#36

91 10 0
                                    

Długo spacerowałam, nie dostrzegając nikogo. Byłam coraz bardziej rozdrażniona, gdy po kolejnej godzinie nie było nikogo poza tą samą wartością co w lochach. Ciężko westchnęłam, bawiąc się znudzona kataną i zwalniając kroku. Byłam gotowa pogodzić się z krzykami w głowie i palącym moje wnętrze głodem, jednak po parudziesięciu kolejnych kilometrach w końcu do moich nozdrzy doszedł ten słodki zapach. Od razu poczułam pobudzenie, jak po sporej dawce narkotyku. Jak zwykle wszystko się wyostrzyło, a już po chwili byłam przy celu.

Zamarłam, gdy zauważyłam całą drużynę 7. Jeden z członków tylko mi nie pasował. Był nowy, jakby na wymianę. Przykleiłam się do drzewa i dokładnie się im przyjrzałam. Mój wzrok mimowolnie zatrzymał się na Kakashim. Poczułam mocne ukłucie w sercu, gdy już nie widziałam iskry w jego oku. Osunęłam się do siadu, całkowicie się maskując. Serce mi stanęło, gdy w pewnym momencie złapałam z nim kontakt wzrokowy. Patrzył na mnie, jakby mnie widział...

Niekontrolowanie do moich oczu napłynęły łzy. Tak bardzo za nim tęskniłam, że przed rzuceniem mu się w ramiona i przy okazji w ramiona pewnej śmierci hamował mnie jedynie Mitsuki.
Ogarniająca mnie rozpacz była tak silna, że zagłuszyła głosy w głowie i wszystko co czułam do tej pory. Czując jak tracę kontrolę nad chakrą, postanowiłam zrezygnować z przebywania w ich towarzystwie i jak najszybciej uciec. Pech chciał, że przez rozmazany łzami obraz minęłam się z gałęzią. Z hukiem spadłam na ziemię, plecami do dołu. Cały kamuflaż zniknął, gdy odebrało mi całkowicie dech w piersi. Zdołałam tylko jęknąć z bólu.

Usłyszałam głosy całej czwórki i wiedziałam, że muszę się jak najszybciej pozbierać. W głowie zaczęło odbijać się zdanie, że mnie zabiją. Mimo bólu pozbierałam się i choć spróbowałam wyciszyć chakrę. Złapałam się odruchowo za żebra, starając się uciec jak najdalej. W końcu usiadłam pod drzewem, ciężko oddychając i patrząc w niebo. Kiedy mi już przeszło wzięłam jeden głęboki wdech, przymykając oczy. Skuliłam się, chowając twarz w kolanach i mimowolnie oddając się łzom.

Długo zajął mi powrót do stanu wcześniejszego opanowania. Dziwiło mnie tylko to, że Kakashi nie przechodził obok... Wyjrzałam zza drzewa i cicho westchnęłam, gdy powoli się podnosiłam. Przetarłam piekące oczy, po czym poszłam szukać dalej. Każdy się miał na baczności... Nikt nie zdradzał swojego położenia i zabezpieczali się najbardziej jak się dało. Ciężko westchnęłam, sunąc zmęczona zakrwawioną katanę po ziemi.

Żrący moje wnętrze głód zaspokoiły w większym stopniu dzieci... Czułam obrzydzenie do samej siebie, choć wiedziałam, że nie ma przed tym ucieczki... Prędzej czy później musiał się obudzić. Chronił, karmił, sycił przez dziewięć miesięcy Mitsukiego. To było oczywiste, że będzie potrzebował czegoś nowego, mocnego by odzyskać siły. Nie sądziłam, że zmusi mnie do czegoś tak okropnego... Z każdym ciosem, z każdym cięciem czułam jak tracę cząsteczkę swojego człowieczeństwa.

Ile potrzeba, bym zatraciła się całkowicie? Ile potrzeba, bym znowu stała się tamtą T/I, której pozbył się Orochimaru, a później Kakashi?

- Gdzie przyjaźń, która między nami była, Tamashi?! – warknęłam, wracając już do domu. Nie otrzymałam odpowiedzi... Przestał ze mną rozmawiać, teraz tylko głośno syczy niezrozumiałe słowa? Zdania? Rozkazy? Nie wiem sama... Po prostu syczy...

W domu pojawiłam się, gdy zaczynało świtać. Byłam wykończona, brudna, złamana. Nie zważałam na nic. Szłam przed siebie jak w transie, słysząc tylko syk przeplatany z metalicznym dźwiękiem ciągniętej katany. W końcu przeszłam te wszystkie korytarze i znalazłam się w pokoju Mitsukiego. Dlaczego akurat tam? Nie wiem.

Stałam nad nim i pusto się w niego patrzyłam. Z boku wyglądało to co najmniej strasznie, a on? On po prostu spał. Tak niewinnie, tak błogo... Upuściłam broń na ziemię, która głucho uderzyła o zimną posadzkę, lekko się odbijając. Nachyliłam się nad łóżeczkiem i wyjęłam syna. Nie zwracałam uwagi na swój stan... Ostrożnie ułożyłam go na rękach i przytuliłam do serca.

Zakazane... |Orochimaru x ReaderWhere stories live. Discover now