Rozdział 64.

212 27 12
                                    

Maja zdążyła przemarznąć na kość zanim dotarła do mieszkania. Wiał silny zachodni wiatr, który zwiewał padający śnieg centralnie w jej twarz. Szalik, czapka a nawet redakcyjny parasol, który pożyczyła przy wyjściu nie radziły sobie z zawieruchą. Weszła na trzecie piętro, otrzepała buty z mokrej pluchy i zamknęła się w mieszkaniu.

Rozebrała się zaczerwienionymi od zimna rękami i poszła do kuchni zaparzyć wiadro gorącej herbaty. Stanęła w progu niewielkiego pomieszczenia i odwróciła się powoli w stronę korytarza. Coś jej nie pasowało. Na podłodze w przedsionku widniały dwa białe ślady soli do posypywania chodników. Rano, gdy opuszczała lokal w towarzystwie Kuczyńskiego, plam nie widziała.

Zawahała się ze strachem. Coś stuknęło w jej pokoju. Na rękach wystąpiła jej gęsia skórka. Czy to możliwe, że rodzice Eweliny użyli jej klucza i weszli do mieszkania pod jej nieobecność? Ale ślady urywały się w przy wejściu. Nikt nie ruszył żadnego przedmiotu. Płaszcz nieżyjącej współlokatorki cały czas wisiał na swoim miejscu.

Maja przełknęła głośno ślinę. Pomacała ręką kieszeń, ale jej telefon leżał w plecaku pod wejściowymi drzwiami. Strach kompletnie ją sparaliżował. W mieszkaniu ktoś był. Czuła to. Powietrze się zmieniło. Bała się zareagować, choć rzucenie się po plecak mogło być jej ostatnią deską ratunku. Zamrugała kilka razy.

Zaczęło zmierzchać i światło z okien malowało na ścianach nieprzyjazne cienie. Maja stała bez ruchu dziewięćdziesiąt sekund. Nasłuchiwała, ale wszystkie dźwięki z mieszkania zagłuszało bicie jej własnego serca. W końcu uznała, że coś musiało jej się przewidzieć. Wypuściła ze świstem powietrze przeklinając swoją głupotę.

I wtedy drzwi do jej pokoju otworzyły się ze zgrzytem. Od razu uświadomiła sobie, co tak ją zaniepokoiło. Zapach skóry i bursztynu. Luksusowa mieszanka, którą Leszczyński skrapiał szyję odkąd tylko sięgała pamięcią. Profesor stanął w progu i uśmiechnął się przebiegle.

– Cześć, kochanie – wyszeptał.

Rzuciła paniczne spojrzenie w kierunku drzwi wejściowych. Nie miała najmniejszych szans w starciu z Leszczyńskim. Był większy, szybszy i miał bliżej. A poza tym, jak zawsze, przekluczyła zamek dwa razy. Puls momentalnie jej przyspieszył, a mięśnie się napięły. Koszmar wrócił. Napastnik oblizał lubieżnie wargi.

– Nie zaproponujesz mi czegoś do picia? – zagadnął wesoło.

– Jak tu wszedłeś? – warknęła nie poznając własnego głosu.

Profesor roześmiał się perliście.

– Na komendzie dali mi klucz do twojego mieszkania – wysunął metalowy przedmiot z fioletowym puszkiem.

Zmroziło ją. Ten zestaw należał do Eweliny.

– Ty ją zabiłeś?

Leszczyński machnął ręką i przestąpił dwa kroki do przodu.

– Oczywiście, że nie, oszalałaś? Nawet jej nie znałem. Ale okazało się, że pewien sympatyczny sierżant nie miał nic przeciwko, by pokazać mi jej rzeczy i odsprzedać co nieco za kilka zielonych banknotów. Poraża mnie poziom korupcji wśród organów ścigania – stwierdził z przekąsem.

Maja nieświadomie się cofnęła. Zastanawiała się, czy będzie w stanie obronić się nożem, jeśli dojdzie do konfrontacji. Jeśli, prychnęła w duchu. Wiedziała, że tego nie uniknie. Leszczyński nie zadałby sobie tyle trudu, by po prostu zostawić ją w spokoju.

– Miałem nadzieję, że uda nam się dokończyć to, co wczoraj zaczęliśmy.

Maja zamrugała. Weszła do kuchni. W razie potrzeby mogła zasłonić się stołem i krzesłami. O ile dysponowała wystarczającą siłą. Nie miała pojęcia, ile mogły ważyć te cholerne meble ze sklejki. Leszczyński powoli podążył za nią.

POLOWANIE  - kryminał (+18) [ZAKOŃCZONA]Where stories live. Discover now