Rozdział 32

16.6K 426 3
                                    

Długo myślałam nad tym, co wydarzyło się między nami. Ten mężczyzna miał niesamowite przyciąganie, chociaż wiedziałam, że jest kimś, kogo powinnam unikać na wszelkie sposoby. Czasem było to za trudne. Zapach jego ciała pomieszany z perfumami, jakie używał, hipnotyzował do granic możliwości. Gubiło mnie to. Gdybym w porę nie zareagowała, mogłoby się wydarzyć coś, czego później z pewnością bym żałowała.
Idąc do pracy, po schodach prowadzących do jego posiadłości, poczułam, jak robi mi się niedobrze z nadmiaru emocji. Oddałabym wszystko, żeby nie było go w domu, chociaż widziałam na podjeździe jego samochód, co mówiło mi dokładnie to, czego nie chciałam. Roztrzęsłam się, wchodząc do kuchni.

- Dzień dobry. - przywitałam się, kiedy tylko ujrzałam Mikaila pijącego poranną kawę.

- Witaj, Manuelo. Jak się dziś czujesz? - wolałam, kiedy był gburowatym chamem, niż troskliwym mężczyzną. To nie szło w parze z moimi planami.

- Zdecydowanie lepiej.

- Masz dziś wolne. Pojedziemy do mojej mamy. - pokiwałam głową na zgodę, po czym podeszłam do ekspresu.

- Zdążę jeszcze wypić kawę?

Mikail odepchnął się od blatu i podszedł bliżej mnie. Przez chwilę przyglądał się, jakby chciał zrobić coś, na co moja mina ewidentnie się nie godziła.

- Na spokojnie. - ciepło odrzekł.

Kiedy skierowałam dłoń, aby wcisnąć przycisk "latte", Mikail zrobił dokładnie to samo. Nasze palce zetknęły się i wywołały wrażenie prądu, który przeszedł przez cały mój organizm. Pozwoliłam mu nacisnąć, biorąc swoją rękę.
Staliśmy w ciszy na wprost siebie, tylko ekspres wydawał dźwięk. Wiedziałam, że patrzy na mnie. Z kolei we mnie nie było tyle odwagi, aby patrzeć na niego, to mogło się źle skończyć. Moje spojrzenie utkwione było w podłogę.
Usłyszałam sygnał, który sugerował, że kawa zrobiona. Chciałam wyjąć kawę, ale Mikail zrobił to samo. Tym razem wiedziałam już, że robi to celowo.

- Chodź do salonu. - odparł dumnie, niosąc dwie kawy.

Szłam za nim, absolutnie nie widząc, jak się zachować. Mikail postawił obie kawy obok siebie, co świadczyło o tym, że mieliśmy usiąść blisko. Nie podobało mi się to, jednak nie wiem dlaczego, przystanęłam na jego propozycję.

- Jak się mama czuje? - zagaiłam, byleby zmienić tę napiętą atmosferę.

- Nie najlepiej, dlatego postanowiłem, że ją odwiedzimy. Wczoraj wieczorem dostałem telefon, dlatego nie powiedziałem ci wcześniej. - próbował się tłumaczyć, lecz dla mnie nie miało to znaczenia.

- Mam nadzieję, że dzięki naszej obecności poprawi się jej.

- Boję się, że to już. - Mikail zaczął pocierać dłonie o kubek. Był zdenerwowany i miał do tego prawo.

Chociaż nie znałam dobrze pani Ginevry było mi jej bardzo szkoda. Nikt nie zasłużył na taką śmierć. Nieświadomie chwyciłam przedramię szefa.

- Wszystko się ułoży. Nie ma sensu na zapas się przejmować. - próbowałam mu jakoś pomóc, chociaż zdawałam sobie sprawę, że jest to bezsensu.

- Zrobiłbym wszystko, żeby nie umarła. - popatrzył na mnie. Widziałam w jego spojrzeniu ogrom bólu i cierpienia.

- Gdybym mogła, też zrobiłabym wszystko.

Po około piętnastu minutach ubraliśmy się i wyszliśmy. Podczas drogi, głównie rozmawialiśmy o jego mamie. Nie chciałam robić za psychologa, ale miałam to doświadczenie za sobą i wiedziałam, jak to boli. Mikail, im bliżej był rodzinnego domu, tym bardziej wyglądał na zdezorientowanego. Nie umiałam mu pomóc. Pewne rzeczy trzeba przeżyć, chociaż bardzo by się nie chciało.

W domu jego mamy panowała absolutna cisza. Dopiero, gdy zbliżyliśmy się do klatki schodowej, usłyszeliśmy jęki pani Ginevry. Mikail zaczął biec po schodach, przerażony tym, co usłyszał.

- Mamo. - podszedł do niej i chwycił ją za rękę.

Pani Ginevra wyglądała przerażająco. Była blada i chuda, miała zapadnięte oczy i leżała bez chusty, całkiem łysa. Zakłuło mi w sercu na jej widok. Podeszłam do niej i ucałowałam ją w czoło.

- Ja... Ja...a... - chciała coś powiedzieć, ale nie była w stanie.

- Nie mów nic, mamo. Nie nadwyrężaj sił, jesteśmy już obok. - mówił do niej Mikail i szepnął do mnie, byśmy zadzwonili na szpital.

Wyszłam więc i przekazałam informację służącej. Ta natychmiast zabrała telefon i wykręciła numer na pogotowie. Nie chciałam prorokować, ale byłam pewna, że to już ostatnie jej chwile. Dokładnie tak samo wyglądał mój tata, gdy zabierali go z domu do szpitala.
Weszłam do pokoju i przytaknęłam głową do Mikaila, aby wiedział, że karetka jest w drodze. Usiadłam obok pani Ginevry, głaszcząc jej dłoń. Obraz ich obu chwytał za serce. Było w nim tyle niewypowiedzianych uczuć, tyle trudu. Miałam ochotę przytulić szefa, widząc, jak próbuje się nie rozpłakać. Tymczasem siedziałam zszokowana i brakło mi już słów, aby pocieszyć kogokolwiek.

Karetka przyjechała dosyć szybko. Od razu zabrali matkę Mikaila, a my ruszyliśmy samochodem w stronę szpitala. Nie rozmawialiśmy. Było słychać zaledwie warkot silnika, który i tak zaburzał nasze myślenie. Czułam, jak wzbierają mi łzy i jedynym powodem, dla którego ich nie wypuściłam, był sam Alvarez. Czułam, że będę mu teraz wyjątkowo potrzebna. Nie chciałam go jeszcze bardziej dobijać. Musiałam być tą silniejszą.

- Przynieść panu coś do picia? - zadałam w końcu pytanie, gdy oboje czekaliśmy na jakiekolwiek informacje od lekarza.

- Wodę tylko. - cały czas miał spuszczoną głowę.

Ruszyłam w stronę automatu i kupiłam dwie zwykle wody. Obserwowałam z dalsza Mikaila i zauważyłam, że nawet nie drgnął. Wyglądał, jakby zawładnął nim jakiś psychiczny paraliż. Kiedy usiadłam obok niego, w końcu odważyłam się go przytulić. Bezwładnie opadł na moje ramię i zaczął płakać. Chciałam zabrać chociaż połowę jego cierpienia, lecz nie było to możliwe, pomimo chęci. Oboje wzdrygnęliśmy się, kiedy podszedł do nas lekarz.

- Pan Alvarez? - zapytał.

- Tak, jestem jej synem. - niemal jęknął, cały zalany łzami.

- Nie mam dobrych wiadomości. - patrzył raz na mnie, raz na Mikaila.

Chwyciłam dłoń szefa, mocno ją ściskając.

- Nowotwór przerzucił się zbyt szybko. Pana mamie została, co najwyżej, doba. - czułam, jak Mikail się ugiął.

Złapałam go w ostatniej chwili i mocno do siebie przytuliłam.

- Dziękuję panu. Na razie proszę... - ruchem głowy skierowałam na Mikaila. Lekarz zrozumiał, że to zbyt trudne, aby teraz prowadzić rozmowę.

Byłam dla niego jedyną podporą. Jedynym ratunkiem. Nie mogłam na niego patrzeć. Jego wzrok stracił wszelki blask. Trząsł się i słabł. A ja, zwykła służąca, nie potrafiłam zabrać od niego bólu, który zgasił w nim słońce. Najpiękniejsze, jakie można było mieć.

Serce do usług (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz