Rozdział 27

16.5K 414 7
                                    

Nie mogłam zasnąć przez całą noc. Zastanawiałam się, kim tak naprawdę jest Biagio i czego ode mnie chce. Zdałam sobie sprawę, że przez pracę u Mikaila narobiłam sobie tylko problemów, których w ogóle nie powinno być, biorąc pod uwagę małego człowieka, będącego pod moją opieką. Mia spała słodko i kiedy patrzyłam na nią, serce mi drżało. Nie miała pojęcia, jak życie potrafi być wredne i ile trzeba przejść, żeby cokolwiek się udało. Chciałam, aby zawsze została taka niewinna i nienaruszona. Tymczasem to ja byłam główną sprawczynią tego, że mogło się to szybko zmienić.

- Dziś załatw sobie kogoś do Mii. Nie mogę jej odebrać. - poinformował mnie brat, dopijając w pośpiechu poranną kawę.

Miałam nadzieję, że znalazł w końcu pracę, tylko nie chce się przyznać, aby nie zapeszyć. Ewidentnie był zagoniony. Wyszedł z mieszkania, ale zostawił telefon na blacie. Znając mojego brata, byłam pewna, że zaraz po niego wróci. Zabrałam więc telefon i stanęłam na wprost drzwi wejściowych. Nie minęło kilka sekund, jak otwarły się z impetem.

- Dzięki! Zapomniałem na śmierć. - stwierdził, wyrywając mi z ręki telefon.

- Drobiazg. - zdążyłam dodać, nim trzasnęły drzwi.

Zrobiłam śniadanie dla córki i wyszłyśmy z domu. Tego dnia nie zaprowadziłam jej na szkolnego busa, tylko pojechałyśmy zwykłym, miejskim autobusem.

- Dzień dobry. - przywitałam się z przedszkolanką, która wprowadzała do pomieszczenia dzieci. - Dziś przyjadę po Mię między 16-17 godziną. - poinformowałam ją.

- Oczywiście. Wujek nie da rady? - zapytała zaciekawiona.

- Dziś niestety nie może a mnie z pracy też nie zwolnią wcześniej. - zrobiłam smutną minę, po czym podeszłam do Mii jeszcze raz jej wytłumaczyć, że musi zostać dłużej i pożegnałam ją.

Z przedszkola postanowiłam iść pieszo do domu Alvareza. Wiedziałam, że się spóźnię, ale pamiętałam też, że pozwolił mi kończyć i zaczynać, kiedy chcę. Chociaż raz miałam okazję to wykorzystać.
W domu na szczęście nie było nikogo. Została po nim jedynie kartka na blacie.

Zmiana planów. Dziś zamiast risotto, zrób fettuccine alla papalina. M.

- Oczywiście mój panie i władco. - wydobyłam z siebie na głos.

Jednak gdzieś wewnątrz obudził się we mnie hormon szczęścia, związany z tym, że Mikail prosił o potrawę, którą najlepiej przyrządzałam. Dobrze wiedziałam, że nie powinnam zwracać na to uwagi, jednak moja podświadomość często płatała mi figle i była niekompatybilna ze mną. W zasadzie działała dokładnie odwrotnie, niż zamierzałam. Dlatego głupia potrawa potrafiła mnie rozweselić i tym samym sprawić, że przeklęłam siebie samą w myślach już setki razy, od przeczytania notki od szefa.
Tradycyjnie zaczęłam od sprzątania całej posiadłości. I jak zwykle było tak czysto, że sprzątanie było wyłącznie formalnością. Ciekawa byłam, jak moją pracowitość sprawdza Mikail. Może po pracy chodzi po pomieszczeniach i szuka kurzu, dotykając palcami wszystko, co napotkają jego oczy. A może i od tego ma ludzi...

Kiedy kroiłam wędlinę do makaronu, wpadł Rafael. Najpierw się przywitał, podszedł do ekspresu i zrobił sobie kawę. Przez ten czas w ogóle się nie odzywał, natomiast dla mnie tak było lepiej, przynajmniej nie musiałam kłamać go w żywe oczy.

- Jak mija dzień? - w końcu zagaił.

- A dziękuję, dosyć znośnie. A co u ciebie? - ta rozmowa brzmiała, jakbyśmy dyskutowali ze sobą jedynie z grzeczności.

- Nawet dobrze, chociaż bywało lepiej. - pokiwałam jedynie głową.

Nie miałam potrzeby rozmawiać o niczym więcej, dlatego postanowiłam ulotnić się do toalety. Niestety, kiedy byłam coraz bliżej drzwi do łazienki, poczułam, jak ręka Rafaela chwyta moje ramię i uniemożliwia ucieczkę.

Serce do usług (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz