chapter 11

415 58 19
                                    

luke nawet nie zauważył, gdy na zewnątrz zaczynało się ściemniać, a on dopiero teraz wychodził z domu michaela.
zbyt mocno zafascynowała go rozmowa i spędzanie czasu z cliffordem, by myśleć o tym, że nastał już wieczór, a jutro znowu musi wstać przed siódmą, by zdążyć do szkoły.
jednak nic nie było w stanie zepsuć mu już dzisiaj humoru. był szczęśliwszy niżeli dziecko, które dostało na urodziny wymarzony prezent.

luke zrozumiał po części, że michael wcale nie jest taki jak burke czy inni ludzie ze szkoły. jest inny, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. wyróżnia się, ale ukrywa to, by go nie wyśmiali. w przeciwieństwie do luke'a, który bez skrępowania ukazywał jaki jest naprawdę.
wiedział też, że nie ma na co liczyć ze strony michaela na to, by ten zaczął zachowywać się tak jak u siebie w domu i rozmawiał z blondynem tak swobodnie jak kilka godzin wcześniej.

rano luke szedł do szkoły z dziwnym przekonaniem, że wcale nie musi być tak źle jak zazwyczaj. że być może będzie lepiej jeżli on się o to postara.
a potem przeszedł przez główne drzwi i wszystko, cały entuzjazm poszły psu w tyłek.
i chociaż luke usilnie chciał, by ten dzień był dobry to niestety, ale widok michaela, który wraz z amy połykali swoje twarze, był dla niego poniekąd niesmaczny.

zaraz za tym swoje miejsce zajmował burke willson, który aktualnie chyba straszył jakiegoś pierwszaka. tak dla samej zasady, by pokazać kto tutaj rządzi.
kujoni jak to oni, siedzieli z nosami w książkach i dopracowywali swoje zadania domowe lub odrabiali te ćwiczenia, które wcisnęli im popularni.
stała hierarchia ważności, która od początku nauki luke'a w tej szkole nie zmieniła się ani trochę.

pod koniec przerwy, gdy luke zabrał ze swojej szafki potrzebne podręczniki i skierował się do sali od języka angielskiego znowu poczuł jak ktoś popycha go do przodu i finalnie wpadł na grupkę dziewczyn, które spojrzały na niego jakby na twarzy miał kupę i odeszły zniesmaczone w drugą stronę.
gdy luke odwrócił się w stronę oprawcy nie zdziwił się zbytnio, gdy za nim stał burke i śmiał się głupio.

— czego chcesz, burke?
— może trochę milej hemmings, co? jak mój projekt z fizyki, który mam jutro oddać?

i w tym momencie luke poczuł jak przez jego ciało przechodzi naprawdę nieprzyjemny dreszcz, a twarz robi się blada. kompletnie zapomniał o tym durnym projekcie, który obiecał zrobić, by burke dał mu spokój z lądowaniem w śmietniku.

— całkiem dobrze. jutro będziesz go miał.

po czym luke wręcz jak rakieta zniknął w sali od angielskiego. nie wiedział czy da radę zrobić ten projekt na jutro. nie miał do tego przygotownych żadnych materiałów. nie wiedział czego tak naprawdę chciał w tym burke.
ale wiedział jedno. jeżeli brunetowi nie spodoba się to co przygotował to już teraz mógł przygotowywać się do codziennych kąpieli w starych kontenerach.

cały boży dzień luke chodził spięty jak agrafka. nie umiał znaleźć sobie miejsca ani tym bardziej nie wiedział jak zabrać się za obiecany projekt. miał jeszcze niespełna szesnaście godzin, by oddać go burke'owi. już teraz wiedział, że znalazł się w tragicznej sytuacji.
w którymś momencie telefon luke'a zawibrował w kieszeni jeansów.
blondyn niepewnie wyjął urządzenie i odblokował je.


michael clifford:

robisz coś specjalnie ważnego?



luke hemmings:

oprócz tego, że modlę się o to, by burke jutro mnie nie zabił to nie, nie robię nic ważnego:-)


luke był załamany tym w jakim położeniu się znalazł. jeszcze nigdy jego życie nie było tak złe jak w tym momencie.


michael clifford:

?¿



luke hemmings:

miałem zrobić mu projekt z fizyki żeby wide się od niego odczepił, a zapomniałem o tym i teraz jestem w dupie? bo nie mam kompletnie nic na ten projekt


michael czytając wiadomości od luke'a walczył ze sobą, by zaproponować pomoc. ostatecznie wysłał takiego smsa blondynowi, a po pięciu minutach otrzymał odpowiedź zwrotną.


luke hemmings:

jeżeli mnie uratujesz, będę ci wdzięczny do końca życia















{...}

whataboutmuke to był szantaż, ale dla ciebie dodam jeszcze jeden.

powiem jeszcze tylko tyle: na kolejne 2 rozdziały naprawdę warto poczekać:-)

teenage dirtbagWhere stories live. Discover now