#11

840 68 34
                                    

Obudziłam się pełna energii. Wiedziałam, że dzisiaj mam o szesnastej trening z drużyną Kakashiego, więc postanowiłam coś wymyślić, żeby im się nie nudziło. Po doprowadzeniu się do porządku i zjedzeniu śniadania wróciłam do pokoju, po czym zasiadłam przy biurku, dając nogi na blat. Delikatnie huśtając się na krześle wymyślałam przeróżne ćwiczenia, ale żadne nie było odpowiednie.

- No i co ja mam im dać? - westchnęłam zrezygnowana.

- Komu? - usłyszałam i prawie upadłam, ale ktoś kto wszedł mnie złapał. - Nie powinnaś się huśtać. - zaśmiał się Orochimaru.

- A ty powinieneś pukać. - powiedziałam i oparłam krzesło na czterech nogach.

- Wracając, komu nie wiesz co dać? - zapytał, opierając się o ścianę.

- No nie wiem co dać moim podopiecznym... - odpowiedziałam z lekkim zakłopotaniem.

- Masz własną drużynę i nic nie powiedziałaś?!

- Ona nie do końca jest moja...

- Zabiłaś czyjegoś nauczyciela?!

- NIE!

- No to co?

- To jest drużyna Kakashiego, a ja jestem na zastępstwo.

- Wyeliminuje tego idiotę i będzie twoja, co ty na to?

- Powaliło cię Orochimaru?! - krzyknęłam, wstając z krzesła.

- Dlaczego niby? Przecież zawsze chciałaś mieć własną drużynę, a teraz gdy masz szansę nagle NIE. Chcę pomóc takiej słodkiej kobietce jak ty. - powiedział, chwytając mój podbródek.

- Bo Kakashi jest moim przyjacielem i nie pozwolę, żeby mu się coś stało. - odpowiedziałam i odepchnęłam mężczyznę.

- Wielce przyjaciółka, a okłamywała go, że nie utrzymuje z nami kontaktu, no ja cię proszę.

- Dowiedział się prawdy.

- To teraz powiedz to reszcie, haha. - zaśmiał się, a ja wyciągnęłam kunaia.

- Reszta nie musi wiedzieć. - wysyczałam, kierując zakończenie kunaia ku jego szyi.

- Przecież taka z ciebie przyjaciółka. - powiedział, odwracając się w taki sposób, że mój kunai był przy mojej szyi, delikatnie ją dotykając. - I kto tu jest silniejszy? Ja i zawsze będę ja. - ostatnie zdanie wyszeptał mi do ucha, po czym pocałował w szyję i gdy odchodził wyrzucił broń w bok, powodując głuche uderzenie.

Oszołomiona usiadłam na łóżko. Nie martwiło mnie to co on zrobił tylko to co ja. Nie mogłam się oprzeć, żeby go nie zaatakować. Nagle dostałam olśnienia. Przypominały mi się wszystkie słowa, które wypowiedział Orochimaru gdy "zmartwychwstałam" oraz to co zdarzyło się podczas mojej "śmierci".

/Ten atak... musiał być spowodowany przez niego/

~ Dzień dobry. ~

- Hej, Tamashī?

~ Tak?

- Ty stoisz za tym atakiem?

~ Może tak, może nie, a jak myślisz?

- Sama bym go nigdy nie zaatakowała, więc to MUSI być twoja sprawka... - powiedziałam.

~ Możliwe, ale to dopiero początek, przyjaciółko.

- Co to ma znaczyć?! - zapytałam, ale nie otrzymałam odpowiedzi.

Wstałam z łóżka i skierowałam w stronę drzwi, po czym wyszłam z pokoju. Niezbyt wiedziałam, gdzie się podziać, więc chodziłam bez celu po miejscu mojego zamieszkania.

****

Dochodziła szesnasta, miałam parę minut, żeby się przygotować i wyjść. Będę na czas, jeśli mnie nic nie zatrzyma, na co jest czterdzieści procent szans.

Wstałam z kanapy i ruszyłam w stronę mojego pokoju. Gdy weszłam do środka od razy podeszłam do szafy i założyłam haridoku uzupełnione senbonami. Przygotowałam resztę rzeczy i wyszłam z pokoju, a następnie z domu. Spokojnym krokiem zmierzałam na pole treningowe drużyny siódmej, lecz nagle poczułam okropne pragnienie, pragnienie dusz i krwi.

/Tamashī co ty odwalasz?!/

~ Głodny jessstem, a mój głód przechodzi na ciebie. Takie życie... ~

/I co ja mam niby teraz zabić tyle osób, aż się najesz?!\

~ Najlepiej by było. ~

/I teraz tak będzie zawsze?!/

~ No, więc jeśli nie chcesz ssstracić kontroli nad sssobą lepiej kogoś zabij. ~

/Kurwa.../

Szybko pobiegłam do jakiejś ślepej uliczki i zabijałam przypadkowe osoby, aż pragnienie znikło. Byłam cała we krwi, przeklęłam cicho i jak najszybciej wróciłam do domu.

- T/I, co ci się stało!? - zapytał Kabuto obok którego przeszłam jak burza. Nie odpowiedziałam i czym prędzej poszłam się przebrać oraz zmyć z siebie krew. Wychodząc z domu spojrzałam szybko na zegar, była równa siedemnasta.

/CHOLERA! Mam godzinne spóźnienie... Zabije cię kiedyś Tamashī/

~ HAHAHA! Jak mnie zabijesz, zabijesz też sssiebie~

/Niech cię piekło pochłonie/

~ Nasss już pochłonęło.

/Nas?!/

~ Raz zaznałaś pragnienia, a przelewając przez nie krew zawarłaś pakt z diabłem. ~

/To niemożliwe/

~ Haha, właśnie, że możliwe i tak właśnie się ssstało, kochana. ~

Nie odpowiedziałam i stanęłam na drzewie, witając się z drużyną.

- GDZIE TYLE BYŁAŚ, T/I- SENSEI!? - wydarł się Naruto.

- Musiałam coś załatwić... - powiedziałam i zeskoczyłam na ziemię.

- Coś bardzo krwawego... - powiedział Sasuke, a ja gwałtownie na niego spojrzałam.

/Skąd on wie?!/

- Zacznijmy już trening. - nakazałam jakby nigdy nic. Wszyscy zaczęli biegać prócz Sasuke, który poprosił mnie na stronę. Poszłam za nim, zostawiając na polu treningowym trzy węże, które pilnowały reszty grupy. Zatrzymaliśmy się jakieś trzydzieści metrów od miejsca treningu.

- To o czym chciałeś pogadać? - zapytałam, rozglądając się dookoła.

- Wiem kim jesteś i widziałem co robiłaś z tamtymi ludźmi. - zaczął.

- Ah tak, to kim jestem? - zadałam pytanie i oparłam się o drzewo.

- Jesteś zdrajczynią Konohy i ktoś taki jak ty nie będzie zastępować Kakashiego. - zagroził mi, a ja parsknęłam śmiechem.

- Słuchaj gówniarzu, ktoś taki jak ty nie będzie mi groził. Lepiej weź się za trening, bo jak na razie jesteś nikim w porównaniu do Itachiego, a chyba chcesz go zabić za wybicie waszego klanu. - powiedziałam, trafiając w słaby punkt tego dzieciaka. Zaśmiałam się pod nosem i odeszłam. Gdy doszłam odwołałam węże i zadałam drużynie inne ćwiczenia.

- Uchiha, czterdzieści kółek. - powiedziałam, gdy ten wrócił, a Sakura spojrzała na mnie jakbym jej kogoś zabiła.

****

Po zakończeniu treningu wróciłam do domu, tam doprowadziłam się do porządku i poszłam do salonu.

- Mogłabyś mi wytłumaczyć, dlaczego byłaś cała we krwi? - zapytał Kabuto, odwracając się w moją stronę, gdy usiadłam obok niego.

- Miałam pewien wypadek... - powiedziałam i spojrzałam ma chłopaka. Widać było po jego minie, że mi nie uwierzył.

- Jasne... - odpowiedział i odwrócił wzrok. Uczyniłam to samo, opierając głowę o oparcie kanapy. Nawet nie zauważyłam, gdy zasnęłam. 

Zakazane... |Orochimaru x ReaderWhere stories live. Discover now