rozdział 36

139 9 0
                                    

- Zniszczyć ich! - ryknął Hades.

Armia szkieletów ruszyła naprzód, wyciągając miecze i odbezpieczając karabiny. Erynie zapikowały, potrząsając płomienistymi biczami.

Dokładnie w chwili, gdy szkielety otworzyły ogień, roztrzaskana perły pod naszymi stopami eksplodowały zielonym światłem i uderzeniem świeżego, pachnącego morzem powietrza. Znaleźliśmy się we wnętrzu mlecznobiałych kul, które uniosły się - z nami w środku - nas ziemię.

Annabeth, Grover i Percy byli tuż obok mnie. Włócznie i pociski odbijały się od powierzchni perłowych kul, nawet ich nie zarysowując, a my tymczasem wznosiliśmy się do góry. Hades ryczał z taką wściekłością, że cała forteca trzęsła się w posadach. Wiedziałam, że ta noc w Los Angeles nie będzie spokojna.

- Spójrzcie w górę! - wrzasnął nagle Grover. - Roztrzaskamy się!

Zmierzaliśmy istotnie prosto na stalaktyty, które wyglądały tak, jakby miały przebić nasze skorupki i nadziać nas na rożen.

- Jak się tym kieruje? - krzyknęła Annabeth.

- Obawiam się, że się nie kieruje! - odkrzyknął Percy.

Wszyscy troje wrzeszczeli, kiedy perłowe balony uderzyły w sklepienie groty. I nagle zapanowała ciemność.

Lecz wciąż wznosiliśmy się do góry. Przedzieraliśmy się przez litą skałę tak łatwo jak bąbelek powietrza przez wodę. Tak działa magia pereł. To, co należy do morza, zawsze do morza powraca.

Przez dłuższą chwilę nie widziałam nic przez gładkie ściany mojej skorupki, aż perła nie przebiła się przed dno morskie. Trzy pozostałe mleczne kule, niosące Annabeth, Grovera i Percy'ego, zrównały się ze mną i popłynęliśmy w górę. Plusk!

Wyskoczyliśmy z pereł na powierzchnię na środku zatoki Santa Monica, strącając z deski surfera i krzycząc z oburzeniem "Z drogi!".

Percy chwycił Grovera, a ja Annabeth i oboje doholowaliśmy ich do boi. Ciekawski rekin krążył wokół nas - wielkie białe bydlę długości ponad trzech metrów.

- Spadaj. - powiedział do niego Percy, na co tylko zaśmiałam się cicho.

Rekin odwrócił się i pomknął w głąb oceanu.

Surfer krzyknął coś o nadmiarze grzybków, po czym wiosłując rękami, oddalił się od nas, jak najszybciej zdołał.

Domyśliłam się, że jest wczesny ranek dwudziestego pierwszego czerwca, dzień letniego przesilenia.

W oddali Los Angeles płonęło: pióropusze dymu unosiły się nad wszystkimi dzielnicami miasta. W nocy rzeczywiście musiało być trzęsienie ziemi, i to wszystko wina Hadesa. Teraz pewnie wysłał za nami armię umarłych.

Jednak Podziemna Kraina stanowiła dla nas najmniejszy problem.

Musieliśmy dostać się na brzeg. Percy musiał odnieść piorun piorunów Zeusa na Olimp. A przede wszystkim musieliśmy poważnie porozmawiać z pewnym bogiem, który nas wrobił.

~*~

Patrol Straży Przybrzeżnej zabrał nas, ale byli zbyt zajęci, żeby nas długo przetrzymywać albo zastanawiać się, co czwórka dzieciaków w zwykłych ubraniach robi na środku zatoki. Mieli na głowie katastrofę. Ich krótkofalówki były pełne pilnych wezwań.

Wysadzili nas na molo w Santa Monica z ręcznikami owiniętymi wokół karków i butelkami z wodą, na których było napisane MŁODY RATOWNIK WODNY, po czym popędzili do kolejnych ofiar.

Angel - córka bogaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz