chapter 3

562 65 29
                                    

— cześć, jestem michael.
— wiem kim jesteś.

luke wcale nie chciał być nie miły. po prostu nie chciał nawiązywać żadnych kontaktów z osobnikiem z grupy popularnych, ponieważ wiedział jak to mogło się skończyć, jeżeli ktokolwiek się o tym dowie. najpierw zmoczą mu głowę w męskim lub damskim kiblu, a potem znowu wrzucą do śmietnika. natomiast michael może w jakiś sposób osłabić swoją pozycję, a finalnie nawet ją stracić. dlatego też luke postanowił oszczędzić sobie kąpieli, a michaelowi niepotrzebnych nieprzyjemności.

— a ty jak masz na imię?

michael doskonale wiedział jak chłopak ma na imię, ale chciał nawiązać jakąkolwiek nić porozumienia z blondynem siedzącym obok, a jedynie zajęcia fizyki dawały mu taką możliwość. jednak zauważył, że luke wcale nie jest skory do nawiązywania nowych znajomości. dopiero wtedy dotarło do niego, że blondynowi może chodzić o to, że ktoś bardziej lubiany rozmawia z kimś kto... kto nie jest tak bardzo lubiany, mówiąc ogólnie. poniekąd michael rozumiał to, ale chciał też, by luke zobaczył, że nie każdy człowiek chce zmoczyć mu głowę w ubikacji. nie wiedział tylko jak mógłby się za to zabrać w momencie, gdy chłopak obok niego wcale nie chciał jego uwagi.

— to jak? powiesz mi jak masz na imię?
— nie wiem czego ode mnie chcesz, ale nie mam żadnych pieniędzy, nie będę robił ci prac domowych ani nie chcę znowu wylądować w śmietniku jak kilka dni wcześniej, więc lepiej chyba będzie jak nie będziemy rozmawiać.
— wow, w ciągu minuty wypowiedziałeś więcej słów niż ja podczas referatu z angielskiego.

luke czy tego chciał czy nie, ale zaśmiał się cicho pod nosem, co za chwilę ukrył pod maską obojętności. aż zbyt dobrze pamiętał nieszczęsny referat, na który clifford się nie przygotował i mówił wszystko co mu przyszło do głowy. jednak nawet za to pani roberts postawiła mu czwórkę. cholerne nazwisko zawsze załatwiało sprawę.

— luke.
— co?
— luke. mam na imię luke.

po czym hemmings już więcej nie odważył się odezwać do clifforda. natomiast na twarz farbowanego nastolatka wstąpił mały uśmiech spowodowany tym, że luke jednak odważył się powiedzieć swoje imię.

przez resztę kolejnych dni blondyn czuł, że ktoś go obserwuje. czy to na stołówce, gdy siedział i czytał jedno z pierwszych wydań "makbeta" i analizował to jak lady makbet manipuluje swoim mężem, a gdy podniósł wzrok znad kartek dostrzegł jak kilka stolików dalej siedzi michael ze swoją dziewczyną oraz kolegami i wpatruje się w niego przez kilka minut, a potem odwraca wzrok.
również, gdy przebierał się na znienawidzony w-f zauważył, że michael rzuca w jego stronę ukradkowe spojrzenia.

luke nie wiedział co ma o tym myśleć. czy to kolejny głupi zakład, by ośmieszyć go przed całą szkołą czy jeszcze zupełnie co innego. zastanawiał się czemu ktoś taki jak clifford w ogóle zwraca uwagę na kogoś takiego jak hemmings. przecież to wbrew powszechnym zasadom, które panowały w jeffersonie.

michael zdawał sobie sprawę, że luke mógł już domyślić się, że ten go obserwuje, ale nie chciał nic z tym robić. planował jak zdobyć zaufanie blondyna, ale wiedział, że może to być trudniejsze niż się może wydawać, zważywszy na to, że widać było jak luke jest niechętny, a wręcz wrogo nastawiony do kontaktów z ludźmi z jego środowiska. chciał to zmienić, ale wtedy docierało do niego, że jeżeli ktokolwiek dowie się, że znany i lubiany clifford zadaje się z frajerem hemmingsem, wtedy może stracić wszystko. łącznie z tytułem kapitana drużyny, a to jednak było najważniejszą rzeczą w jego nastoletnim życiu.

bądź co bądź, luke i michael kiedyś w końcu musieli się polubić, bo inaczej ta historia nie miałaby sensu. a może właśnie chodzi o to, by tego sensu tutaj nie było?













{...}

daję wcześniej, gdyż chciałabym poinformować was i jednocześnie zaprosić na całkiem nową i inną pracę pod tytułem

mr. robot

teenage dirtbagWhere stories live. Discover now