Rozdział 34

16.3K 440 22
                                    

Od razu po zjedzeniu poszliśmy do szpitala. Mikail ciągle siedział z mama, natomiast ja czasami zostawiałam ich samych. Koło godziny 20, wyszliśmy przed szpital, aby pooddychać świeżym powietrzem. Mikail był zdruzgotany i nie mogłam nic na to poradzić. Wspierałam go jedynie swoją obecnością.

- Zostaniesz ze mną? - zapytał niepewnie.

- Mówiłam już panu, że pana nie zostawię. - rzekłam, spoglądając w niebo.

Nagle Mikail przytulił się do mnie, co oczywiście odwzajemniłam, mając świadomość jego obecnych uczuć. Tym razem jednak nie czułam żadnych dreszczy, natomiast przez myśl przemknęły mi chwile, kiedy przytulałam Lukasa, gdy dowiedział się o śmierci taty.

- Musi się pan trzymać. - rzekłam mu do ucha i powoli zaczynałam się odrywać z jego objęć.

- Tylko ty sprawiasz, że jeszcze jakoś funkcjonuję.

Te słowa, chociaż nie chciałam, wprawiły mnie w ten stan, którego za wszelką cenę nie chciałam przeżywać. Miałam wrażenie, jakby jakiś wir wchłonął się do mojego żołądka i pomieszał wszystko, co było tam ułożone.

- Chodźmy do niej. - postanowiłam, że bezpieczniej będzie, jeśli obok nas będzie trzecia osoba.

To nie były chwile, w których spokojnie można było zaakceptować takie odczucia. Jego mama umierała i to było najistotniejsze, a nie jakieś dziwne odruchy mojego organizmu na słowa Mikaila, a tym bardziej na jego czyny. Musiałam się skupić, aby nie zwariować do reszty.

- Masz rację, nie każmy jej czekać. - wychylił dłoń w stronę drzwi, a jego oczy wyglądały tak, jakby mówiły: kobiety przodem.

W windzie zrobiło mi się duszno, ale widziałam, że Mikail też nie wyglądał na spokojnego. Spojrzałam na jego ręce, które drżały do takiego stopnia, że nie musiałam ich dotykać, aby o tym wiedzieć. Chwyciłam go za dłoń.

- Proszę się uspokoić. Lepiej, żeby pani Ginevra nie widziała takiego stanu. - wzięłam głębszy haust powietrza. - Duszno tu, jak w piekle. - zaczęłam wachlować wolną ręką w okolicach nosa i ust, aby lekko się ochłodzić.

Mikail spojrzał na mnie i chciał coś powiedzieć, jednak zachwiał się. W ostatniej chwili go podtrzymałam, inaczej uderzyłby głową o ścianę windy.

- Wyjdźmy stąd, bo zaraz oboje się tu przekręcimy. - na swoje słowa poróżowiałam, zdając sobie sprawę, jak idiotycznie brzmią w tej chwili.

Oboje wyszliśmy z windy i skierowaliśmy się na oddział, na którym leżała jego mama. Na korytarzu był ruch, pielęgniarki i lekarze gonili tam i z powrotem. Dopiero, gdy dojrzałam, że ten ruch odbywa się z pokoju pani Ginevry, miałam wrażenie, że staje mi serce.

- Boże! - Mikail zakrył usta dłonią, po czym zaczął biec.

- Proszę nie wchodzić! - krzyknął lekarz, kiedy Mikail szarpał się z pielęgniarką, aby wejść do mamy.

- Ratujcie ją! - stałam przerażona i wiedziałam, że teraz nastąpi najgorsze.

Spłynęła mi łza z oka i właśnie w tym momencie on spojrzał na mnie.

- Manuelo... Moja mama... - zaczął płakać i osunął się na ziemię.

Rzuciłam się w jego stronę, mocno przywierając jego głowę o moją klatkę piersiową. Było mi go żal tak bardzo, że chciałam zabrać od niego ten cholerny ból. Nie chciałam, aby cierpiał. Był taki bezbronny.

Mikail wciąż płakał, a ja zauważyłam, że lekarz wychodzi z sali. Natychmiast wstałam.

- Co się dzieje? - zapytałam zdenerwowana brakiem informacji.

Serce do usług (Zakończone)Where stories live. Discover now