Rozdział 7.

365 47 10
                                    

Zaparkowali nieoznakowanym radiowozem jakieś półtora kilometra od miejsca zbrodni. Kornel nie był szczególnym fanem wędrówek po lesie, ale uznał, że samodzielne zbadanie terenu przyda im się w dalszym śledztwie. Był urodzonym wzrokowcem, dlatego żywe obrazy działały na jego śledczą intuicję zdecydowanie skuteczniej niż wyrwane z kontekstu zdjęcia i suche protokoły przesłuchań.

– Kim była ofiara? – zapytał Gracjan po kilku minutach spokojnego marszu.

Paula zwolniła nieco kroku.

Bielak zażądał, by do milickiej puszczy wybrali się we czwórkę, dlatego oprócz niej towarzyszył im szef techników.

– To była zwykła dziewczyna – odparła policjantka dokładnie wiedząc o co pytał aspirant. – Studentka, w tym roku akademickim miała bronić magisterkę. Wchodzić w dorosłe życie – urwała.

Kornel wbił w nią zaciekawione spojrzenie. Paula musiała być niewiele starsza.

– Co z chłopakiem? Mężem? Konkubentem?

Paula wzruszyła ramionami.

– Rodzice nie wiedzieli o żadnym chłopaku. Olga nie miała żadnych bliskich koleżanek, utrzymywała kontakt przede wszystkim z rodzicami i młodszą siostrą. Cała rodzina zgodnie przyznała, że gdyby Olga się z kimś spotykała, na pewno by o tym powiedziała. Podobno zawsze informowała ich, że wychodzi do klubu, na randkę czy kawę.

– Ale nie mieszkała z nimi? – upewnił się Kornel.

– Nie.

– Jakieś cechy szczególne? – odezwał się Gracjan.

Kornel przewrócił oczami.

– Gdyby takie istniały, Paula wymieniłaby je w pierwszej kolejności – burknął.

Paula rzuciła mu ukradkowe spojrzenie.

Sam nie wiedział, dlaczego tak rycersko stanął w jej obronie. Czasem braki intelektualne kumpla bardzo mu przeszkadzały.

– Chciałem się tylko upewnić – powiedział Gracu z wyrzutem. – Dobre dziewczynki rzadko padają ofiarami przestępstw.

Kornel musiał się z nim zgodzić. Jeśli z góry wykluczali, że dziewczynę zamordował partner, nie zostawało im wiele innych możliwości. Wątpił, by ofiara sama wybrała się do lasu pięćdziesiąt kilometrów od miasta i zginęła w tajemniczych okolicznościach. Ktoś musiał ją tu przywieźć.

Najpewniej jakiś tępy skurwysyn, który błąkał się po mieście i szukał łatwego celu. Chciał się tylko zabawić, ale sytuacja wymknęła mu się spod kontroli i dziewczyna skończyła sztywna, o ironio, jak kłoda. Świr wywiózł ją do lasu, gdzie nikt nie powinien jej znaleźć przez następne dwadzieścia lat, gdyby nie szczęśliwe zrządzenie losu i badanie zwyczajów populacji wilków.

Nagle Kornel poczuł się nieswojo. Gdzieś w tym lesie buszowała wataha. Bywał w dziczy tak rzadko, że nie miał pojęcia, jak zachować się w towarzystwie tych zwierząt. Ucieszył się, że miał ze sobą służbową broń.

– To tutaj – mruknął Rybosz pod nosem i Kornel o mało nie pomylił jego głosu z szumem wiatru.

Szef techników odzywał się tak rzadko, że nowi rekruci w ich wydziale czasem myśleli, że mieli do czynienia z niemową.

– Idziemy – zarządził Kornel.

Między wysokimi drzewami wisiała charakterystyczna policyjna taśma. Miliccy policjanci najwyraźniej wyjątkowo sumiennie przykładali się do swojej roboty, bo ogrodzili całkiem spory teren.

POLOWANIE  - kryminał (+18) [ZAKOŃCZONA]Where stories live. Discover now