rozdział 3

489 22 0
                                    

~ Pół roku później ~

Lato było jedną z moich ulubionych pór roku. Nie tylko dlatego, że było ciepło i zakładało się ubrania na krótki rękaw, jadło lody i odpoczywało od szkoły przez dwa miesiące - to ostatnie nie za bardzo dotyczyło mnie, ale... Cóż.

Lubiłam lato za to, że było ciepło i można było pokąpać się w jeziorze, morzu, oceanie, bądź innym zbiorniku wodnym. Jako córka Posejdona uwielbiałam zanurzać się w wodzie i zwiedzać podmorski świat. Zawsze mnie to odprężało, relaksowało i uspokajało.

Obóz Herosów - który był moim domem od kilku dobrych lat - w tym czasie nie świecił pustkami, jak przez inne pory roku. W wakacje zjeżdżały się praktycznie wszystkie dzieci bogów. Niektórzy - tak jak ja - zostawali na cały rok.

To miejsce znajdowało się na północnym brzegu Long Island, ponieważ po tej stronie dolina ciągnęła się od morza, które połyskiwało i było jakieś półtora kilometra od nas. Krajobraz wypełniały budynki jakby prosto przeniesione z książki o starożytności - pawilony wsparte na kolumnach, odeon, okrągła arena - tyle tylko, że były one całkiem nowe, a ich białe kolumny lśniły w słońcu.

Niedaleko nas grupka nastolatków i satyrów grała w siatkówkę na piaszczystym boisku. Po niewielkim jeziorku pływały kajaki. Dzieciaki w pomarańczowych, obozowych koszulkach goniły się między domkami w lesie. Inni strzelali z łuku do celu. Jeszcze inni jeździli konno po leśnych ścieżkach. Niektóre z nich miały skrzydła - konie, nie dzieci.

Na werandzie dwaj mężczyźni siedzieli naprzeciw siebie przy stoliku do kart. Niedaleko nich stałam ja, oparta o balustradę, a po drugiej stronie, naprzeciwko mnie, stała jasnowłosa dziewczyna.

Jeden z mężczyzn był niewysoki, ale tłuściutki. Miał czerwony nos, wielkie załzawione oczy i kręcone włosy tak czarne, że niemal fioletowe. Ubrany był w hawajską koszulę w tygrysi wzór. Nazywany był przez nas wszystkich panem D.

Drugi mężczyzna był nie kim innym, jak Chejronem, bądź też panem Brunnerem. Siedział na swoim wózku. Na sobie miał tweedową marynarkę, włosy były przerzedzone, a na twarzy widniała postrzępiona bródka.

Dziewczyna naprzeciwko mnie nazywała się Annabeth Chase i w obozie jest ciut dłużej niż ja, mimo tego, że jest o rok młodsza ( dokładnie trafiłam tu kilka miesięcy po niej ). Była niewiele niższa ode mnie, jednakże posturę miałyśmy taką samą. Z mocną opalenizną i jasnymi lokami wyglądała, jak serialowa dziewczyna z Kalifornii, ale oczy burzyły ten obraz. Były zdumiewająco szare, jak chmury burzowe; ładne, ale też nieco przerażające. Jakby ich właścicielka przez cały czas zastanawiała się, jak pokonać kogoś w walce.

- Pan Brunner! - usłyszałam za sobą.

Rozpoznałam ten głos od razu, choć nie słyszałam go jakoś pół roku. Odwróciłam się lekko za siebie, dostrzegając dwie chłopięce sylwetki.

Percy i Grover.

I choć w duchu cieszyłam się, widząc ich, to na zewnątrz nawet tego nie okazałam. 

Chejron odwrócił się do tyłu z uśmiechem. W jego oczach czaił się łobuzerski ognik.

- Miło Cię widzieć, Percy. - powiedział do chłopaka. - Będziemy mogli zagrać na pełne talie.

Wskazał chłopakowi krzesło na prawo od pana D., który spojrzał na niego zaczerwienionymi oczami i westchnął głęboko.

- Och, obawiam się, że muszę to powiedzieć. Witaj w Obozie Herosów. Tyle. I nie spodziewaj się, że miło Cię poznać.

- Yyy... Dziękuję. - Percy odsunął się nieco od niego, ciut zmieszany.

- Annabeth? Angel? - pan Brunner zawołał nas obie, zachęcając do podejścia. Niemal od razu wykonałyśmy jego polecenie. - Ta młoda dama opiekowała się Tobą w chorobie, Percy. - powiedział, wskazując na jasnowłosą. - A Angel już chyba znasz. - dodał, wskazując na mnie.

Angel - córka bogaWhere stories live. Discover now