Rozdział 13

19.9K 541 31
                                    

Cały weekend spędziłam z Mią na zabawie, w końcu byłyśmy na, obiecanym wcześniej, placu zabaw. Miałam już wypłatę więc zabrałam córkę na gofry i do kina na bajkę. Mia była szczęśliwa i nareszcie czułam się spełniona, jako matka. W międzyczasie zadzwonił Rafael z informacją, że wypadło mu coś pilnego. W związku z tym przełożyliśmy spotkanie na inny dzień. W niedzielę wpadła do nas Carla i zrobiłam babeczki z truskawkami, wedle życzenia małej damy. Lukas w końcu odpoczął po tygodniowym pilnowaniu siostrzenicy. A ja, na szczęście, odcięłam się na te dwa dni od problemów związanych z Mikailem i Filibertem. Dopiero późnym wieczorem w niedzielę, rozmyślałam na nowo o tym, co może się wydarzyć. Miałam świadomość, że myślenie o przyszłości jedynie tworzy w człowieku niepewność, ale natura ludzka w tej kwestii, była nieobliczalna. Tym bardziej, kiedy jest się rodzicem, odpowiedzialność bierze się głównie za swoje dziecko i to, jaką stworzę mu przyszłość, odbije się w późniejszym czasie. A pragnęłam dla Mii wyłącznie dobra, ale też samozaparcia i odwagi, aby zawsze mogła sobie poradzić, bez względu na okoliczności życiowe, których niestety nie da się ominąć.

Do pracy przyszłam, jak zwykle o 8:30. Ku mojemu zaskoczeniu, zauważyłam Mikaila w salonie, z wlepionym spojrzeniem na ekran laptopa. Nawet nie zauważył, kiedy przyszłam. Dopiero, jak zaczęłam odkurzać korytarz, spojrzał na mnie, po czym pokiwałam głową na przywitanie. Mikail obdarował mnie uśmiechem, którego nie odwzajemniłam, zajęta swoją pracą. Sprzatnęłam od razu bibliotekę, a później udałam się na piętro, następnie łazienka na dole i został salon, którego nie dało się sprzątnąć z powodu jego obecności. A z doświadczenia wiedziałam, że nienawidzi, gdy mu się przeszkadza.

Na lodówce przyklejona była lista dań na ten tydzień. Po szybkim zapoznaniu się, zauważyłam, że ten tydzień znacznie należy do Japonii. Chociaż starałam się być dobrą kucharką, nie do końca byłam zadowolona ze swojego sushi. Czułam, że nie potrafię przyrządzać go tak, jak należy. Ale o opinie musiałam czekać dopiero w środę. Na dzisiaj, mój pan, wymyślił sobie takoyaki. Czyli ośmiornica w cieście. Osobiście nigdy nie miałam okazji jej spróbować, ponieważ była za droga, ale o przyrządzaniu jej wiedziałam sporo.

- Jak minął weekend? - podskoczyłam na głos szefa i wysypałam połowę torebki czerwonego imbiru. Cholera!

- Pomogę ci. - kucnął przede mną.

- Nie, nie. Proszę się nie brudzić. Sama sprzatnę.

Ten jednak nie zamierzał mnie słuchać i zaczął przesuwać dłonią po podłodze, zbierając w jedno miejsce wysypany imbir. Między nami zrobiło się niezręcznie, gdy nagle oboje postanowiliśmy wstać i niechcący musnęliśmy się policzkami. Stanęliśmy w bezruchu, on o ponad głowę wyższy ode mnie, patrzył na mnie z góry, ja natomiast nabrałam rumieńców.

- Dziękuję. - wyszeptałam i skierowałam się do zlewu, aby przepłukać ręce.

- Więc jak ten weekend? - próbował wyjść z tej całej absurdalnej sytuacji.

- Całkiem dobrze. Spędziłam weekend głównie z Mi... Z Lukasem. - niech to! Zaraz się wygadam, jeśli między nami nadal będą się tworzyć takie sytuacje.

- To ten twój brat? - jego ton od razu zgęstniał.

- Tak... A pan? - pomimo zadanego pytania, nawet na niego nie spojrzałam. Udawałam, że szukam potrzebnych przypraw w gąszczu torebek, przewracając jedne o drugie i kompletnie nie czytając ich nazw.

- Byłem u mamy a później pracowałem. Chyba jestem pracoholikiem. - wyznał szczerze, chociaż o tym już dawno wiedziałam.

- A dzisiaj pan pracuje z domu? - co też mnie pokusiło, aby interesować się jego życiem prywatnym?

Serce do usług (Zakończone)Where stories live. Discover now