rozdział 25

172 9 0
                                    

Słońce chowało się już za górami, kiedy odnaleźliśmy wreszcie park. Sądząc po napisie, nazywał się on niegdyś "WODNĄ KRAINĄ", ale teraz brakowało kilku liter, tak że z nazwy zostało "WOD K A N".

Główne wejście było zamknięte na kłódkę i dodatkowo zabezpieczone drutem kolczastym. W środku kręte zjeżdżalnie i rury prowadziły do pustych basenów. Chodnik dookoła zasłany był starymi biletami i plakatami. W zapadającym mroku miejsce to wyglądało smutno i nieco upiornie.

- Jeśli Ares przyprowadził tu dziewczynę na randkę, to nie chcę wiedzieć, jak ta panna wyglądała. - powiedział Percy, wpatrując się w drut kolczasty tak samo, jak my wszyscy.

- Percy. - ostrzegła go Annabeth. - Wyrażaj się z szacunkiem.

- Dlaczego? Podobno nienawidzisz Aresa.

- Ale on jest bogiem, gdyby nie patrząc. A jego dziewczyna niewątpliwie ma charakterek. - odezwałam się. Chase przytaknęła mi.

- I lepiej nie krytykuj jej urody. - dodał Grover.

- A kto to jest? Echidna?

- Nie, Afrodyta. - powiedział satyr, a w jego głosie zabrzmiała tęskna nuta. - Bogini miłości.

- Wydawało mi się, że ona ma męża. - odparł Jackson. - Hefajstosa.

- O co Ci chodzi? - spytał Grover.

- O nic. - odpowiedział krótko. Spojrzałam na niego, ale się nie odezwałam. - Jak się dostaniemy do środka?

- Maja! - buty Grovera wypuściły skrzydła.

Satyr przefrunął nad ogrodzeniem, wykonując po drodze nieplanowane salto, po czym wylądował na tyłku po przeciwnej stronie. Otrzepał dżinsy takim gestem, jakby wszystko przebiegli zgodnie z planem.

- Idziecie?

Annabeth, Percy i ja musieliśmy przedostać się na drugą stronę w bardziej konwencjonalny sposób, przytrzymując sobie nawzajem drut kolczasty, żeby dało się nad nim przejść.

Cienie wydłużyły się, kiedy wędrowaliśmy przez park, rozglądając się po atrakcjach. Znaleźliśmy Wyspę Brzdąców, Szalone Schody i Paradę Bikini. Te nazwy nie były wcale takie złe, choć najlepsze też nie.

Nie napadły nas żadne potwory. Nie słyszeliśmy najlżejszego dźwięku. Ale to zawsze mogła być cisza przed burzą.

Trafiliśmy na sklepik z pamiątkami, którego nawet nie zamknięto. Towary wciąż leżały na półkach: kule z wirującym śniegiem, ołówki, widokówki, a na wieszakach...

- Ciuchy. - powiedziała Annabeth. - Czyste ciuchy.

- Aha. - potaknął Percy. - Ale nie możesz po prostu...

- Patrz, czy ktoś nie idzie. Angel, chodź ze mną.

Dziewczyna porwała całe naręcze ubrań, chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę przebieralni. Tam dała mi kilka ubrań, a sama zniknęła za kotarą, przebierając się. Pokręciłam głową z uśmiechem i również weszłam do przebieralni.

Kilka minut później wychynęła stamtąd ubrana w kwieciste szorty z logo parku, wielką czerwoną koszulkę też z logo oraz pamiątkowe klapki. Przez ramię miała przewieszony firmowy plecaczek, wyraźnie wypchany innymi ciuchami.

Wyglądałam niemal tak samo, jak ona, tyle że miałam swoje trampki i swój plecak, który cały czas ze sobą miałam i który o dziwo nie ucierpiał jakoś bardzo.

- A co mi tam. - Grover wzruszył ramionami.

Chwilę później wszyscy wyglądaliśmy jak chodzące reklamy strupieszałego parku rozrywki. Aż sama się sobie dziwiłam, że dałam się na to namówić i założyłam ciuchy w innym kolorze, niż niebieski. Musiałam przyznać, że nie wyglądałam źle, mimo że to nie były moje klimaty.

Ruszyliśmy na dalsze poszukiwania Tunelu Miłości. Park sprawiał wrażenie, jakby wstrzymał oddech.

- A więc Ares i Afrodyta mają się ku sobie? - odezwał się chłopak.

- Odkrycie roku, Percy. - odpowiedziała mu Annabeth. - Plotki krążą od trzech tysięcy lat.

- A co z mężem Afrodyty?

- Przecież wiesz. Hefajstos. Kowal. Kaleka od dziecka, zrzucony z Olimpu przez Zeusa. Nie jest zabójczo przystojny. Wielki talent w rękach, ale Afrodyta raczej nie zwraca uwagi na umysł i talenty, wiesz.

- Podobają się jej motocykliści.

- Daj spokój.

- Hefajstos wie o tym?

- Och, oczywiście. - powiedziała Annabeth.

- Nawet ich kiedyś przyłapał. - wtrąciłam.

- Dosłownie, schwytał w złotą sieć, i zaprosił wszystkich bogów, żeby się z nich ponaśmiewali. Hefajstos zawsze usiłuje ich zawstydzić. Dlatego właśnie spotykają się potajemnie, w miejscach takich... - urwała, spoglądając prosto przed siebie. - Jak to.

Przed sobą mieliśmy pusty basen, którym zachwyciliby się skejci: co najmniej pięćdziesiąt metrów średnicy i dno w kształcie czaszy.

Wokół jego brzegu stał z tuzin brązowych kupidynów z rozwartymi skrzydłami i łukami w rękach. Naprzeciwko nas widać było wjazd do tunelu, do którego zapewne wpływała woda w czasach, kiedy park jeszcze działał. Napis powyżej głosił, iż jest to "EKSCYTUCJĄCA PRZEJAŻDŻKA MIŁOSNA - PEŁNA NOWOCZESNOŚCI!". 

Grover podpełzł w kierunku krawędzi.

- Spójrzcie tutaj.

Na dnie basenu spoczywała różowo - biała łódka z dwoma siedzeniami i baldachimem oraz burtami wymalowanymi w serduszka. Na lewym siedzeniu, połyskujące w blednącym świetle, leżała tarcza Aresa z polerowanego spiżu.

- Zbyt łatwo to wygląda. - powiedział Percy. - Mamy po prostu tam zejść i to zabrać?

Annabeth przebiegła palcami po bazie najbliższego z posągów Kupidyna.

- Tu jest wyryta grecka litera. - powiedziała. - Eta. Zastanawiam się...

- Grover. - przerwał jej dwunastolatek. - Wyczuwasz jakieś potwory?

Satyr powęszył pod wiatr.

- Nie.

- "Nie", tak jak w St. Louis nie wyczuwałeś Echidny, czy naprawdę nie?

Grover zrobił urażoną minę.

- Mówiłem Ci, że tam było podziemie.

- Okey, przepraszam. - chłopak wziął głęboki oddech. - Schodzę na dół.

- Idę z Tobą. - Grover nie wyglądał, jakby miał na to wielką ochotę. Nie dziwiłam mu się. Widziałam jednak, że chce wynagrodzić mojemu bratu to, co wydarzyło się w St. Louis.

- Nie. - odparł. - Zostań na górze z Twoimi latającymi butami. Jesteś asem przestworzy, pamiętasz? Liczę na Twoje wsparcie, na wypadek, gdyby coś poszło nie tak.

Grover z dumy aż się wyprostował.

- No, owszem. Ale co może pójść nie tak?

- Nie mam pojęcia. To tylko przeczucie. Annabeth, chodź ze mną...

- Chyba zwariowałeś. - spojrzała na bruneta, jakby spadł z księżyca, i się zaczerwieniła.

- Co znowu? - spytał.

- Mam iść z Tobą do czegoś, co się nazywa "Ekscytująca przejażdżka miłosna"? Umarłabym ze wstydu. A jak ktoś mnie zobaczy?

- A kto miałby cię zobaczyć?

- Czemu Angel nie może z tobą pójść? - wskazała na mnie.

- Mnie w to nie mieszaj. - powiedziałam, kręcąc głową i unosząc ręce do góry. - Z resztą, pomyśl, jakby to wyglądało. Siostra i brat w Tunelu Miłości. To chore.

- Dobra. - odezwał się w końcu Percy. - Sam to załatwię.

Kiedy chłopak ruszył w dół basenu, Annabeth poszła tuż za nim, wyrzekając półgłosem, że chłopaki zawsze namieszają. 

Angel - córka bogaOnde histórias criam vida. Descubra agora