chapter 37

342 48 8
                                    

michael codziennie odprowadzał lub odwoził luke'a do szkoły oraz po lekcjach przyjeżdżał po niego i spędzali resztę dnia albo w domu czerwonowłosego lub w domu luke'a. było to jego jedyne zajęcie, którego nie wykonywał z przymusu, a własnej inicjatywy.
blondyn nie chciał tak wykorzystywać farbowanego chłopaka, ale tamten jakby uparł się, że przez najbliższy miesiąc będzie robił za jego szofera.
po którymś z kolei razie luke'owi przestało to przeszkadzać, a nawet stało się jedną z przyjemniejszych rutyn jakie miał okazję doświadczyć.
michael w jakiś sposób czuł się odpowiedzialny za osobę blondyna. stał się jakby jego priorytetem, który był nawet ważniejszy niż cokolwiek innego.

któregoś dnia, gdy luke spędzał jedną z przerw w bibliotece, do jego stolika dosiadł się calum. jedna z ostatnich osób, jakich blondyn był w stanie się spodziewać w takim miejscu jak szkolna biblioteka.
spojrzał podejrzliwie na chłopaka i odłożył na bok czytaną książkę jaką były sonety do laury. nie wiedział czego ten chłopak może od niego chcieć, ale chyba też za bardzo nie chciał wiedzieć. bał się, że może usłyszeć coś, co go zaboli, a tego wolał jednak unikać jak ognia.

— mogę wiedzieć czy chcesz ode mnie coś konkretnego?
— wiesz, że perfidnie zabrałeś mi przyjaciela?
— że co proszę?

słowa bruneta wprowadziły blondyna w prawdziwe zdezorientowanie i jednocześnie zdziwinie. skąd w ogóle calumowi przyszły do głowy takie bzdury?

— to co słyszysz. przez ciebie michael stał się taki jak ty. odsunął się ode mnie i innych naszych znajomych.
— on zawsze był, jak ty to stwierdziłeś taki jak ja, ale po prostu ukrywał to, bo wiedział jak moglibyście na to zareagować.
— znam go cholerne dziesięć lat, a ty ledwo kilka miesięcy i śmiesz twierdzić, że nie wiem jaki jest mój przyjaciel?
— nie twierdzę tego, bo ja to zwyczajnie wiem. nie chcę cię urazić, ale naprawdę musisz być idiotą, by nie zauważyć takich rzeczy, ale to już nie jest moja sprawa.

luke wstał od stołu, pozbierał swoje rzeczy i skierował się do wyjścia z biblioteki. był z siebie jakby dumny za to, co zdołał powiedzieć, mimo tego, że zżerał go ogromny stres.
jednak miał rację, calum zarzucał mu, że to przez niego czerwonowłosy tak bardzo się zmienił. nie wiedział tylko tego, że michael od zawsze był inny, ale nigdy nie pokazywał tego publicznie, głównie zważywszy na to jaką miał pozycję. ale w momencie, gdy już jej nie miał, nie musiał grać kogoś kim nie był. mógł stać się w stu procentach sobą, a nikogo to tak naprawdę nie interesowało.

po skończonych zajęciach, michael jak zazwyczaj czekał na prakingu na blondyna.
kilka minut po ostatnim dzwonku jedną z pierwszych osób, które znalazły się przed głównymi drzwiami był calum.
z daleka widać było, że chłopak jest bardzo zdenerwowany. natomiast za nim szedł uśmiechnięty luke. michael sam uśmiechnął się na ten widok. lubił, gdy blondyn był zadwolony i nie dręczyły go niepotrzebne myśli.

— czyżby stało się coś dobrego skoro jesteś taki uradowany?
— poniekąd tak.

większość drogi do domu blondyna minęła im w ciszy, przerywana jedynie muzyką lecącą w radio.

— to powiesz mi wreszcie skąd u ciebie takie podekscytowanie?
— rozmawiałem z calumem. zarzucał, że to przeze mnie ich zostawiłeś, a gdy powiedziałem mu, że pomimo wieloletniej przyjaźni nie był w stanie naprawdę cię poznać, zatkało go, no i może nazwałem go idiotą?

michael zaskoczony był wypowiedzią luke'a. nigdy nie podejrzewałby, go że w tak dosadnych słowach powie wszystko to, co chciał zrobić kiedyś farbowany chłopak.
był dumny z tego chłopaka. sam nie wiedział dlaczego, ale czuł, że właśnie to powinien zrobić.

— masz ochotę na jakiś film?
— a do tego pizza z kurczakiem?
— zamówisz czy ja mam to zrobić?
— chyba znasz odpowiedź.

chłopak roześmiał się, ale przytaknął na słowa michaela.
niespełna godzinę później obaj leżeli w pokoju blondyna, oglądali kolejną z części ojca chrzestnego i wszystko zajadali pizzą z kurczakiem.

ta rutyna też była jedną z najprzyjemniehszych jakich mogli doświadczyć. i podobało im się to.













{...}

dobra żuki, zaczynamy mały maraton!

teenage dirtbagWhere stories live. Discover now