chapter 35

384 50 6
                                    

kwestia rodziny luke'a hemmingsa od zawsze była tematem dość kontrowersyjnym.
rodzice praktycznie cały czas pracujący w delegacjach, rzadko bywający w domu, a gdy już się w nim pojawiali wyglądało to tak, jakby ich tam w ogóle nie było, a wśród tego wszyskiego swoje miejsce musiało znaleźć dziecko w jakiś sposób pozbawione rodzicielskiej miłości i zapewnień bezpieczeństwa.

takim dzieckiem właśnie był luke.
do piętnastego roku życia w jakiś sposób bolało to, ale potem, gdy rodzice zaczęli zostawiać go już bez opieki w postaci niemiłej opiekunki i był w domu sam przez kilka dni, zaczął rozumieć i poniekąd przyzwyczajać się do nieobecności mamy i taty.
gdy poszedł do szkoły średniej poczuł, że rodzice nie są już mu do niczego potrzebni. świetnie radził sobie bez nich. według niego elizabeth oraz andrew byli tylko po to, by zapewnić mu odpowiednie warunki do nauki i kupować mu to, czego w danym momencie potrzebował.

jednak jeśli luke cały czas wmawiał sobie, że nie jest mu nikt potrzebny i zawsze poradzi sobie sam, zawsze z tyłu głowy krążyła irytująca myśl, że nigdy nie miał takiego życia jak większość osób w jego wieku, które wychowywały się w obecności rodziców i mieli wsparcie z ich strony.
był inny, ale pod tym względem, że szybko musiał nauczyć się żyć i radzić sobie samemu. ze świadomością, że za nim nie stoją rodzice, którzy są w stanie wesprzeć go w każdej decyzji jaką podejmie.

nastolatek czasami czuł się jak niepotrzebny dodatek w tej rodzinie. niby rodzice interesowali się co u niego, gdy przyjeżdżali, ale miał wrażenie, że wszystkie te pytania są z obowiązku, a nie z czystej i przede wszystkim prawdziwej ciekawości co takiego ma aktualnie miejsce w życiu ich syna.
dom dla blondyna był pojęciem bardzo ogólnym i względnym. nie czuł się w tym miejscu bezpiecznie, a raczej miał myśli, że tak naprawdę nie jest to jego miejsce.
chciał w końcu znaleźć swój jeden kąt, w którym czułby się dobrze i przede wszystkim jednak bezpiecznie, a w tym domu nie odczuwał czegoś takiego.
było to dla niego miejsce, w którym spał, uczył się i po prostu bytował, ale nie żył tak naprawdę.

widząc jaka atmosfera panuje w domu michaela, chyba zazdrościł chłopakowi kontaktów z mamą i atmosfery, która tam panowała.
ledwo przekraczając próg drzwi miał wrażenie, że miłość tam jest aspektem wręcz namacalnym. naturalne odruchy i uczucia były tam czymś normalnym i zwyczajnym. coś, co dla luke'a było nowe i często niezrozumiałe, u michaela znajdowało się na porządku dziennym.
właśnie tego odpowiedniego domu blondyn zazdrościł farbowanemu chłopakowi.
nawet jeśli nastolatek wychowywał się bez ojca, a karen pracowała jakby na dwa etaty, by odpowiednio wychować syna – udało się jej to.

michael clifford był wzorem dla innych ludzi chociaż sam tak nigdy nie uważał.
matka była z niego dumna w każdym możliwym względzie, a to była jedna z kolejnych rzeczy, których luke nie znał.
jego mama czy tata nigdy nie powiedzieli mu, że są zadowoleni z jego wyników w szkole czy innych osiągnięć.
ciągle jedynie wymagali i byli niezadowoleni lub co zdarzało się dużo częściej – po prostu nieobecni.

luke nie lubił nikogo przyprowadzać do swojego domu. czuł się tam źle i miał wrażenie, że cała ta aura udziela się osobom, które z nim przyszły.
jednak michael uparł się, by tym razem spędzić resztę dnia w domu blondyna, a mamie czerwonowłosego dać chwilę spokoju i oddechu.

gdy nastolatek przekręcał klucz w drzwiach nie był gotowy, że w środku zastanie swoich rodziców. mieli przecież wrócić za kilka dni, a nagle okazało się, że są aż trzy dni przed planowanym powrotem.
luke spiął się na ten fakt. liczył, że jak najdłużej będzie odwlekał moment poznania michaela z jego rodzicami. nie był na to spotkanie gotowy psychicznie, a farbowany chłopak zdawał się być spokojny i jakby wyluzowany.
z opowieści blondyna wiedział jacy mogą być jego rodzice, ale nie wierzył, że wszystko co mówił mu luke okaże się prawdą.

— luke? dopiero wróciłeś? gdzie byłeś i kto to jest?

jego matka jak zawsze nie pozwalała synowi dojść do słowa, zadając co chwilę kolejne pytania, które niesamowicie irytowały chłopaka. nie chciał tłumaczyć się z tego gdzie był, z kim i co takiego robił.
chciał tylko móc zamknąć się już z michaelem w pokoju i nie wychodzić tam przez kilka najbliższych godzin.

— w szkole, a gdzie miałem być? to jest michael, mój...
— kolega ze szkoły. miło panią poznać.

nastolatek wystawił w stronę kobiety dłoń i uśmiechnął się delikatnie jednak ona nie odwzajemniła jego gestu i ponownie skierowała swój wzrok na syna.
nie była zadowolona z tego, że jej dziecko zadaje się z jakimikolwiek ludźmi. wolała, by luke był sam i nie zawierał znajomości, a zwłaszcza z takimi osobami jak michael, którzy farbują włosy i samym swoim wyglądem budzą dziwną niechęć.
jednak wiedziała, że jej blondyn nigdy nie będzie robił tak jak ona by tego chciała, gdyż uparcie i determinację odziedziczył po swoim ojcu, który również nie bardzo słuchał tego, co kazała mu robić żona.

— liz, daj im spokój i skończ to śledztwo. cześć, jestem andrew.
— michael, również miło pana poznać.

chłopak uścisnął dłoń mężczyzny i tak samo jak wcześniej w stronę elizabeth, uśmiechnął się lekko.
mimo, że andrew rzadko uczestniczył w życiu swojego syna i miał wrażenie, że luke po prostu nie chce jego uwagi, ten zawsze miał jego potrzeby na względzie. był jakby tym lepszym rodzicem, któremu nie przeszkadzają późne powroty dziecka do domu czy sporadyczne imprezy.
wiedział, że luke dorasta i potrzebuje swojej przestrzeni, którą liz mu zawsze odbierała.

— pójdziemy na górę.

luke nie lubił tej całej wymuszonej otoczki, że jego rodzina jest normalna jak każda inna. wolał już, by jego rodzice nawet przed znajomymi grali, że wcale go nie interesują.
jednak nie mógł nic poradzić na to jacy byli elizabeth i andrew hemmings.

musiał się z tym zwyczajnie pogodzić.










{...}

chcecie dzisiaj/jutro prolog do nowej historii czy wolicie jeszcze poczekać aż będę miała napisane więcej rozdziałów?

teenage dirtbagWhere stories live. Discover now