#30

119 19 3
                                    

Powolne podtruwanie jej będzie świetnym pomysłem, co prawda wolałabym żeby od razu umarła i wtedy Orochimaruś wpadłby prosto w moje ramiona, ale prędzej ja bym chyba zginęła. Z tego co widziałam nawet brzuch ciążowy jej nie przeszkadza... Zresztą ogólnie się zachowuje jakby nie była w ciąży. Dziwna kobieta.
Poszłam do siebie by sporządzić odpowiednią truciznę, a gdy była już gotowa przyszła pora na zrobienie posiłku ze specjalnym składnikiem. 

- Ashidaaa... Nie jadłaś kolacji, zrobiłam zupę. Przyjdź do kuchni, jeśli chcesz trochę. - powiedziałam, posyłając jej uśmiech. 

- Nie jestem głodna, ale dziękuję. Może później zjem. - znowu negatywna odpowiedź, coraz bardziej mnie ona do szału doprowadzała.

- Ale pan Orochimaru kazał mi się tobą zaopiekować... 

- Nie jestem dzieckiem, dam sobie radę. 

- No dobrze. Zazdroszczę ci tego, jak się tobą zajmuję. Tak bardzo się troszczy. 

- Chętnie ci oddam część jego troski... - mruknęła nawet na mnie nie patrząc, zacisnęłam mocniej zęby. 

- Co tam ciekawego czytasz? 

- Dziennik medyczny.

- Jesteś medykiem? - zapytałam zdziwiona.

- Byłam jednym z najlepszych... - poczułam od niej negatywną energię, tak silną, że aż poczułam ciarki. Zadziwiające jak szybko i silnie się ona zmienia. 

- Stało się coś? Dlaczego czas przeszły? - zapytałam zmartwiona. 

- Nieważne. - szybko ucięła temat, jednak nie dam za wygraną. 

- Mieszkamy już razem trochę czasu, otwórz się choć odrobinę. Pozwól mi cię poznać. 

- Nie jest to potrzebne, nie szukam przyjaciółki. Powiem ci tylko dlatego, że raczej nie dasz mi spokoju. Byłam, bo życie mi się pokomplikowało i już nie jestem. - jak to usłyszałam myślałam, że mnie coś trafi. Gorszej kobiety do rozmów chyba nie znam. Zaczęłam się zastanawiać, co Orochimaru w niej takiego widzi. 

- Niech będzie, nie będę drążyć. Zupa stoi w kuchni. Idę poćwiczyć. - odpowiedziała mi cisza. Wyszłam ledwo panując nad irytacją przeplataną ze złością. Opuściłam kryjówkę, kierując się do lasu, gdzie będę mogła się rozładować. 

Reader

- Zaopiekować... Dobre sobie... - mruknęłam pod nosem. Orochimaru już był nadopiekuńczy, ale teraz to przegiął. Nie mam pięciu lat, by ktoś robił za opiekunkę, a co dopiero ONA. Prędzej to ja powinnam się nią zaopiekować.  Zamknęłam dziennik i spojrzałam w zamyśleniu na krzesło przede mną.

-Parę dni, ha? - szepnęłam, opierając się na dłoni. - To nigdy nie jest parę dni...

Siedziałam tak chwilę, nie myśląc o niczym. W końcu westchnęłam i postanowiłam pójść się przewietrzyć. Wyszłam na zewnątrz i od razu poczułam chłód nocy na skórze. Wzięłam głęboki wdech, rozszkoszując się chwilą. Spojrzałam w gwiazdy rozsiane na całym niebie i jasno świecący księżyc. Zamknęłam oczy, wsłuchując się w nocne dźwięki. Poczułam tęsknotę, nie za Orochimaru, a za poprzednim życiem.

Nie potrafię się z tym pogodzić, nieważne jak bardzo się staram. Na zewnątrz wyglądam jakby nic się nie działo, ale w środku dławię się własnymi łzami. Patrzyłam na księżyc, czując łzy w oczach. Nie chce się poddać, ale z każdym dniem jest coraz trudniej. Nie wiem, jak długo jeszcze dam radę.

Z biegiem czasu i utratą sił przez ciągły płacz, zaczynałam czuć pustkę. Siedząc, wpatrzona w gwiazdy nie czułam w końcu nic, a łzy przestały lecieć zostawiając po sobie tylko ślady. Wycięczona wróciłam do swojego pokoju. Obmyłam twarz i poszłam spać.

****

Dni mijały, a Orochimaru oczywiście nie wracał. Zachowanie Osamu było coraz dziwniejsze. Nalegała bym jadła przyrządzone przez nią posiłki, mimo że widziała, że od razu wszystko zwracam.
Na nic innego tak nie reagowałam, tylko na to co ona robiła. Przestałam jeść jej dania, bo zaczęłam podejrzewać, że coś mi do nich dosypuje, a wymioty to reakcja obronna. Teraz łazi za mną i nie daje mi spokoju. Wszelkie próby rozmowy nic nie dają. Mam już tego naprawdę dosyć.

- Jeszcze jedno słowo, Osamu... A przyrzekam, stanie ci się krzywda... - warknęłam, gdy po raz kolejny zaczęła klekotać mi nad uchem.

- Ale Ashidaaa-chan, zrobiłam ramen! Spró...

- Zamknij mordę! - krzyknęłam, łapiąc ją za gardło i podnosząc do góry. - Nawet nie wiesz jak bardzo mam cię dosyć. Próbujesz mnie kurwa otruć swoim żarciem. Myślisz, że jestem taka głupia? - mówiłam, zaciskając dłoń. - Nawet nie wiesz jak bardzo chce oderwać ci głowę. Sądzisz, że skoro Orochimaru chce cię uczyć, to jesteś bezpieczna? Gówno prawda. W każdym momencie mogę pozbawić cię głowy z kręgosłupem. Rozumiesz kurwa? W każdym. - rzuciłam nią o podłogę. Patrzenie jak z trudem łapie oddech, jednocześnie w panice odsuwając się jak najdalej ode mnie poprawiło mi humor. Podeszłam do niej, kucając i biorąc jej policzki w dłoń. Strach w jej oczach pociągał mnie jeszcze bardziej. Patrzyłyśmy na siebie w ciszy, przerywanej nierównym oddechem Osamu. - Nie zbliżaj się więcej do mnie, albo na podduszeniu się nie skończy. - powiedziałam na odchodne, po czym poszłam do kuchni zjeść coś normalnego i nie zatrutego.

Po zjedzeniu po prostu krążyłam po bazie bez celu. Niekończące się korytarze, oświetlane słabym światłem pochodni i skąpane w całkowitej ciszy miały swój klimat. Przyznam... Zgubiłam się. Nie wiedziałam, gdzie jestem, a wszystko wyglądało tak samo.

- Jestem w dupie... - warknęłam zawracając i próbując się odnaleźć. Nic nie wyglądało inaczej, nic się nie wyróżniało. Usiadłam na ziemi i pomyślałam. - Ok, już wiem.

Wstałam, po czym przywołałam kilka węży tropiących. Każde z nas poszło w innym kierunku. Szłam przed siebie i szłam, a końca nie było. Trochę już zmęczona, zauważyłam mocniejsze światło, padające zza rogu. Skręciłam i odebrało mi mowę. To było coś pięknego.

Zakazane... |Orochimaru x ReaderWhere stories live. Discover now