Rozdział 11.

364 38 20
                                    

Kornel podrzucił pozostałych na komendę, a sam pojechał na spotkanie z patologiem. Znał Ząbczyńskiego już od kilku lat, ale i tak czuł się nieswojo za każdym razem, gdy wchodził do jaskini lekarza ostatniego kontaktu.

W tej kwestii nic się nie zmieniło. Gdy tylko wszedł na jarzeniowo oświetlony korytarz katedry, oblepiło go kwaśne zimno, miks słodkiego odoru śmierci i formaliny, którego nie mógł wyrzucić z umysłu całymi dniami po każdej wizycie. Nie miał pojęcia jak Ząbczyński funkcjonował po godzinach. A jako jeden z niewielu parających się tak makabryczną profesją ułożył sobie udane życie.

Pasjonował się medycyną post mortem do tego stopnia, że w Polsce zyskał sławę godną samego Williama Bassa, uznawanego za twórcę słynnej trupiej farmy mieszczącej się w Knoxville. Mimo wszystko nie osiadł na laurach i zamiast podpisywać kolejne egzemplarze rzetelnie napisanej książki, wolał spędzać długie godziny w ponurym laboratorium i szukać kolejnych bohaterów gnijących historii.

Kornel przywitał się z jego ponurą asystentką i włożył gumowe rękawice. Chciał poprosić jeszcze o maskę gazową, ale się powstrzymał. Posmarowanie nozdrzy mentolową maścią musiało wystarczyć.

– Dzień dobry, panie Kuczyński – przywitał się Ząbczyński.

– Witam, doktorze.

– Kopę lat.

Kornel uśmiechnął się krzywo i potrząsnął obutą w ten sam zestaw dłoń medyka.

– Wolałbym, żeby minęło ich więcej.

Ząbczyński zgodził się z nim machnięciem ręki.

– Co racja to racja. Nie marnujmy więcej czasu, zapraszam.

Ząbczyński ruszył przed siebie a Kornel wlepił wzrok w jego okryte białym fartuchem plecy by tylko zignorować widoki po bokach. Miejsce pracy patologa kojarzyło mu się z ubojnią. Wielki metalowy stół z prysznicem do spłukiwania krwi i wydzielin, jarzeniowe światła, staroświeckie wagi i cała masa topornych przyrządów przywodziły na myśl fantazję szalonego rzeźnika.

W końcu dotarli do ostatniego pomieszczenia. Było w nim tak jasno, że Kornel aż zmrużył oczy. Na stole sekcyjnym leżało ciało kobiety. Oczyszczone i równo ułożone prezentowało się jeszcze gorzej niż na zdjęciach z lasu, gdzie w jakiś sposób zdawało się pasować do otoczenia.

– Udało się znaleźć ślady? – zapytał Kornel chcąc mieć to wszystko jak najszybciej za sobą.

– I tak, i nie – odrzekł Ząbczyński. – Razem z doktor Meller skończyliśmy oględziny trochę ponad godzinę temu. Oczywiście tym razem mieliśmy ułatwione zadanie, bo znaczna część organów wewnętrznych została usunięta, co ograniczyło nam ilość pracy.

Prawdziwy fart, pomyślał gorzko Kornel.

– Ale przejdźmy do rzeczy. Wszystkie nieistotne szczegóły znajdzie pan w ekspertyzie – dodał z uśmiechem patolog. – Przekażę panu najważniejsze rzeczy.

Kornel pokiwał entuzjastycznie głową.

– Udało nam się ustalić z dużym prawdopodobieństwem, że przyczyną zgonu było wykrwawienie.

Ząbczyński podszedł do szczytu stołu i wprawnie, aczkolwiek delikatnie, odciągnął głowę Olgi W. do tyłu pokazując mu szerokie rozcięcie. Kornel starał się oddychać przez usta, ale i tak nieznośny smród padliny obsiadł go jak toksyczny oprysk.

– Jak pan widzi, cięcie zostało wykonane bardzo precyzyjnie, na skórze nie widać żadnych szarpnięć czy nierówności.

– Narzędzie?

POLOWANIE  - kryminał (+18) [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz