Rozdział 5

21.3K 625 19
                                    

Weszłam do kuchni szefa najciszej, jak umiałam. Nie chciałam toczyć wojny już z samego rana, tym bardziej, że byłam niewyspana i jedyne o czym dziś marzyłam to o położeniu się do łóżka, możliwie najwcześniej. Przez kilka minut stałam w bezruchu nasłuchując, czy jest na dole. Na szczęście żadne głosy do mnie nie dochodziły, więc zostawiłam swoje rzeczy na szafce i ruszyłam w stronę pralnii po narzędzia do sprzątania. W pierwszej kolejności zajęłam się biblioteką. Była naruszona. Z reguły wszystkie rzeczy leżą na swoim miejscu, pomimo tego, czy szef jest, czy go nie ma. Łazienka była taka, jaką ją pozostawiłam. Dopiero gdzieś po godzinie udałam się do salonu.

- Boże! Przeszło tornado, czy co? - wydobyłam na głos.

Zamiast zabrać się za odkurzanie, musiałam najpierw poskładać płyty, które tarzały się po podłodze, poduszki tak samo. Na stoliku przed sofą leżały leki, brudne szklanki, gazety i książka. Aż trudno było uwierzyć, że to ten sam Mikail. Musiał być naprawdę chory... Zaczęłam odkurzać. Nagle usłyszałam jakiś trzask, który mną potrząsnął, co spowodowało, że spadła mi rurka od odkurzacza.

- Cholera! - krzyknęłam, gdy ujrzałam szefa.

Nie dość, że był w szlafroku, to wyglądał, jak śmierć. Miał bladą twarz, podkrążone, siwe oczy i opadnięte powieki.

- Na szczęście nie cholera. - mruknął w moją stronę i położył się na sofie, okrywając się kocem, którego przed chwilą składałam i włączył telewizor. Tymczasem ja wyłączyłam odkurzacz.

- Mam tu sprzątać, gdy pan jest?

Mikail spojrzał na mnie, chociaż był chory, potrafił patrzeć tak, jakby chciał wywiercić we mnie dziurę. Co znów powiedziałam nie tak?

- No nie bardzo. Jak mam oglądać, jeśli będziesz mi tu odkurzać? - podniósł jedną brew i kolejny raz popatrzył ze złością.

- W takim razie idę na górę. - kretynie, dodałam w myślach.

Na piętrze był dopiero galimatias. W łazience zalatywało wymiocinami, a sypialnia była istnym bajzlem. Facet chyba nie potrafił normalnie spać. Prawie każda rzecz znajdowała się na podłodze. Gdy dotknęłam poduszkę na ziemi, wtedy zrozumiałam. Wszystko było przemoczone od potu i pewnie pokolei, kiedy coś zmoczył, wyrzucał.
Zmieniłam pościel, wywietrzyłam w pokoju i sprzatnęłam całą resztę. Dopiero po trzech godzinach zeszłam na parter.

- Podać coś panu? - zapytałam z grzeczności, ponieważ sprzątając na górze, zrobiło mi się go żal.

- Taak, taak... - chrypliwie wzdychał. - Cokolwiek, co mi pomoże. - Mikailowi było trudno mówić. Nawet oczy miał nawilgnięte łzami po kaszlu.

- Zaraz coś przygotuję. - udałam się do kuchni i zaczęłam szperać po szafkach, żeby znaleźć potrzebne składniki do mikstury, którą podawał mi tata w czasie choroby.

Na szczęście znalazłam główny składnik, ocet jabłkowy. I już po 30 minutach miałam gotowy wywar, który zaniosłam szefowi.

- To powinno trochę pomóc. - ciepło odrzekłam, kładąc szklankę na stoliku.

Mikail ujął w dłoniach miksturę i spróbował.

- Cholera! Co to za świństwo?! - popatrzył na mnie skwaszoną miną. Chciało mi się śmiać, ale powstrzymałam swoją głupią reakcję w sobie.

- Na szczęście nie cholera. - ups, wyrwało mi się. - Jeśli ma pomóc, musi być niedobre. - skwitowałam i wyszłam, nie oczekując riposty z jego strony.

Zajęłam się makaronem a'la caprese, pamiętając dosadnie o nieprzesmażonych pomidorach. Kiedy je robiłam, stałam nad patelnią ze stoperem włączanym w telefonie. Co chwilę słyszałam kaszel Mikaila i wydmuchiwanie nosa do chusteczki. I już po którymś razie z kolei zaczęło mnie to irytować. Próbowałam skupić myśli na gotowaniu, lecz za każdym razem charkanie wybijało mnie z równowagi.

Serce do usług (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz