#26

182 15 0
                                    

Wybaczcie mą nieobecność, za dużo się podziało. W ramach rekompensaty macie tu dość długi rozdział rozterek bohaterów. Mam nadzieję, że się nie zanudzicie. Enjoy ^^



- Jak mogliby wejść do środka, jeśli drzwi znajdują się pod pieczęcią?

- Z pieczęcią jest coś nie tak, Orochimaru-sama. Przyłapałem T/I jak tam węszyła, a to oznacza, że w jakiś sposób złamała pieczęć.

- Musisz jak najszybciej dotrzeć do Konohy i to sprawdzić. Jeśli ciała nie będzie masz znaleźć zamiennik, równie dobry. Rozumiesz?

- Tak, Orochimaru-sama.

- Przy okazji sprawdź, jak się mają sprawy odnośnie T/I. - dopowiedziałem, a chłopak zniknął. Wróciłem do kobiety, czytała którąś ze stron książki. Usiadłem na krześle i spojrzałem na nią. Westchnąłem, opierając się na dłoni.

- T/I, jak weszłaś do zaciemnionego pokoju w poprzedniej siedzibie? - zapytałem wprost.

- Chodzi ci o ten, gdzie był stół operacyjny? - odpowiedziała, odkładając książkę i spoglądając mi w oczy. Jej wzrok był tak bardzo hipnotyzujący, że prawie zapomniałem o co pytałem. Przytaknąłem, nie odrywając od niej spojrzenia, od czasu do czasu zjeżdżając na jej usta. - Hm... Po prostu otworzyłam drzwi i weszłam.

- Bez większego oporu? - zdziwiłem się. Byłem niemal pewny, że drzwi były zabezpieczone, ale teraz już sam nie wiem. Mam nadzieję, że Kabuto szybko wróci...

- No... Tak. Dlaczego pytasz?

- Tak po prostu... Jak się czujesz? - jak najszybciej zmieniłem temat, byle się jej nie tłumaczyć.

- Znośnie, jednak bywało lepiej...

- Jeśli potrzebowałabyś porozmawiać, to pamiętaj, że zawsze jestem. - wstałem i podszedłem do T/I, oparłem dłonie o stół i spojrzałem jej w oczy. Mógłbym się tak wiecznie w nie wpatrywać. Położyłem dłoń na jej policzku i przejechałem kciukiem po dolnej wardze. Pocałowałem ją. Ucieszyłem się, gdy dłonie T/I zacisnęły się na moim ubraniu. Wsunąłem dłoń w jej włosy, pogłębiając pocałunek. Gdy się odsunęliśmy, jeszcze przez chwilę patrzeliśmy sobie w oczy. Wewnątrz mnie czułem ogień, którego nie potrafiłem ugasić.

- Pójdę zrobić coś do jedzenia, chciałbyś coś? - powiedziała, otrzeźwiając mnie. Szybko się wyprostowałem, patrząc na nią.

- Jeśli zrobisz, to z miłą chęcią zjem, pomogę ci.

- Nie trzeba, zostań tu i cię zawołam, gdy skończę. Ciąża to nie choroba... - czułem, że ledwo co wymówiła ostatnie słowa. Było mi jej tak żal... Skinąłem głową, po czym, gdy wyszła zasiadłem przy wcześniejszej lekturze. Jednak nie potrafiłem się skupić, więc gdy po raz piąty czytałem tą samą stronę - odpuściłem.

/Zbliża się czas przeniesienia. Jeśli ciała faktycznie nie będzie, znalezienie nowego, równie dobrego, trochę potrwa. Teraz muszę być w pełni sił, żeby zająć się T/I. Póki się nie rusza z siedziby, nie muszę się martwić bardziej niż zwykle, jednak nie zamknę jej tu na zawsze. Ludzie z Konohy pewnie już wypuścili swoje psy.../

- Tsk... - wstałem i poszedłem do kuchni, choć na chwile ukoić targane nerwy. - Jak ci idzie? - zapytałem T/I, opierając się o framugę drzwi.

- Dobrze, za niedługo będzie gotowe.

- Cieszę się. Nie potrzebujesz pomocy?

- Nie, nie potrzebuje. Za to ty będziesz, jak jeszcze raz się zapytasz. Zresztą kazałam ci czekać, aż cię zawołam...- pogroziła mi nożem, piorunując wzrokiem.

Zakazane... |Orochimaru x ReaderWhere stories live. Discover now