Rozdział 25

17.2K 444 12
                                    

- Boże! Pokaż rękę! - krzyknęła Carla, z którą już od dobrej godziny rozmawiałam na balkonie.

Wysunęłam dłoń w jej stronę i z przerażeniem czekałam na jej reakcję.

- O moje nadzieje! Chcę poznać tego gościa! - podniecała się moja przyjaciółka.

Z kolei ja byłam totalnie przybita po tej całej akcji, którą urządził mi szef. Było mi wstyd. Nie potrafiłam mu spojrzeć w oczy. Później siebie przeklinałam w myślach, że dałam się porwać emocjom. Przecież to nie było w moim stylu.

- Mów mi, jak, kiedy? - Carla wciąż trejkotała, a ja myślami byłam w jakiejś dziwnej otchłani i nie potrafiłam wrócić na ziemię.

- W lesie. Jakieś kwiatki. Ciemno było, ale światła. - odpowiedziałam nieświadoma braku sensu w mojej wypowiedzi.

- Że co!? - zaczęła się śmiać. - Ale rozumiem. Do teraz nie możesz uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. W dodatku z takim bogatym, przystojnym...

- Chamem. - przerwałam jej.

Obie spojrzałyśmy na siebie, zadając spojrzeniem więcej pytań, niż kiedykolwiek wcześniej.

- Wiesz... To że Filibert cię zniszczył...

- Nie chodzi o Filiberta. Mikail to pieprzony prostak. - ścisnęłam mocniej kubek z kawą.

Gdyby tu był, właśnie dostałby w pysk. Ale znając życie, nie odważyłbym się tego zrobić, gdyby faktycznie stał tuż przede mną. To była tylko moja tłumiona złość, nie warta ujrzenia światła dziennego.

- Ale ten pierścionek, kwiaty, światła. Nie rozumiem, czemu go tak nienawidzisz.

- To była gra, Carla. Znalazł sobie zabawkę i póki co, świetnie się nią bawi.

Ona nadal nie rozumiała, patrzyła na mnie rozkojarzona.

- Oświadczył się a później dodał, że taką wersję mam opowiadać jego matce. I poszedł. Tyle.

Carla ewidentnie się zdziwiła. Miała nadzieję, że Mikail to cudowny facet, tylko ja nie potrafię się otworzyć. Bo Filibert. Bo Mia. Bo Lukas. Bo cały mój popieprzony świat.

- Nie wiem, co ci powiedzieć. - rzekła tylko.

- Nie musimy w ogóle o tym mówić. Już to przetrawiłam. - skłamałam.

- Może zmieniłby swoje nastawienie, gdyby poznał Mię? - pozostawiłam jej słowa bez odpowiedzi, rzuciłam w nią tylko szydercze spojrzenie.

Nie było łatwo. Nigdy nie było. A jednak z jakiegoś powodu nie poddawałam się i chociaż setki razy myślałam, że upadłam, okazywało się, że może być jeszcze gorzej. Mia była dla mnie najważniejsza i żaden człowiek nie mógł tego zmienić. Skoro już postanowiłam wziąć ślub z tym despotą, musiałam to zrobić. Wciąż starałam się przywoływać w myślach widok szczęśliwej pani Ginevry. To jedynie motywowało mnie do tego czynu.

Lukas dopiero późnym popołudniem ujrzał pierścionek zaręczynowy. Myślałam, że zrobi wojnę, o jakiej nawet nie miałam pojęcia.

- Czyli już zdecydowałaś? - ruchem głowy wskazał na moją rękę.

- Tak. Po jej śmierci od razu weźmiemy rozwód. - mówiłam spokojnie, aby dobrze słyszał moje słowa.

- Robisz błąd. Ale dowiesz się o tym za późno. Z resztą, jak zawsze. - i zamknął się w swoim pokoju.

Bałam się, że miał rację. Po tyłku dostawałam od życia tylko dlatego, że byłam nieostrożna. Gdyby mój tata żył, z pewnością nie zgodziłby się na ten ślub... Byłam tego pewna.

Serce do usług (Zakończone)Where stories live. Discover now