Rozdział 1

46.3K 704 52
                                    

Traktował mnie jak księżniczkę. Uczył szacunku do siebie i wszelkich technik, które miały pomóc mi w późniejszym życiu, a których wtedy nie rozumiałam. Często chodziłam z nim na zakupy i jeździłam do kin, teatrów i oper. Gotowałam z nim i sprzątałam. Uczył mnie obycia w świecie, smaku kultury i finezji istnienia. Nigdy nie czułam smutku, ani samotności. Trudniejsze chwile pojawiały się tylko w szkole, gdy trzeba było te wszystkie zasady stosować niemal naraz. Być miłą, dobrą osobą, nie krzywdzącą innych, ale być równocześnie twardą i nie dawać sobie wejść na głowę. Zawaliłam tylko z jedną zasadą... W pewnym okresie dojrzałości zaufałam zbyt szybko. I zbyt szybko musiałam dojrzeć, choć miałam wtedy zaledwie 19 lat. I od tamtego momentu zrozumiałam, że życie częściej bywa gorzkie i wcale nie jest takie kolorowe, jak ukazywał mi go tata. Urodziłam Mię. Dostałam ją w darze, tracąc za to najcudowniejszego człowieka w moim świecie, Eduarda, mojego tatę.
I wtedy świat nabrał szarości, chociaż uśmiech Mii bywał promienny. Została zrodzona z niemiłości i to najbardziej mi doskwierało. Od momentu zajścia w ciążę już nigdy nie widziałam Filiberta, który ją spłodził. Z jednej strony tak było lepiej, z drugiej strony zostałam sama, kompletnie nie znając się na macierzyństwie. Na szczęście mój tata zdążył poznać swoją wnuczkę. Przez całą ciążę wspierał mnie twierdząc, że sobie poradzę. Jednak ja wiem, że poległam... Po całości. Straciłam szansę na normalne życie, chociaż nigdy nie obwiniałam za to własnej córki, a wyłącznie siebie. W proch również rozwiałam swoje marzenia związane z kuchnią i setki podróży do krajów, które pragnęłam zwiedzić. Została mi ta mała landrynka, o wielkich zielonych oczach po swoim dziadku. I życie z miesiąca na miesiąc...

* * *

- Mia! Pośpiesz się! - krzyknęłam w kierunku schodów.

Nie minęło kilka sekund, gdy małe stópki zaczęły tupać po schodach. Dopiero, gdy spojrzałam w jej stronę zauważyłam, jak czas szybko leci. Mia miała już cztery lata i właśnie dziś pierwszy raz miałam odprowadzić ją do przedszkola. W moim oku zakręciła się łza. Miałam śliczna córkę, chociaż kręcone włosy odziedziczyła po swoim ojcu to na szczęście ich kolor zdominowały moje geny.

- Mamo, nie chcę do przedszkola. - popatrzyłam na nią z przykrością.

Niestety musiałam zdecydować się na ten krok już teraz, ponieważ zaczynało brakować pieniędzy. Z funduszy od państwa wystarczało tylko na bieżące życie i to mocno okrojone. Mia nie miała wiele zabawek, a ubrania szukałam w secondhandach. Na szczęście miałyśmy dach nad głową i jedzenie w lodówce. I tylko na to przeznaczałam pieniądze. To był najwyższy czas, aby znaleźć pracę i odbić się od dna, a zwłaszcza na to, by zapewnić córce lepsze życie.

Wsiadłyśmy do szkolnego autobusu, który wyjątkowo w pierwsze dni szkoły zabierał również rodziców. Droga do szkoły była dosyć ciężka, ponieważ nie było już miejsc siedzących i musiałam jedną ręką na górnej poręczy utrzymać siebie i Mię, która stała obok mojej nogi, a ja przytrzymywałam ją drugą dłonią. Trasa trwała około 20 minut i gdy tylko autobus się zatrzymał, wysiadlysmy niemal tak, jakby nas z niego wypluto. Mia chwyciła moją rękę i z przerażeniem w oczach spojrzała na mnie.

- Nic się nie martw słoneczko, zobaczysz, spodoba ci się. - uśmiechnęłam się, mając świadomość, jakie brednie jej opowiadam.

Dla każdego dziecka pierwszy dzień szkoły jest trudny, zwłaszcza, że rozstaje się z rodzicem na dość długi czas. Lecz i dla matek nie było to pozytywne doświadczenie. Każda bała się o swoje dziecko, czy sobie poradzi i nie zatęskni za mamą po pięciu minutach...
Przed szkołą stała nauczycielka, która wzywała do siebie przedszkolaków. Mia ponownie zerkła na mnie, upewniając się czy dobrze robimy. Ruszyłam w stronę nauczycielki, nie zwracając uwagi na strach własnego dziecka. Poniekąd miałam świadomość, że to w końcu się wydarzy i każde dziecko musi przez to przejść.

- Jak się nazywa piękna dama? - pani nachyliła się nad moją córką i ku mojemu zaskoczeniu, Mia uśmiechnęła się do niej tak promiennie, jak do mnie w chwilach, gdy brakowało mi ojca.

- Mam na imię Mia, a to moja mama Manuela. - skierowała mały paluszek we mnie a moja ręka od razu skierowała się w stronę nauczycielki, na znak powitania.

- Bardzo mi miło, jestem Jasephin. - puściła do mnie oko i lekko pokiwała głową, dając mi do zrozumienia, że pora uciekać, póki Mia nie zaczęła się rozczulać.

- Pa, mój słodki cukiereczku. Przyjadę po obiadku. - przytuliłam Mię i poczułam jej silny, jak nigdy, uścisk.

- Kocham cię, mamo.

- A ja ciebie, baw się dobrze. - puściłam jej całusa i odwróciłam wzrok, aby rozstanie nie było zbyt długie.

Na mieszkaniu panował półmrok. Od razu dało się wyczuć brak dziecka. Wzięłam się za sprzątanie i robienie obiadu, aby jak najszybciej zająć czymś myślenie. Gdy tarłam parmezan, do drzwi zadzwonił dzwonek. Obmyłam dłonie, krzycząc, że już idę.

- Ach... Lukas. - otwarłam drzwi, dając znak, by wchodził. - Co do picia? - oparłam łokieć o blat szafki.

- Woda wystarczy, siostro. - przekręciłam oczami, po czym nalałam do szklanki tego, czego chciał i wróciłam do tarcia sera.

- Jak Mia? - Lukas był moim jedynym rodzeństwem i ojcem chrzestnym Mii.

Mogłam mu wiele zarzucić, jednak nie tego, że nie poświęca czasu chrześnicy. Brat bywał u nas często i zdarzało się, że zabierał gdzieś Mię, lub pilnował jej, gdy ja miałam jakieś załatwienia.

- Była twarda. - odrzekłam.

- Nie dałem rady iść z wami, wybacz. - Lukas zasmucił się, ale po chwili zaczął szperać w portfelu. Już wiedziałam, że szykuje się kolejna kłótnia.

- Nie był to twój obowiązek, więc obie nie mamy czego wybaczać. - odburkłam, czekając na jego ruch.

- Masz tutaj pieniądze. - usłyszałam, jak kładzie je na stole.

- Nie potrzebuję. - wydobyłam ostrzejszym tonem.

Nie chodziło o to, że nie chciałam ich przyjąć. Z jednej strony powinnam być wdzięczna, że chce mi pomóc, chociaż ma swoje życie. Z drugiej strony te pieniądze zarabiał w sposób, na jaki absolutnie się nie godziłam. I dobrze o tym wiedział.

- Przyjmij chociaż raz, proszę cię. - odwróciłam twarz, aby na niego spojrzeć. Jego oczy błagały, ale te pieniądze w żadnym razie nie pasowały do mnie.

- Zabieraj je. - ruchem głowy wskazałam na kupę kasy na stole.

- Mia...

- Nie Mia, Lukas. Jestem jej matką i na razie sobie radzę. Nie chcę twojej brudnej forsy. I nigdy, przenigdy już ich nie proponuj! W ogóle, kurna, skończ z tym zarobkiem, bo całkiem tracę w ciebie wiarę. Nie tego uczył nas tata! - opierniczyłam go z nadzieją, że da mu to do myślenia, chociaż byłam naiwna, bo d roku moje słowa nie działały.

- Ojciec już nie żyje. A to jest prosty zarobek, Manuelo.

Pokręciłam głową z niedowierzaniem.

- A rób co chcesz, ale mnie w to nie mieszaj!

Nastała między nami cisza. Pieprzony damski popieprzeniec. Żal mi było wszystkich kobiet, które na niego trafiały. Z drugiej strony miały świadomość tego, co robią, więc też były mocno popieprzone.

- Słyszałem o pracy, tylko dość wymagającej.

Odetchnęłam z ulgą, że skończyliśmy tamten temat.

- Nieważne, mów jaka. - usiadłam na wprost niego, w wyczekiwaniu wlepiałam w niego spojrzenie.

- Pomoc domowa u bogacza. Ale nie wiem którego. Jeśli jesteś zainteresowana, to mogę...

- Tak! Dowiedz się gdzie! - przerwałam mu.

Byłam szczęśliwa, że jest jakaś oferta. Po wyjściu Lukasa, zaczęłam obmyślać plan mojego dnia, gdyby udało mi się zdobyć tę posadę.

Serce do usług (Zakończone)Where stories live. Discover now