PROLOG

1.8K 86 48
                                    

Hej, cześć!

Polowanie to rasowy kryminał, który miejscami ociera się o thriller. W powieści przewijają się rzeczowe opisy zbrodni, autopsja, motywy erotyczne oraz przekleństwa, dlatego lektura przeznaczona jest wyłącznie dla dorosłych.

Nowe rozdziały będą pojawiały się codziennie. To pierwszy draft, PRZED PROFESJONALNĄ REDAKCJĄ, dlatego w tekście mogą pojawiać się małe błędy, np. brak przecinków. 

Dziękuję za wszystkie głosy – miłej lektury!

NW


PROLOG

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

PROLOG

Znieruchomiał.

W uszach odbijało mu się echo własnego oddechu i miarowe bicie serca. Był spokojny. Opanowany. Dziki pościg właśnie dobiegał końca i lada moment miał dokonać ostatecznego skoku na swoją zdobycz.

Przestąpił z nogi na nogę uważając, by nie naruszyć pachnącej zgnilizną ściółki. Poprawił noktowizor i zapatrzył się w ciemną otchłań. Uśmiechnął się nieznacznie.

Zbliżała się do niego. Czuł to. Nie widział jej i nie słyszał, ale całym sobą wychwytywał delikatne zaburzenia pola elektromagnetycznego wokół, niczym przystosowana dokładnie do tego celu antena. Niczym lew czyhający w zaroślach na pochłoniętą żerowaniem antylopę.

Wiedział, że pojedynek między ofiarą a drapieżnikiem odbywał się na pozazmysłowym poziomie. Tu nie chodziło o szybkość, o lepszy wzrok czy silniejsze mięśnie. Liczyło się tylko to, kto pierwszy dostrzeże niewidzialne wibracje, rozpozna hormonalny koktajl unoszący się w powietrzu i prawidłowo zidentyfikuje podpowiedzi instynktu, tak ochoczo ignorowane przez współczesnych mieszkańców świata zachodu.

To ten element zabójczej gry sprawiał mu największą przyjemność. Zapach strachu. Potu. Adrenaliny. Wtedy już wiedział, że wygra. Bo skoro jego ofiara zbliżyła się na tyle, by mógł z zegarmistrzowską precyzją wyodrębnić ten niepowtarzalny aromat z całej palety otaczających go woni, nie miała już szans na ucieczkę.

Nie widziała go. Nie słyszała. Nie czuła. I na tym ostatnim polegał jej największy błąd.

Czekał. Mózg zaczął już produkować endorfiny, a płuca rozszerzyły się dostarczając więcej tlenu do mózgu i jeszcze wyostrzając jego niezawodną intuicję. Drgnął, gdy jakieś półtora metra od niego trzasnęła gałązka. Gdyby naprawdę się skupił, potrafiłby rozpoznać jej grubość i gatunek drzewa, z którego pochodziła. W lesie czuł się jak w domu, a gęstą puszczę znał jak własną kieszeń.

Odwrócił się w kierunku hałasu pilnując, by nie naruszyć nieskazitelnej nocnej ciszy. Jego wzrok momentalnie padł na młodą łanię. Samica zamarła w bezruchu wypatrując zagrożenia i patrzyła prawie centralnie na niego. Przyłożył do ust palec wskazujący. Nozdrza rozszerzały jej się szybko, a oczy błądziły po otoczeniu. Nie musiała się go obawiać.

Dał sobie chwilę by podziwiać doskonały kształt jeleniej szyi, gładkość sukni, smukłość badyli...

Łania zerwała się do biegu i myśliwy potrzebował ułamka sekundy, by zorientować się, dlaczego. Z prawej strony, kilkanaście metrów od niego, ktoś próbował przedrzeć się przez pozbawione liści chaszcze. Powinien się tego spodziewać. Nie podejrzewał swojej ofiary o umiejętność bezszelestnego poruszania się po lesie.

Szurała bosymi stopami po ściółce. Stękała, gdy trafiała na wystające konary. Robiła hałas.

Zaciągnął się powietrzem tak, że zimno aż zakłuło go w płuca.

Do zniewalającej woni strachu dołączył zapach moczu i krwi. Serce zabiło mu szybciej i tym razem nie zamierzał już dawkować sobie ekscytacji. Był skazany na sukces. Wykorzystywał mechanizm skrupulatnie pielęgnowany przez ewolucję w ciągu milionów lat.

W naturze ofiary potrafiły w porę rozpoznać zagrożenie. Dostrzegać to co niedostrzegalne. Dostrajać się do częstotliwości, która umożliwiała ucieczkę jeszcze zanim na horyzoncie pojawiał się napastnik.

Ale on należał do ekskluzywnej grupy drapieżników z samego szczytu łańcucha pokarmowego. Tak jak lew pozostawał królem sawanny, tak on rządził w miejskiej dżungli. I posługiwał się zupełnie innym zestawem cech niż zwykły lis uganiający się za stekiem na dwóch nogach.

Studiował ten temat wiele lat. Zastanawiał się, co sprawiało, że ofiary mimo całej orkiestry sygnałów ostrzegawczych, zawsze wpadały w zastawioną pułapkę. Muchy przyklejały się do pajęczej sieci. Kapibary wchodziły do rzeki pełnej kajmanów. Kobiety wpuszczały brutalnych oprawców pod kołdrę.

Długo szukał odpowiedzi, ale wreszcie to zrozumiał. Ofiara nie miała szans, bo natura wyposażyła jej przeciwnika w cały zestaw unikalnych cech. Drapieżnik był inteligentniejszy. Silny, pociągający i tajemniczy. Wystarczyło tylko okazać odrobinę zainteresowania, by niewinna krucha istotka wpadła w sidła. I straciła ostatnią szansę ratunku przed tym, co nieuniknione.

Właśnie dlatego zdobycz zbliżała się do niego krok po kroku, choć las, w którym polował, miał ponad dwadzieścia kilometrów długości. Miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Ofiara zachowywała się wręcz groteskowo i usilnie ignorowała subtelne sygnały odbierane przez gadzi mózg, tłamszony i osłabiany całymi latami w ośrodkach państwowej edukacji.

Wreszcie znalazła się w zasięgu jego wzroku. Dyszała. Opierała się o omszałe pnie i rozglądała w poszukiwaniu ratunku, a później ruszała w dalszą drogę skracając dzielący ich dystans. Wreszcie dotarła na skraj jego kryjówki. Gdyby chciał, mógłby dotknąć jej włosów. Zwilżył delikatnie wargi. Miał erekcję.

Napięcie stało się wręcz nieznośne i nie mógł dłużej czekać. Wiedząc, że ofiara wciąż go nie widzi, pochylił się kilkanaście centymetrów do przodu.

- Znalazłaś mnie – wyszeptał.

Tak jak się spodziewał, rzuciła się do ucieczki.

Wystartował za nią. Dogonił ją dwoma susami i powalił na ziemię. Wyrywała się. Próbowała krzyczeć. Unieruchomił ją, a później na ułamek sekundy odpuścił, co wystarczyło, by w jej przerażonych oczach rozbłysła iskierka nadziei. Odetchnął. Penis prawie wyrwał mu się ze spodni.

Widział w zwolnionym tempie, jak twarz kurczy jej się z przerażenia, klatka piersiowa unosi panicznie, a paznokcie łamią od bezskutecznych prób rozorania mu skóry.

Zamrugał zaskoczony. Policzek zapiekł, gdy ostra krawędź urwanego akrylu przerwała ciągłość naskórka na jego twarzy.

Wyszczerzył zęby. Walczyła.

Przygwoździł ją do podłoża jeszcze mocniej.

A później podciął jej gardło.

Obserwował jak chrapliwie walczy o powietrze, jak bezsilnie próbuje zatamować krwawienie, jak wciąż łudzi się, że to jeszcze nie koniec, choć jej skóra blednie, a serce nie ma już czego pompować. Wiła się pod jego ciężarem kilkadziesiąt sekund, aż w końcu wzdrygnęła się w przedśmiertnym spazmie. Jej ręce opadły bezwładnie na runo, a mięśnie zwiotczały. Oczy zapatrzyły się w bezkresny kosmos nad ich głowami.

Poczuł, że jądra mu się kurczą, członek pulsuje, a po plecach przebiega dreszcz rozkoszy. Westchnął głośno. Przymknął oczy i trwał w przyjemnym rozluźnieniu. Wreszcie podniósł się z kolan, obrzucił ofiarę ostatnim spojrzeniem i wrócił do samochodu. Polowanie dobiegło końca.


_________

Mam nadzieję, że rozdział Ci się podobał. Jeśli uważasz, że historia jest warta polecenia - zagłosuj! Jestem bardzo ciekawa Twojej opinii.

Daj znać, co o tym myślisz!

Uściski, NW 

POLOWANIE  - kryminał (+18) [ZAKOŃCZONA]Where stories live. Discover now