szóstej klasy, dwoje nauczycieli i ja. Jechaliśmy żółtym autobusem szkolnym do Metropolitan Museum of Art na Manhattanie, żeby obejrzeć starożytne greckie i rzymskie różności. Wycieczkę zorganizował pan Brunner, nauczyciel łaciny, który uczył w Yancy Academy, prywatnej szkole z internatem dla dzieci z problemami, znajdującej się na północy stanu Nowy York.

A co robiłam tam ja, skoro nie uczęszczałam do żadnej ze szkół?

Odpowiedź na to pytanie była dość oczywista. Byłam tam, bo pan Brunner mnie o to poprosił. Może nie byłam jakoś o wiele starsza od Percy'ego Jacksona - którego już od dawna obserwowano - bo zaledwie o rok, ale miałam o wiele więcej doświadczenia, szczególnie na temat mitologii. Dlatego też tam byłam.

Pan Brunner był mężczyzną w średnim wieku, który poruszał się na elektrycznym wózku. Miał przerzedzone włosy i rzadką brodę, nosił wyświechtaną tweedową marynarkę, która wiecznie zalatuje kawą. Wcale nie wyglądał na równego gościa, ale z tego, co mi wiadomo, w szkole opowiadał mnóstwo historyjek i żartów, a nawet grał z uczniami na lekcjach. Po za tym posiadał świetną kolekcję rzymskiej broni.

Siedziałam z przodu, tuż za panem Brunnerem, próbując nie ogłuchnąć. Momentami żałowałam, że zgodziłam się jechać z tymi dzikusami na wycieczkę. Miałam udawać siostrzenicę mężczyzny o imieniu Angelina Water. Czyli zwykłą, szarą dziewczynę, niczym się nie wyróżniającą. Niebieskie włosy stały się jasnobrązowe - peruka oczywiście - niebieskie ubrania zmieniłam na czarną koszulkę na krótki rękaw oraz jasną dżinsową kurtkę, a spodnie na czarne dżinsy. Buty również miałam inne - białe trampki. Jedynie oczy nie zmieniły swojego koloru - wciąż ten sam błękit morza.

To byłam zupełnie inna ja. I tak właśnie miało być.

~*~

Pan Brunner oprowadzał nas po muzeum. Szłam tuż za nim, uważnie słuchając, o czym mężczyzna mówił. I choć znałam te historie i ciekawostki praktycznie na pamięć, nigdy nie miałam ich dość.

Mężczyzna jechał przed nami na swoim wózku, prowadząc całą grupę przez wielkie sale, w których głos odbijał się echem.
Mijaliśmy marmurowe posągi i szklane gabloty pełne bardzo starych czarno - czerwonych naczyń. To aż zadziwiające, że te garnki przetrwały dwa, może trzy tysiące lat.

W końcu stanęliśmy wokół wysokiego na cztery metry kamiennego słupa, na którego szczycie siedział wielki sfinks, i powiedział, że była to stela ( czyli nagrobek ) dziewczyny w naszym wieku. Opowiedział o płaskorzeźbach na temat steli. I wszystko byłoby w porządku, gdyby wszyscy dookoła nie gadali. Percy próbował ich uciszyć, co nie do końca mu wychodziło. Druga nauczycielka, pani Dodds, chyba od matmy, groziła mu co chwilę palcem.

Była to niska kobieta, ubrana w czarną skórzaną kurtkę, mimo tego, że wyglądała na jakąś pięćdziesiątkę. Wyglądała bardzo wrednie i nie zdziwiłabym się, gdyby marzyła o rozjechaniu szkolnych szafek harleyem.

Pan Brunner dalej gadał o greckich nagrobkach, jakby niczego nie zauważając.

- Zamkniesz się wreszcie? - usłyszałam za sobą i odruchowo obejrzałam się za siebie.

Moje niebieskie tęczówki napotkały sylwetkę chłopaka, którego "miałam pilnować" podczas tej wycieczki.

Cała klasa ryknęła śmiechem. Pan Brunner aż przerwał swoją opowieść i również obejrzał się za siebie.

- Panie Jackson. - powiedział, patrząc na chłopaka. - Czyżbyś miał jakieś uwagi?

Nastolatek zrobił się purpurowy na twarzy.

Nie chciałabym być na jego miejscu. Wszystko przez tą głupią dziewuchę...  Jak jej tam? Nancy Bobofit? Chyba tak.

Dziewczyna działała mi na nerwy już na samym początku zbiórki, gdy podeszła do mnie spytać, kim jestem. Była piegowatą, rudowłosą kleptomanką. To wiele wyjaśniało, rude - fałszywe.

- Nie, proszę pana. - odparł Percy, a pan Brunner wskazał na jedną z rzeźb.

- Może zatem powiesz nam, co przedstawia ten relief?

Chłopak spojrzał na rzeźbę, a ja dostrzegłam na jego twarzy wyraźną ulgę, jakby znał odpowiedź na pytanie nauczyciela. Ja również znałam.

- To Kronos pożerający swoje dzieci, prawda?

- Tak. - powiedział mężczyzna, najwyraźniej usatysfakcjonowany jego odpowiedzią. - A robił tak dlatego, że... ?

- No... - brunet zaciął się na chwilę. - Kronos był królem bogów i...

- Bogów? - spytał pan Brunner.

- Tytanów. - odpowiedziałam za chłopaka, który przeniósł na mnie takie same tęczówki, jak moje. - Kronos nie ufał swoim dzieciom, które były bogami, dlatego je zjadał. Ale jego żona ukryła Zeusa, jak był niemowlęciem i dała zamiast tego Kronosowi do połknięcia kamień. A potem Zeus, kiedy dorósł, tak wykołował swojego ojca, czyli Kronosa, że zmusił go do wyplucia reszty rodzeństwa...

- Bueee! - jęknęła jedna ze stojących za mną dziewczyn. Nie przejęłam się nią zbytnio, tylko mówiłam dalej.

- A potem nastała wielka wojna między bogami a tytanami. Ostatecznie to ci pierwsi wygrali.

Klasa zachichotała, lecz zdawałam się to ignorować. Nie lubiłam być w centrum uwagi, ale czasami trzeba było. Życie nauczyło mnie już wielu rzeczy, mimo tak młodego wieku. A wiedziałam, że czekało mnie jeszcze więcej.

- Jakby się to miało na cokolwiek przydać w życiu. Jakby w kwestionariuszach rekrutacyjnych zadawali pytanie "Wyjaśnij, dlaczego Kronos zjadał swoje dzieci". - mruknęła Nancy do swojej kumpeli.

Już miałam jej coś powiedzieć, jednak pan Brunner uciszył wszystkich jednym gestem ręki.

- Dobrze, Angelino. - powiedział do mnie, posyłając w moją stronę delikatny uśmiech. Widziałam, że ciężko było mówić mu do mnie innym imieniem. - To teraz, panie Jackson, proszę mi powiedzieć dlaczego, parafrazując celne pytanie panny Bobofit, ta wiedza może nam się przydać w życiu?

- Zatopiony. - mruknął Grover.

- Zamknij się. - syknęła Nancy, a jej twarz zrobiła się jeszcze bardziej czerwona niż włosy.

Uśmiechnęłam się triumfalnie, wiedząc, że przynajmniej Nancy też się oberwało, a nie tylko Percy'emu, któremu w końcu mężczyzna zadał pytanie.

- Nie wiem, proszę pana. - odpowiedział w końcu dwunastolatek.

- No cóż. - zaczął nauczyciel, lekko zawiedziony. - Pół punktu, panie Jackson. - powiedział do chłopaka. - Angelino, mogłabyś...?

- Jasne. - przytaknęłam od razu, gotowa, by odpowiedzieć na ów pytanie. - Zeus nakarmił Kronosa mieszanką musztardy i wina, co sprawiło, że zwrócił pozostałe pięcioro dzieci, które oczywiście, będąc nieśmiertelnymi bogami, żyły i rozwijały się w żołądku tytana niestrawione. Bogowie pokonali swojego ojca, pokroili go na kawałki jego własnym sierpem i wrzucili szczątki do Tartaru, najciemniejszej części Podziemnej Krainy.

- I tym optymistycznym akcentem na razie kończymy, pora na drugie śniadanie. Pani Dodds, czy może pani wyprowadzić nas na zewnątrz? - dodał pan Brunner.

Klasa ruszyła ku wyjściu: dziewczyny trzymając się za żołądki, chłopaki przepychając się i zachowując jak kretyni.

Jak dobrze, że ja też nie uczęszczałam do tej chorej klasy.

Chciałam iść na końcu, wraz z panem Brunnerem i porozmawiać z nim, jednak nie było mi to dane. Mężczyzna zawołał Percy'ego do siebie.

- Panie Jackson.

Dwunastolatek powiedział coś Groverowi, który poszedł sam, a on zwrócił się do nauczyciela. Szybko do nas podszedł.

- Pogadamy później, Angelino. - mruknął do mnie mężczyzna na wózku.

Kiwnęłam do niego głową i odeszłam, zostawiając ich samych.

Czas coś zjeść, bo brzuch daje o sobie znać.

Angel - córka bogaWhere stories live. Discover now