rozdział 6

392 17 0
                                    

Jasnowłosa dziewczyna czytała książkę przed ostatnim domkiem po lewej, oznaczonym jedenastką.

Kiedy do niej podeszliśmy, obrzuciła Percy'ego krytycznym spojrzeniem, jakby wciąż zajmowało ją to, jak bardzo się ślinił przez sen. Mimowolnie na moją twarz wstąpił uśmiech, gdy tylko przypomniałam sobie sytuację, kiedy byliśmy na werandzie Wielkiego Domu.

Chase czytała jakąś książkę o architekturze. Było to łatwe do wywnioskowania, gdyż na okładce widziałam obrazki świątyń, posągów i różnych rodzajów kolumn. Byłam świadoma tego, że Annabeth chciała studiować architekturę. Nie powiem, miała dziewczyna ambicje i potencjał, który potrafiła wykorzystać.

- Annabeth. - powiedział Chejron, gdy tylko podeszliśmy do dziewczyny. - Mam w południe trening łucznictwa. Zajmiesz się Percy'm wraz z Angel?

Czy ja mam się nim zajmować? Czy on oszalał? Ja na nic się nie zgadzałam.

Już miałam się odezwać, jednak Chejron spojrzał na mnie takim wzrokiem, że od razu zamknęłam usta. Niech już mu będzie.

- Jasne, Chejronie.

- Domek numer jedenaście. - zwrócił się do bruneta, wskazując na wejście do budynku. - Rozgość się.

Ze wszystkich tych budowli jedenastka najbardziej przypominała stary dobry domek letni - zwłaszcza pod względem starości. Próg był zdeptany, brązowa farba odchodziła gdzieniegdzie od ścian. Nad drzwiami widniał ten apteczny symbol: skrzydlaty kijek z dwoma wężami.

W środku było tłoczno, znów zarówno dziewczyny, jak i chłopaki. Było ich znacznie więcej niż łóżek. Wszędzie na podłodze stały plecaki. Wyglądało to jak sala gimnastyczna, w której Czerwony Krzyż urządził ośrodek dla uchodźców.

Chejron nie wszedł do środka: drzwi były dla niego dużo za niskie. Ale kiedy obozowicze go zobaczyli, wszyscy wstali i ukłonili się z szacunkiem.

- Doskonale. - powiedział centaur. - Powodzenia, Percy. Widzimy się wieczorem.

I pogalopował w kierunku strzelnicy.

Jackson stał w drzwiach, gapiąc się na swoich nowych kolegów, którzy zdążyli się już wyprostować i taksowali go wzrokiem. Zapewne nie czuł się z tym aż tak dziwnie, w końcu w ciągu sześciu lat był w sześciu różnych szkołach.

A ja tylko w jednej, której nawet nie skończyłam. Czyż to nie śmieszne?

- No? - odezwała się Annabeth. - Może wejdziesz?

Percy potknął się na progu, co niektórzy z obozowiczów skwitowali parsknięciami, ale nikt nic nie powiedział.

- Percy Jacksonie, witaj w domku jedenaście! - powiedziała uroczyście Annabeth.

- Zwyczajny czy nieokreślony? - spytał znajomy głos.

Patrzyłam na wszystkich po kolei, krzyżując ręce na piersi. Większość z nich zapewne nie pamiętała, bądź wogóle nie znała mojego imienia.

- Nieokreślony. - odpowiedziała jasnowłosa.

Rozległo się powszechne westchnienie. Przed grupę wyszedł nieco starszy od pozostałych chłopak. Nie zareagowałam w jakikolwiek sposób na jego przyjście. Chciałam po prostu iść już do siebie, ale niestety musiałam pomóc Annabeth oprowadzić Percy'ego po obozie. Sama też by se poradziła, w końcu była tu ciut dłużej. Co z tego, że jestem starsza?

- No już, spokojnie. Po to tu właśnie jesteśmy. Witaj, Percy. Możesz zająć to miejsce na podłodze, o tam.

Chłopak, który stanął przed nami miał na oko dziewiętnaście lat. Był wysoki, dobrze zbudowany, miał krótko ostrzyżone jasne włosy i sympatyczny uśmiech. Nosił pomarańczową koszulkę, szorty, sandały i rzemyk z pięcioma glinianymi paciorkami w różnych kolorach ( miałam taki sam, Chase z resztą też ). Jedynym niepokojącym elementem jego fizjonomii była szeroka biała blizna, przecinająca prawy policzek od dolnej powieki po szczękę. Wyglądała jak po cięciu nożem.

Angel - córka bogaWhere stories live. Discover now