Życie Potrafi Wszystko.

By wiercikbooks

14.3K 939 4.3K

Ludzie mówią, że gorzej być nie może, a mi Scarlett Edwards za każdym razem kiedy tak mówiłam życie rzucało k... More

!OSTRZEŻENIE!
Playlista do ŻPW
Dedykacja
PROLOG
ROZDZIAŁ 1. Jedziemy na W
ROZDZIAŁ 2. Przeprowadzka i ostrzeżenie
ROZDZIAŁ 3. Inne mafie/ Gdzie twoi rodzice?
ROZDZIAŁ 4. Ty dziadzie
ROZDZIAŁ 5. Ktoś dostał na mnie zlecenie
ROZDZIAŁ 6. Czemu Dabria? Czamu Nyx?
ROZDZIAŁ 7. Poczucie bezpieczeństwa
ROZDZIAŁ 8. Nie musi tego wiedzieć
ROZDZIAŁ 9. Szeregowa perełka do szeregowego pingwina
ROZDZIAŁ 10. Dobra, niech będzie.. Szczerbatek
ROZDZIAŁ 11. Pudełko ciasteczek
ROZDZIAŁ 12. Jestem nieśmiertelna
ROZDZIAŁ 13. Słone i gorzkie łzy
ROZDZIAŁ 14. Oprzyj. Się. O. Fotel
ROZDZIAŁ 15. Nie radzę
ROZDZIAŁ 16. Bukiet kwiatów
ROZDZIAŁ 17. Dżoszuła
ROZDZIAŁ 18. Nie chcę tam wracać, nic nie zrobiłam, nie wiedziałam!
ROZDZIAŁ 19. Nie pozwolę na to
ROZDZIAŁ 20. Wszystkich tylko nie jego
ROZDZIAŁ 21. Gdybym tylko../ Sama w urodziny
ROZDZIAŁ 22. Błąd
ROZDZIAŁ 23. Epilog mojego życia
ROZDZIAŁ 24. Iskierka
ROZDZIAŁ 25. Tajemniczy chłopak oraz fajna pani
Rozdział 27. Nic nie warta
ROZDZIAL 28. Zgraja hobbitów
ROZDZIAŁ 29. Nic
ROZDZIAŁ 30. Jestem Caroline
ROZDZIAŁ 31. Dużo informacji
ROZDZIAŁ 32. Bracia Clark
ROZDZIAŁ 33. Nie jestem nieśmiertelna
EPILOG
PODZIĘKOWANIA
INFORMACJA

ROZDZIAŁ 26. Tak jak on kiedyś

265 18 334
By wiercikbooks

Zachęcam do kliknięcia w gwiazdkę oraz zostawienie po sobie komentarza. Dla was to chwila a dla mnie motywacja

Miłego czytania!

Scarlett

Po tych słowach zdałam sobie sprawę, że on nie jest aż takim złym człowiekiem. Do tej pory myślałam, że Blake jest tylko zbuntowanym nastolatkiem, któremu zachciało się pobawić w groźnego mafiozę. Teraz moje spostrzeżenia na temat jego osoby po części się zmieniły. Nie całkowicie ale wiem, że dołączenie do organizacji nie było żadnym "widzi mi się". Co prawda dalej uważam, że jest zadufanym w sobie dupkiem ale sytuacja, w której właśnie tkwimy uświadamia mi, że on faktycznie też jest człowiekiem i dużo przeszedł. Nie wiem do końca ile i przeraża mnie to, że chcę się tego dowiedzieć.

- Weź też nie umieraj za prędko. RC wspominał u mnie w ostatnim liście, że jesteś jakąś częścią rozwiązania mojej zagadki, a ja muszę się dowiedzieć prawdy- no jasne. Zapomniałam, że żyję tylko dla czyiś korzyści

- Gdyby to było takie proste- westchnęłam lekko go od siebie odsuwając co zrobił bez zawahania i o dziwo nie było niezręcznie gdy spojrzałam w jego oczy. Było całkiem przyjemnie i spokojnie

- Co masz na myśli?- zapytał marszcząc brwi- Scar, wiedz, że niestety jesteśmy w jakiś sposób zmuszeni współpracować i wypadałoby abyś powiedziała jeśli wiesz coś na temat zagrożenia życia twojego lub któregoś z nas

- Wiem- przeczesałam włosy nakładając ponownie na twarz maskę obojętności, która na chwilkę opadła- Tylko, że właśnie sęk w tym, że nie mogę- usiadłam na łóżku i oparłam brodę o dłonie, a łokcie o kolana- Wiesz. Czasami w życiu przychodzi taki moment, w którym musisz przestać myśleć tylko o sobie, co przeważnie przychodzi z wielkim trudem i musisz podjąć bardzo ważną i ciężką decyzję. U mnie przyszedł właśnie taki moment i podjęłam już decyzję więc bez względu na to co byście zrobili nie zmienicie jej- uniosłam kąciki ust spoglądając w jego zdezorientowane, czarne tęczówki

- O jakiej decyzji dokładnie mówisz?- spróbował być tak samo obojętny jak ja ale i tak było widać na jego twarzy zakłopotanie

- W prawdziwym świecie istnieje takie powiedzenie- zaczęłam- Oko za oko, ząb za ząb. W naszym świecie prowadzi zasada. Życie za śmierć, śmierć za życie.

- Dalej nie wiem o co chodzi- no i lepiej dla ciebie

- Będę musiała wrócić po coś do domu- oznajmiłam zmieniając temat

- Iść z tobą?- zapytał, a ja miałam ochotę go wyśmiać

- Chyba sobie żartujesz- prychnęłam sucho, wstałam i założyłam ręce na piersi- Nie żartujesz- mina mi zrzedła widząc jego zaciętą minę- Chłopie!- wyrzuciłam ręce w powietrze z bezradności- Wracam do d o m u. Nic mi nie będzie!

- Okej- przewrócił oczami

♤♤♤

Zamknęłam za sobą drzwi domu na klucz i powolnym krokiem ruszyłam w stronę kuchni. Ubrana byłam w luźne czarne spodnie, czarny podkoszulek, a na to ciemno-zielony sweterek. Włosy związałam w wysokiego kucyka. Butów nie zdejmowałam, bo i tak parę godzin i wyjdę stąd.

Położyłam plecak na wyspie i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Skłamałam mówiąc, że moi rodzice wrócili. Dzisiaj co dopiero wracają. Powiedziałam tak, bo wiedziałam, że Black zaproponuje mi abym u niego dalej mieszkała i chciałam mieć czas na obmyślenie planu.

Zabrałam się za sprzątanie i ogarnianie domu. Nie powiem trochę tego było, a zwłaszcza po tym jak u siebie w pokoju pozostawiłam butelki po alkoholu. Cały czas czułam się obserwowana ale ignorowałam to uczucie.

Następnie zabrałam się za robienie kolacji. Nie chciałam się jakoś wysilać więc zrobiłam zwykłe spaghetti. I tak uważam, że nie warto marnować składników na takie osoby jak oni. A jakby tak ich otruć? Szkoda trucizny, a poza tym zasługują na bardziej spektakularną i bolesną śmierć niż zatrucie.

Po tym jak ustawiłam wszystko na stole i zdjęłam fartuszek, poczułam czyjąś obecność za mną. Odwróciłam się i zobaczyłam Blacka.

- Jakoś mnie nie dziwi twoja obecność tutaj- założyłam ręce na piersi i oparłam się o blat

- Okłamałaś mnie- zauważył

- No shit Sherlock- przewróciłam oczami- Sory ale moi rodzice zaraz tu będą. Musisz iść- machnęłam na niego próbując go wyminąć ale złapał mnie za nią i teraz stoimy twarzą w twarz- Puść mnie- syknęłam

- A może mnie im przedstawisz? Chyba powinienem znać rodziców mojej wspólniczki- puścił moją prośbę mimo uszu- A może się wstydzisz? Nie mnie, a ich?- patrzył mi głęboko w oczy

- Właśnie na odwrót- wyrwałam się z uścisku

- To nie zmienia faktu, że mnie okłamałaś. Nie lubię gdy ktoś tak robi

- Angela by mnie zamordowała, gdyby mnie nie zastała w domu, a Jacob wskrzesiłby mnie i ponownie zabił najgorszymi torturami jakie wymyśli jego chora psychicznie głowa- te słowa niemalże wykrzyczałam z wyrzutem

W momencie gdy chciał coś odpowiedzieć zadzwonił dzwonek do drzwi, a moje ciało ogarnęło przerażenie.

- Idź stąd i nie wracaj- popchnęłam go lekko na znak aby się pośpieszył i zaczęłam sprawdzać czy wszystko gotowe

Blake poszedł do mojego pokoju, by zapewne wyjść balkonem, mrucząc coś pod nosem, a ja podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Nim się obejrzałam leżałam na podłodze po uderzeniu przez Jacoba. Zaśmiałam się, bo aż zdążyłam zapomnieć jakie to uczucie.

- Ty mała szmato!- kolejne uderzenie- Gówniaro!- podniósł i rzucił o ścianę

Podparłam się dłońmi o kolana i próbowałam się wyprostować ale za brakło mi sił i nogi się pode mną ugięły. Gdy był wystarczająco blisko podcięłam mu nogi i usiadłam na nim okrakiem unieruchamiając jego ruchy. Przynajmniej tak myślałam. Moja matka podeszła do mnie od tyłu i próbowała mnie ściągnąć ze swojego partnera ale jak w amoku odepchnęłam ją przez co upadła. Jak na nią spojrzałam gdy tak leżała przed oczami pojawił mi się moment, w którym pierwszy raz mnie uderzyła i po tym jak to zrobiła znajdowałam się dokładnie w takiej samej pozycji. Jeden jeden Angelo. Już ci tak nie do śmiechu co? Teraz wiesz jak się czułam popchnięta i uderzona przez własną matkę. Jak ostatni śmieć na tej planecie.

Jacob wykorzystał chwilę mojego rozkojarzenia, ponownie..!, zepchną mnie z siebie i popchnął mnie pod ścianę. Sprawnym ruchem wstał zanim zdążyłam się podnieść i ustał nade mną.

- Idź do naszego pokoju- rozkazał matce stojącej w rogu salonu z chytrym uśmieszkiem

Zrobiła to co kazał bez kiwnięcia palcem, a we mnie co raz bardziej wrzała krew. Co za podła szuja. Ukucnął przy mnie i szepnął.

- Myślałaś, że się nie dowiem?- złapał mnie mocno za żuchwę i zacisnął palce tak mocno, że jestem pewna iż będą siniaki- Że nie mamy w domu kamer i nie wiemy, że sprowadzasz jakiś obcych ludzi do domu i masz chłopaka?- zaśmiał się sucho, a ja popatrzyłam na niego jak na idiotę, którym oczywiście jest

- Słucham? Czy ja o czymś nie wiem? Od kiedy ja mam chłopaka?- moje oczy były wielkości spodków

- No ten wysoki szatyn. Nawet był tu przecież przed chwilą, bo sprawdzałem co robisz. Gdzie go schowałaś? Do szafy?- przeniósł na nią na chwilę wzrok co i ja uczyniłam mrugając z politowaniem i zdziwieniem

- Tylko mój i twój problem jest taki, że on nie jest moim chłopakiem i ja go nie lubię- zauważyłam

- Jeden pies- przewrócił wyraźnie zdenerwowany moim "pyskowaniem"- A teraz dostaniesz karę za to, że opuściłaś tyle zajęć w szkole- uśmiechnął się po raz kolejny tym razem bardziej psychicznie

- Nie?- co ty sobie myślisz, że będziesz mi rozkazywać- Paszał won ode mnie dziadzie!- odepchnęłam go od siebie gdy położył swoje ohydne ręce na moich ramionach

- Nie denerwuj mnie jeszcze bardziej Scarlett, bo będziesz tego żałować- ostrzegł mnie na co zrobiłam skwaszoną minę, bo zabrzmiało to komicznie

- Ty mnie już zaczynasz denerwować typie, serio- aż mnie mój nóż w kieszeni spodni zaswędział

W tym samym momencie nie pożałowałam swoich słów ale zostałam za nie uderzona w policzek. Moja głowa odleciała w bok wraz z szybko wciąganym powietrzem.

Dosyć tego. Miarka się przebrała. Nie będę dawać więcej sobą pomiatać. Jestem pełnoletnia i nie muszę się już słuchać tych potworów. Wytrzymałam z nimi cztery lata i nie spędzę z nimi ani tygodnia dłużej. Jutro się wyprowadzam na stałe ale trzeba zrobić to z przytupem jak na osiemnastoletnią Scarlett Dabrię Edwards przystało, co nie?

Podparłam się na rękach, zamachnęłam się i wymierzyłam mu cios w twarz. Byłam z niego strasznie niezadowolona, ponieważ uderzenie było o wiele za lekkie. Korzystając z tego, że trzymał się za nos, ustałam na proste nogi i tak jak on kiedyś podeszłam do niego w dwóch krokach, tak jak on kiedyś gdy zbiłam talerz kopnęłam go dwa razy w brzuch, tak jak on kiedyś obijałam jego twarz bez opamiętania gdy dostałam jedynkę ze sprawdzianu z matematyki, tak jak on kiedyś dusiłam go butem gdy spóźniłam się do szkoły, tak jak on kiedyś wygięłam my rękę gdy odpowiedziałam mu tak jak on nie chciał, tak jak on kiedyś wyciągnęłam nóż z kieszeni spodni i z chorą satysfakcją nacięłam mu miejsce za uchem, bo nie posprzątałam domu przed ich przyjazdem, tak jak on kiedyś wbiłam ostrze w jego przedramię, bo długo nie pojawiałam się w domu. Tak jak on kiedyś, przekręciłam je, wyciągnęłam i splunęłam na twarz jak na nic nie warte zwierzę, bo tylko na to zasługuje.

Wyglądałam jak demon w czystej postaci i bardzo mi się to podobało. Bo właśnie tym miałam być dla każdego. Koszmarem i postrachem, którego nikt nie chce zobaczyć nawet we śnie. Począwszy od Jacoba i Angeli skończywszy na najbliższych mi osobach aż po Marcusa. Chciałam aby każdy, nawet ci w zaświatach wiedzieli, że jestem warta ich wyobrażenia na temat mojej osoby, mrożące krew w żyłach pogłoski i plotki stanął prawdą, a ja jestem chodzącą śmiercią i jestem gotowa zrobić każdemu to samo co zrobiono mi tylko sto razy gorzej.. Bo jestem Dabria. Co oznacza anioła śmierci, którym jestem i dopilnuję aby każdego kto choćby pomyślał źle o mnie, o Amy, o Grace lub Alex'ie spotkała dziesięć razy gorsza kara. Tylko na to zasługują te parszywe gady zwanymi ludźmi.

- AAAAAA!!!- przez mgłę złości przebił się krzyk mojej matki zbiegającej po schodach

Podbiegła do Jacoba, upadła na kolana i położyła na nich głowę zakrwawioną mężczyzny. Zaczęła wycierać strużki krwi ale nic to nie dawało, bo czerwona ciecz dalej sączyła się z ran. Płakała. Tak jak ja kiedyś miała na kolanach głowę mężczyzny, którego kocha i próbuje ratować mu życie. Niestety jej się uda, bo nie jest on w stanie krytycznym. Jeszcze nie teraz.

- Coś ty mu zrobiła?!- wykrzyczała zdzierając sobie przepełnione bólem gardło- Jesteś błędem! Jesteś jedną wielką pomyłką! Żałuję, że cię urodziłam! Marcus też żałował! Czy ty naprawdę myślisz, że cię chcieliśmy?!- wrzeszczała płacząc. Przy kwestii o Marcusie w jej oczach widać było kłamstwo. Chciała mi po prostu zadać jak najwięcej bólu jak to możliwe

- Przestań łżeć!- krzyknęłam. Podeszłam do niej stawiając jedną nogę na klatkę piersiową nieprzytomnego ojczyma. Przyłożyłam końcówkę noża do jej szyi i ułożyłam ostrze tak, że opierała się o broń brodą- Jeden ruch. Jedno słowo. Jedno niewłaściwe spojrzenie, a przysięgam ci, że wszystko. Dosłownie wszystko, na co pracowałaś tak długo legnie w gruzach. Twoja kariera, reputacja, praca i życie. WSZYSTKO- mocniej docisnęłam nóż

- Nie dasz rady. Jesteś za słaba- wysyczała, a po chwili stróżka krwi popłynęła po jej szyi na znak, że jestem gotowa to zrobić

- Poćwiartuję tego mężczyznę i nakarmię cię nim Aniołku- mówiłam z obrzydzeniem w głosie

Dlaczego powiedziałam do niej Aniołku? Bo mój tata zawsze tak do niej mówił dlatego, że ją kochał, a ja w ten sposób chciałam przypomnieć jej, że to ona go zabiła swoim okrutnym kłamstwem. Zabiła mężczyznę, który ją kochał, więc ja też teraz to zrobię. Zdradzała Marcusa z Jacob'em odkąd skończyłam dziewięć lat, a on tamtego sylwestra się o tym dowiedział, chciał pojechać ochłonąć, a następnie po mnie wrócić. Nie wrócił. Nie przejechał nawet stu metrów, a auto wybuchło na moich oczach, ponieważ z okna kuchni zapłakana patrzyłam jak mój tatuś wyjeżdża w podróż do nieba. Nie zasługiwała, by nazywał ją Aniołkiem ale chyba geny przeszły na mnie, bo jestem aniołem. Śmierci, a zwłaszcza swojej matki i dopilnuję tego aby nie zmarła z innej przyczyny niż moje tortury.

- Jak śmiesz odzywać się w ten sposób do własnej matki- oburzyła się, a ja chyba przesłyszałam

- Do kogo?- zapytałam mrożąc ją spojrzeniem na co od razu zamilkła- Ja nie mam mamy. Jesteś dla mnie obcą kobietą Angelo- specjalnie dałam nacisk na jej imię- Kobietą, która jedynie wpuściła mnie na ten świat i uczyniła moje życie gorszym od pobytu w piekle. Więc? Teraz ja uczynię to samo z twoim- oznajmiłam- Bardzo powoli. Powolutku.. pomału.. bez pośpiechu.. Tak abyś sama chciała swojej śmierci. Będziesz mnie błagać o to abym zakończyła tortury jak i twoje życie. Zrobię to samo co ty robiłaś mi przez około dziesięć lat mojego życia- patrzyłam jej głęboko w oczy gdy nacięłam jej policzek i odeszłam

Poszłam do swojego pokoju, by spakować cały dobytek swojego życia. Miałam ochotę się rozpłakać ale nie mogłam sobie na to pozwolić. Bynajmniej nie teraz i nie tutaj. Zaczęłam wszystko pakować do kartonów i znosić do swojego auta. Moja matka musiała zawieźć Jacoba do szpitala, bo w salonie zostały tylko ślady jego krwi. Uśmiechnęłam się i aż postanowiłam sobie zrobić zdjęcie. Weszłam do domu po ostatni karton. Zatrzymałam się w połowie schodów ponieważ telefon w mojej kieszeni co oznacza, że dostałam wiadomość. Odblokowałam urządzenie i trochę zdziwiło, a zarazem rozśmieszyło to co zobaczyłam. Wiadomość od mojego najlepszego i najukochańszego ojczyma.

Dziad:

Jak tylko wyjdę ze szpitala znajdę cię i dopilnuję abyś ty i twój chłoptaś nie zaznali spokoju. Masz zerwać z nim kontakt inaczej wynajmę ludzi i zrobią z nim porządek.

Parsknęłam szczerym śmiechem i powoli zaczęłam wchodzić po schodach. On chce nasłać płatnego zabójcę na płatnego zabójcę? Jeszcze pewnie pójdzie do tej samej organizacji gdzie jest Blake. Ubaw po pachy normalnie. Otworzyłam drzwi i wraz z przekroczeniem progu spadło na mnie te uczucie bycia obserwowaną. Westchnęłam i zabrałam się za pakowanie ostatnich rzeczy z mojego pokoju. Nie było ich dużo, bo jestem po części osobą, która lubi minimalizm. Na sam koniec zostawiłam sobie wszystkie zdjęcia, pamiątki, listy, laurki, bransoletki i inne takie pierdoły. Poczułam pieczenie pod powiekami zaklejając karton ze wspomnieniami do czternastego roku życia. Najbardziej bolał mnie widok zdjęć z tatą. Wstałam się i odwróciłam.

- Pomóc ci?- zapytał czarnowłosy

- Dam sobie radę- mruknęłam sprawnie podnosząc pudełko

Wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę schodów. Oczywiście, że Black poszedł za mną.

- Wezmę to od ciebie- próbował wyrwać mi karton z rąk lecz kurczowo go trzymałam- Zosia samosia się znalazła- przewrócił oczami

Postawiłam stopę na pierwszym stopniu.. drugim.. i trzeciego już nie było, bo się potknęłam. Świetnie. Czy tak właśnie zakończy się mój żywot? Nic mnie nie pokonało, a schody to zrobią? Jeszcze na oczach mojego wroga? Milusio. Już czułam jak lecę, a karton wypada mi z rąk i toczy się w dół. Ja również czekałam na to aż będę toczyć się jak ten karton ale ktoś w porę mnie przytrzymał i się nie doczekałam. Chyba jednak wolałam spaść z tych schodów, bo okazało się, że tą osobą był Black. W sumie zdziwiłabym się gdyby byłby ktoś inny, bo teoretycznie powinnyśmy być tutaj sami. Znajdowaliśmy się właśnie w pozycji, twarzą w twarz. Chwilę zapatrzyłam się w jego czarne oczy ale z tego stanu wybudził mnie głośny huk u dołu schodów. Szybko wyplątałam się z uścisku czarnookiego i zbiegłam po schodach. Upadłam na kolana, odgarniając włosy za ucho pośród rozsypanych kartek. Szybko zaczęłam je zbierać, bo nie chciałam by chłopak, który podążył za mną je zobaczył. Dlaczego? Bo są one moje i tylko moje. Jestem na nich ja z dawnych czasów. Ja z tych dobrych lat. Uśmiechałam się szczerze, śmiałam z głupich rzeczy i kochałam życie. Czy chciałabym cofnąć czas i przeżyć tamte chwile jeszcze raz? Nie, bo to oznaczałoby, że musiałabym przechodzić przez to wszystko ponownie. Nie po to Amy mnie wtedy znalazła w tamtym domu bym miała drugie podejście i aby tym razem mi się udało. Te zdjęcia, listy i wierszyki były mną. Prawdziwą mną, która już na szczęście nie wróci i nie ujrzy światła dziennego. Niegdyś marzyłam o tym, by mieć chłopaka o ciemnych włosach, hipnotyzujących oczach oraz o tym, by traktował mnie jak tata czyli najlepiej na świecie. Byłabym jego Kropelką. Jego Ettie. Wraz ze śmiercią mojego wzorca do życia, marzenie zostało pogrzebane razem z ciałem Marcusa Edwardsa.

Blake

- Byłaś bardzo ładną dziewczynką- powiedziałem chowając do kieszeni jedno ze zdjęć Scarlett, a brązowooka nic nie odpowiedziała- Jesteś- szepnąłem tak cicho, że sam się ledwo słyszałem, a co dopiero brunetka

Nagle w kieszeni jej spodni zabrzęczał telefon. Wyjęła go i przelotnie spojrzała na wyświetlacz. Zebrała resztę rzeczy i nie patrząc mi w oczy wstała, więc uczyniłem to samo. Przesunęła pudło lekko w bok i powiedziała.

Scarlett

- Powiedziałam ci, że masz stąd wyjść i nie wracać- przymknęłam oczy, bo słowa, które wypowiedziałam były dziwnie ciężkie do wypowiedzenia

- Co?- zapytał patrząc na mnie osłupiały

- Nie będę się powtarzać. Masz stąd spieprzać- wskazałam ręką na drzwi , otworzyłam oczy i spojrzałam w jego. Widziałam w nich już tylko niezrozumienie mojej osoby ale i także cień bólu- Przepraszam Black, niedługo ci to wytłumaczę ale na razie musisz stąd iść- powiedziałam tak cicho aby tylko on mnie usłyszał

Spojrzał na mnie zdezorientowany ale też niesamowicie wkurzony. Pokazałam mu ręką aby poczekał sekundę. Stał patrząc na mnie jak na idiotkę. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wystukałam krótkie zdanie w notatkach.

- "03.02.2024 w parku obok mojej szkoły, godzina 17.00"- pokazałam mu i powiedziałam głośno- Masz stąd wyjść! Czego nie rozumiesz?!

- O co tu chodzi? Ettie?- wycedził przez zęby

- Masz stąd wyjść.- popchnęłam go w stronę wyjścia- Ja cię praktycznie nie znam Blake- szepnęłam- Jesteś dla mnie obcym człowiekiem

Zamknęłam oczy i gdy je otworzyłam jego już nie było

Chwilę patrzyłam w miejsce gdzie przed chwilą stał jak sobie niedawno zdałam sprawę praktycznie nieznany chłopak. Zapewne dłużej bym tak stała ale ponownie dostałam wiadomość od Jacoba.

Dziad:

Jeszcze nie wyszedł? Lepiej się pośpiesz jeśli chcesz aby żył

To była wiadomość, którą dostałam przed tym jak wyprosiłam chłopaka z nie mojego domu.

Dziad:

Dobrze, że już wyszedł. Uważaj na siebie Scarlettie ;) Znajdę cię, a jeśli to zrobię nie będziesz miała drogi ucieczki i twoi marni znajomi ci nie pomogą..

Ja:

Ja rozumiem, że masz na moim punkcie obsesje ale groźby to już lekka przesada. Nigdy nie byłam, nie jestem i nie będę twoją córką więc się ode mnie odwal i idź zatruwać powietrze komuś innemu

Parsknęłam beznamiętnym śmiechem i przewróciłam oczami na to jak mnie nazwał. Nazwał mnie tak jak zawsze nazywał mnie tata. Potem ponownie spojrzałam na drzwi wyjściowe i już nie było mi do śmiechu. Jestem tu. W domu, w którym spędziłam całe swoje okropne życie. Ostatni raz. Wyjęłam telefon z kieszeni i włączyłam aparat oraz nagrywanie.

- Hej- przywitałam się do nich, ponieważ wiem kiedy te nagranie zostanie odtworzone ponownie- A więc to ostatni raz kiedy jeszcze okażę jakieś emocje- w moich oczach pojawiły się łzy- Ostatni raz gdy jestem tutaj, w domu- po policzku spłynęła mi pojedyncza łza- W budynku, w którym spędziłam osiemnaście lat swojego życia- zaśmiałam się- Aż nie sądziłam, że dożyje. Zawsze marzyłam o tym, by się stąd wynieść, a teraz gdy to robię..- zatrzymałam się, bo oparłam się o ścianę i zjechałam w dół podciągając kolana do brody- Czemu to jest takie ciężkie?- rozpłakałam się na dobre ale chciałam przekazać jeszcze parę rzeczy osobom, które będą to oglądały- Zapewne jak to widzicie to mnie już nie ma- wypuściłam z ust drżące powietrze, a łzy nie chciały przestać lecieć- Lubię was. Zaczęłam was lubić. Dlatego to zrobiłam. Proszę zrozumcie ale nie miałam wyboru. On, nie dawał mi wyboru- łkałam ale mówiłam dalej- W dalszej części dowiecie się więcej ale na razie, póki jeszcze mogę powiem wam parę słów- zachłannie złapałam powietrze- Amy, nie poddawaj się..- zaczęłam mówić i wyjaśniać im to wszystko- Przepraszam- szepnęłam i odłożyłam telefon w bok zapominając wyłączyć nagrywanie

Oplotłam ramionami nogi i płakałam. Bałam się. Jestem płatną zabójczynią, a boję się wyprowadzić z piekła. Przecież nie raz pomieszkiwałam u Amy przez wakacje ale teraz. Teraz nie ma drogi powrotnej i nie będę miała gdzie wrócić..

- Jeszcze tu jesteś?- usłyszałam obok siebie głos RC oraz jego kroki zbliżające się w moją stronę

♤♤♤

Zaparkowałam właśnie pod kamienicą Blake'a. Amber zadzwoniła do mnie, że mam przyjechać, bo coś się dzieje i za niedługo będą wyjeżdżać. Wysiadając z auta rozszerzyłam oczy w niedowierzaniu. Przed blokiem stał ogromny tir, z którego wypakowywane są opakowania moich ulubionych ciasteczek. Szczęka mi opadła. Dosłownie. Nagle ktoś dotknął mojej brody i zamknął mi buzię lecz ta z powrotem otworzyła się ze zdziwienia. To nie jest tir tych przeciętnych rozmiarów. On jest z pięć razy większy.

- Też się zgadzam- obok mnie usłyszałam głos Jones

- Co?- ocknęłam się na co szatynka się zaśmiała- Nie śmiej się tylko mów skąd to się tu wzięło- wskazałam ręką na mężczyzn wykładających pudełka na ziemię

- Sama nie wiem- wzruszyła ramionami wciąż się uśmiechając, kłamała- Wiem tyle, że Blake'owi coś się uwidziało i wykupił wszystkie firmy na świecie tych ciastek i wycofał je ze sklepów i na jakiś czas wstrzymał ich produkcję

- Co on miliarderem jest?!- krzyknęłam, a ręce mi opadły

- No teraz już raczej nie- zauważyła- Co on z nimi zrobi? Przecież tego jest multum!

- Witam drogie panie- z klatki schodowej wyszedł David, z którym zbiłam żółwika, a Amber spojrzała na niego z niesmakiem

- Już chodzisz?- zapytałam nie widząc obok niego jego kul

- Tia, zdjąłem gips trochę wcześniej. Trochę pobolewa ale da rade żyć

- No i git- stwierdziłam- Już jedziecie?- spojrzałam na białego mustanga i na walizki obok niego

- Tak. Jutro u nas kończą się ferie zimowe- wyjaśniła szatynka

Czy tylko ja zauważyłam w jaki sposób David na nią patrzy czy mam urojenia?

- Okej- westchnęłam

- To do kiedyś?- Amber objęła mnie, a następnie Willson zrobił to samo

- Do kiedyś- powiedziałam i patrzyłam jak odjeżdżają

- Dobra, tyle na razie wystarczy. Resztę z tira macie oddać bezdomnym- usłyszałam za sobą glos szatyna na co się spięłam. Chciałam niezauważenie się stąd zmyć ale nie udało mi się- Co ty tu robisz?- jego głos był szorstki

- Amber poprosiła abym przyjechała się pożegnać- odwróciłam się w jego stronę z obojętną miną- Co?- zapytałam, bo szatyn przyglądał mi się bardzo uważnie

- Płakałaś?- zapytał

- Nie- spojrzałam w prawo

- Masz opuchniętą twarz i przekrwione oczy, to widać- uniósł jedną brew próbując wymusić ze mnie odpowiedź

- Skoro wiesz to czego głupio pytasz?

- Czemu płakałaś?- już chciałam coś odpowiedzieć ale telefon kieszeni mojej bluzy zawibrował

Wyjęłam komórkę i odblokowałam. Ukazały mi się dwie wiadomości od RC.

Rebeka Crólik:

Lepiej urwij kontakt z Blake'iem na jakiś czas

Rebeka Crólik:

Jacob cię obserwuje i nie da ci spokoju Dabrio. Zajmę się nim ale to mi chwilkę zajmie.

Ja:

Ok

Czemu mam go w kontaktach jako Rebeka Crólik? Bo tak mi się z nim skojarzyło, a przede wszystkim ta nazwa nie zachęca do wejścia w konwersacje tak jak na przykład zwykłe "RC". Schowałam telefon do kieszeni i przelotnie spojrzałam na Black'a, a następnie bez słowa skierowałam się do swojego samochodu.

- Co robisz?- zapytał chłopak robiąc krok w moją stronę

- Wsiadam do auta- mówiłam znudzonym głosem

- Czemu?- zaraz cię walnę to może zmądrzejesz

- Bo umiem chodzić i mam auto?- zapytałam chcąc zamknąć drzwi pojazdu lecz czyjaś ręka mi to uniemożliwiła- Czego?

- Co się stało, że chcesz jechać? Co ktoś ci napisał?- nie dawał za wygraną

- Chcesz żyć?- spojrzałam mu dogłębnie w oczy- Odpuść Black- westchnęłam

- Gdzie będziesz mieszkać przez ten czas?- zapytał spoglądając na tylne siedzenia, na których były kartony z moimi rzeczami. No właśnie, dobre pytanie

- Gdzieś na pewno- wynajmę jakieś mieszkanie, a jak mi się nie uda to będę mieszkać pod mostem- Trzeci lutego, godzina siedemnasta, park obok szkoły. Nie spóźnij się panie nieznajomy- zmarszczył brwi na moje słowa, a po chwili rozluźnił jakby wiedział o co mi chodzi

Zamknęłam drzwi i odjechałam. Pojechałam w stronę miasta, a następnie wypłaciłam z banku część moich pieniędzy z wyścigów, o których zapomniałam. Wynajęłam jakiś duży apartament z widokiem na miasto. Fajne i ładne mieszkanie ale brakuje mu tego czegoś. Niestety muszę przyznać, że u Black'a było te coś. Wniosłam swoje rzeczy do apartamentu i zdyszana opadłam na jasną kanapę, bo oczywiście, że zachciało mi się mieszkania na najwyższym piętrze. Wyjęłam telefon z kieszeni spodni i napisałam do mojej przyjaciółki.

Ja:

Ty, ja, dziś wieczór, wyścigi i after party. Nie przyjmuję odmowy i korzystaj, bo jest to zapewne jedyna okazja gdzie chcę iść na imprezę dobrowolnie. Potrzebuję się wyszaleć, za dużo się dzieje

Na wiadomość nie musiałam czekać długo.

Amy:

Godzina?

No i to mi się podoba.

Ja:

Możemy teraz już wyjść, a wyścigi są o dwudziestej drugiej

Amy:

To za pół godziny bądź pod moim domem

Polubiłam jej wiadomość i zaczęłam się zbierać do wyjścia. Stwierdziłam, że muszę się przebrać. Ubrałam czarne luźne spodnie, czarny top oraz oversize czarną rozpinaną bluzę. Wzięłam z szafy jeszcze torebkę i gotowa wyszłam z pokoju. Wzięłam z szafki klucze od auta, a z jednego z kartonów wyjęłam swoją broń. Założyłam buty i wyszłam z domu. Kurtka nie pasowała do mojej stylizacji więc nie brałam ze sobą. Zjechałam windą w dół rozmyślając o tym, że w zasadzie mogłabym kupić ten budynek ale po co? Wsiadłam do samochodu i pojechałam po przyjaciółkę. Podjechałam pod jej dom. Wyjęłam telefon z torebki z zamiarem zadzwonienia do niej, a ta jakby czytała mi w myślach zadzwoniła do mnie. Powiedziała mi, że mam wejść, bo jeszcze trochę jej to zejdzie. Nienawidziłam jak ktoś się spóźnia ale miała tylko pół godziny, więc się nie dziwię.

Weszłam do jej domu na pełnym luzie. Jej rodziców i tak pewnie nie ma. Matka pracuje w szpitalu, a ojciec diler. Nie zdziwiłabym się gdyby, któregoś dnia któraś z nas dostała zlecenie na niego.

- Siema stara!- zbiłam z nią męską piątkę na przywitanie

- Witam!- odpowiedziała uśmiechając się od ucha do ucha

- Długo ci jeszcze zejdzie?- zapytałam

- No jeszcze makijaż i włosy- zrobiłam skwaszoną minę na jej słowa

- Dobra. Ja ci robię włosy, a ty kończysz makijaż- chwyciłam lokówkę i podłączyłam do prądu

- Okej- odpowiedziała wklepując korektor w skórę

- Czemu ty się tak stroisz?- zapytałam widząc, że jest ubrana w czerwoną, obcisłą sukienkę i nawinęłam pierwsze pasmo na urządzenie

- A tak o- kłamała, bo się spięła ale nie skomentowałam tego, ponieważ gdyby chciała to by powiedziała

Już o nic nie pytałam tylko robiłam swoje, a blondynka swoje. Po około pół godzinie skończyłyśmy i wyszłyśmy z domu

- To gdzie najpierw?- zapytała Amy zamykając za sobą drzwi od strony pasażera

- Możemy pojechać do Havany- zaproponowałam gdy usiadłam na miejscu kierowcy

- Możemy- kiwnęła głową

Jak powiedziałyśmy tak zrobiłyśmy. Podjechałyśmy pod kawiarnię Grace i przesiedziałyśmy tam tak długo, że prawie spóźniłyśmy się na wyścigi.

♤♤♤

Wjechałam na tor, a Amy pobiegła szybko mnie zapisać. Już po chwili w głośnikach można było usłyszeć głos organizatora.

- Zaszły małe zmiany. Uczestniku numer 5 jednak będziesz miał okazję ścigać się z królową- automatycznie zaczęłam skanować wzrokiem wszystkie auta uczestników, którzy zawsze startowali po mnie

Coś podpowiadało mi abym założyła dzisiaj swoją kominiarkę. Ten głos w mojej głowie nigdy się nie myli więc zrobiłam to. Anonimowa królowa powraca? Zaśmiałam się sama do siebie.

- Dostałem jeszcze jedną informację!- odezwał się znowu mężczyzna- Wyścig jest obstawiany, więc wszystkie chwyty dozwolone- no to będzie zabawa

Wyjęłam ze schowka swój pistolet i odbezpieczyłam. Spojrzałam na osobę, z którą będę się ścigać. Jak się okazało także założyła kominiarkę co mi się nie spodobało. Spojrzałam w jego oczy. Te oczy. Od razu rozpoznałam kto to jest. On także spojrzał w moje. Dlaczego widziałam w nich przerażenie? O co mu chodzi? I co on tu do cholery robi?! Wie, że się ścigam, a gdy nie mogę mieć z nim kontaktu nagle przychodzi na wyścig i jeszcze specjalnie prosi o wyścig ze mną. Idiota. Czub. Pajac. Nienawidzę go! Wszystko utrudnia.

Rozległ się strzał więc wrzuciłam pierwszy bieg i zaraz potem drugi i trzeci zostawiając czarnego dodge w tyle. Ze względu na to, że wyścig jest o pieniądze trasa nie ogranicza się tylko do toru. Ścigamy się także po całym New Hope. Możemy, bo policji już nawet nie chce się nas łapać, a nawet jeśli to Jared zamiata to pod dywan. Każdy kto ścigał się co najmniej raz o pieniądze wie jak prowadzi trasa. Domyślam się, że Black tego nie wie więc trochę zwolniłam tak aby mógł wiedzieć gdzie jechać nie pozwalając przy tym żeby mnie wyprzedził. Wjechaliśmy z powrotem na tor więc wrzuciłam ostatni bieg i wyprułam do przodu jak torpeda. Co jest? Jak on mnie dogonił w tak krótkim czasie? Jechaliśmy łeb w łeb. W pewnym momencie czarnooki próbował zepchnąć mnie z toru i wjechał we mnie od boku. Otworzyłam szybę i krzyknęłam.

- Ciebie powaliło?!- wzięłam pistolet w dłoń i zaczęłam celować w jego koło

- A tylko spróbuj!- krzyknął wiedząc co chcę zrobić

Strzeliłam. Strzeliłam nie w koło tylko drzwi samochodu. Zrobiłam to specjalnie, żeby się wystraszył. Zadziałało. Chłopak zwolnił przez co byłam na prowadzeniu. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam, że właśnie w tym momencie zbliżam się do zakrętu ostatecznego. Gwałtownie zahamowałam ale pomimo tego wypadłam z toru. Jednak sprawnie wróciłam na asfalt i przekroczyłam metę jako zwycięzca. Zatrzymując się zobaczyłam dwie bardzo dobrze znane mi sylwetki zbliżające się do mnie. Szybko wyjęłam ze schowka modulator głosu i włożyłam go pod kominiarkę. Zawsze go używałam kiedy byłam anonimowa. Wyszłam z auta i nim zdążyłam się rozejrzeć Blake stał przede mną.

- Gratulacje- odezwał się wyciągając dłoń, której nie przyjęłam tak jak on kiedyś gdy ścigaliśmy się po raz pierwszy

Dalej miałam otwartą szybę w aucie, więc nie spostrzeżenie wyjęłam pistolet i schowałam go za plecami

- Witam królową toru!- krzykną Jacob na powitanie stając obok mnie i chłopaka

Aż tak słabo go urządziłam, że już wyszedł ze szpitala? Szkoda. Moje ale też oczy Blacka ciskały w niego piorunami. Co oni wszyscy robią na tym wyścigu?

- Dla kogo jeździsz?- zapytała Angela

- Dla siebie- odpowiedziałam i ledwo powstrzymałam śmiech widząc ich miny gdy usłyszeli zmodyfikowany głos

- Chcielibyśmy zaproponować ci pracę z nami. Jeździłabyś dla nas. Zarabiałabyś więcej- chciała jeszcze coś dopowiedzieć ale jej przerwałam

- Nie.- prosto zwięźle i na temat

- Zastanów się, propozycja nie do odrzucenia- zaśmiał się zachęcająco, a zarazem niezręcznie mężczyzna

W tym momencie wszelkie hamulce mi puściły. Wyciągnęłam broń zza pleców i przyłożyłam do głowy Jacoba.

- Powiedziałam nie. Czego nie rozumiesz?- zapytałam wściekła

- Jeśli go zastrzelisz ja zastrzelę ciebie- odezwała się moja rodzicielka, która faktycznie trzymała pistolet w dłoni. Głos jej cały drżał. Czy ona myśli, że mnie tym wystraszy?

- Proszę cię- popatrzyłam na nią z politowaniem- Załatwię was oboje prędzej niż ty zdążysz odbezpieczyć broń. Założę się, że nie umiesz nawet jej obsłużyć, a co dopiero kogoś nią zabić- powiedziałam lustrując jej postawę

- Dobrze, zrozumiałem, nie będziemy naciskać- powiedział w końcu siwowłosy

Nie schowałam broni ale odsunęłam ją od jego głowy. Teraz co dopiero przypomniałam sobie o obecności chłopaka. Patrzył na to wszystko z podziwem. Podeszłam do niego, przyłożyłam pistolet do jego klatki piersiowej i powiedziałam zmodyfikowanym głosem.

- Następnym razem będę celować w ciebie- wsiadłam do auta i pojechałam po moją przyjaciółkę czekającą na parkingu

♤♤♤

Podjechałyśmy pod dom, w którym jest organizowana impreza. Spojrzałam na Amy, której oczy od razu zabłyszczały.

- Ty alkoholiczko- zaśmiałam się wychodząc z samochodu

- No co? Alkohol to świetny napój- wzruszyła ramionami

- Świetny ale z umiarem, nie mam zamiaru znowu cię wynosić stąd półprzytomną- mówi to osoba, która przez parę miesięcy piła whisky jak wodę

- Oj tam oj tam, mogłaś zadzwonić po Luisa

- A właśnie, że nie mogłam, bo wyjechał wtedy do pracy. Tak w ogóle to gdzie on pracuje? Nie widziałam go od moich urodzin, bo przyszedł mi złożyć życzenia. Do szkoły też przestał chodzić. Co z nim?

- Nie wiem gdzie pracuje. Bardzo przeżywał wyjazd Chase'a. Do szkoły przestał chodzić, bo nie wiem. Chyba nie zależało mu i rzucił ją. Ja w zasadzie nie widziałam go dłużej niż ty- ponownie wzruszyła ramionami gdy stałyśmy już przy wejściu

Po wejściu do środka dotarł do nas charakterystyczny zapach papierosów, alkoholu i potu. Przyzwyczaiłam się, że zawsze jest taki zapach ale zawsze na początku jest on nieprzyjemny.

- To co? Zaczynamy imprezę!

- Dobraa, też się nachlam!- odkrzyknęłam

- I to mi się podoba!- zarzuciła mi rękę na ramię

I przechyliłyśmy do buzi już czwartego shota, a może to był już siódmy albo dziesiąty? Nie pamiętam ale cały czas czułam na sobie czyiś wzrok

♤♤♤

- Pisgtaw mnue- czknęłam

- No nie wierć się tak. Scarlett no ała!- chyba dziubnęłam tego kogoś w oko, ups. Czy to był głos Alex'a? Całkiem możliwe

Dwa tygodnie później

Dziś jest dzień wyjaśnień, które należą się Blackowi jak i też mi czyli trzeci lutego. Wstałam dziś około piętnastej bo nie mogłam zasnąć przez całą noc. Jest sobota więc nie sprawiało to mi tak dużego problemu. Mam dosłownie dwie godziny żeby się ogarnąć i dojechać na miejsce.

Chyba za szybko wstałam z łóżka, bo przed oczami pojawiły mi się mroczki. Gdy już widziałam co mam przed sobą podeszłam do garderoby i wyjęłam z niej czarne dresy i czarną przylegającą koszulkę.

W tym tygodniu w szkole było strasznie dużo sprawdzianów i kartkówek przez co praktycznie nie spałam i nie jadłam. Gdy skończyłam się ogarniać zostało mi pół godziny więc powoli wyszłam ze swojego nowego pokoju.

Wzięłam broń, którą włożyłam za pasek spodni oraz klucze i poszłam do samochodu. Po około dwudziestu minutach byłam na miejscu. Usiadłam w najbardziej widocznym miejscu w parku tak aby chłopak nie miał problemu mnie znaleźć i patrzyłam tępym wzrokiem przed siebie. Kątem oka zobaczyłam znajomą postać lecz dalej patrzyłam prosto. Usiadł obok mnie i czekał aż się odezwę czego nie miałam w planach. Czekałam aż on zrobi to pierwszy.

- Hej- powiedział

- Cześć- mój głos nie ukazywał żadnej emocji

- Kazałaś mi przyjść więc jestem. Chciałaś o czymś pogadać.

- Chcę wyjaśnień, na które ty również zasługujesz- dalej na niego nie patrzyłam

- Okej, więc możesz zacząć.

- Wtedy kiedy cię wygoniłam, ojczym pisał do mnie, że mnie obserwuje i zrobi nam krzywdę jeśli będziemy mieć kontakt, bo coś go w dupę piecze. Zazdrosny, chyba o to, że mam więcej znajomych- parsknęłam suchym śmiechem- Wysłałam go na krótką wizytę w szpitalu. Na wyścigu nie wiem jak on się tam znalazł no ale cóż. Zastanawia mnie co ty tam robiłeś?

- Chciałem po ścigać się z królową wyścigów w całym New Jersey. W ogóle sprawdzałem na czarnej liście i czaisz, że Charlotte jest tuż po tobie?

- Chciałeś się po ścigać- przedrzeźniłam go przesłodzonym głosem- Za pieniądze? Miałam okazję cię zabić i gdyby nie to, że rozpoznałam twoje auto zrobiłabym to.

- Domyśliłem się ale i tak byłem na ciebie zły. Co ja mam ci wyjaśnić?

- Kim jesteś? Nie znam cię- powiedziałam beznamiętnie w końcu przenosząc na niego swoje spojrzenie

- Znasz przecież- zmarszczył brwi

- Wiem jak masz na imię i czym się zajmujesz. To tyle- sprostowałam

- Mam na nazwisko Perez- chłopak wstał, ustał przede mną i wystawił do mnie dłoń

Popatrzyłam na jego rękę, a potem w jego oczy wzrokiem, który mówi, że jest idiotą. Nie to, że tak nie uważam ale warto przypomnieć.

- Chodź, zabiorę cię w dwa miejsca- przybliżył dłoń jeszcze bardziej

- Nie, bo mnie wywieziesz do lasu i zakopiesz żywcem- przymrużyłam oczy i wbiłam w niego jeszcze intensywniejszy wzrok

- No chodź i nie marudź- złapał mnie za ramiona i podniósł. Po mimo, że stałam on i tak był o głowę wyższy, na oko ma takie metr dziewięćdziesiąt pięć lub osiem

Nie patrząc czy idę za nim ruszył w stronę wyjścia z parku. Wiedział, że za nim pójdę. Niczym naburmuszone dziecko poszłam za czarnookim. Zobaczyłam, że stoi przy swoim dodge. Spojrzałam w miejsce, w które strzeliłam. Znajdowała się tam dziura po kuli. Czy żałuję? Oczywiście, że nie.

- No nie stój tak tylko wchodź

- Czyżby Blackuś się zdenerwował?- uśmiechnęłam się lekko ale chytrze niczym lis

- Tak, bo do cholery to ty chciałaś się spotkać- przewróciłam oczami i wsiadłam do samochodu

Zapięłam pasy wbiłam swój wzrok w widoki za szybą. Zrobiłam to, by uniknąć niepotrzebnych kłótni. Tak to bym nie zapinała. Było już ciemno ale mi to nie przeszkadzało. Brunetowi chyba też. Spojrzałam na jego prawy profil, wyglądał ładnie. Wróciłam wzrokiem z powrotem za szybę. Była przyjemna cisza i pomimo, że w radiu nie leciała muzyka nie przeszkadzało mi to tak bardzo.

- Pierwszy raz- ciszę przerwał zachrypnięty głos chłopaka siedzącego obok mnie

- Co?- spojrzałam na niego pytającym wzrokiem

- Pierwszy raz od dwóch tygodni nie próbowałaś mnie zamordować przy pierwszej lepszej okazji. I przestań nazywać mnie Blackuś, bo to wkurza- parsknęłam śmiechem na ton jego głosu kiedy wymówił swoje przezwisko

- Po pierwsze, wcale tak nie mówię. Po drugie wiedziałam, że mnie wywieziesz do lasu. Wiedziałam, ale nie! To przecież ja marudzę- wskazałam ręką na przednią szybę widząc gęsto zarośnięty las. Zatrzymaliśmy się, a ja serio zaczynałam wierzyć, że coś mi zrobi. Wyszedł z auta i okrążył je.

- Chodź, nic ci nie zrobię- otworzył mi drzwi abym mogła wysiąść z auta

- O jaki dżentelmen, chcesz uśpić moją czujność zanim mi coś zrobisz?- nie odezwał się tylko ruszył w głąb lasu- No ale poczekaj, idź wolniej. Jakbyś nie zauważył mam krótsze nogi od ciebie, wielkoludzie- zwróciłam mu uwagę gdy go dogoniłam

Blake zatrzymał się i ustał przede mną. Spojrzał na mnie z góry ukucnął i przerzucił mnie przez ramię jak worek ziemniaków. Pisnęłam z zaskoczenia i zaczęłam przerażona bić go po plecach.

- O co ci znowu chodzi?- westchnął- Chciałem, żebyśmy dotarli na miejsce szybciej

- No w sumie racja ale postaw mnie do cholery!- zaczęłam ciężej oddychać

Postawił mnie na ziemię, a ja odetchnęłam z ulgą, bo mam grunt pod nogami. Parę minut później dotarliśmy do jakiegoś opuszczonego budynku. Otworzył mi drzwi bym mogła wejść pierwsza. Z lekkim zawahaniem weszłam do środka. Niby opuszczony budynek, a w środku wygląda jak jakaś rezydencja. Pierwszym co zobaczyłam to ogromny hol, w którym znajdowała się recepcja. Nagle przede mną wyrósł jakiś mężczyzna. Był bardzo umięśniony i wytatuowany. Trochę się przeraziłam więc automatycznie złapałam położyłam dłoń na broni, a drugą złapałam chłopaka za rękę. Mężczyzna spojrzał na chłopaka obok i jak poparzony odszedł w inną stronę. Trochę się rozluźniłam i przypomniałam sobie, że nie jestem tutaj całkowicie sama. Co prawda nie puściłam ręki mojego towarzysza ale czułam się trochę pewniej. Black jednak wyswobodził swoją dłoń z uścisku, spojrzałam na niego wzrokiem mrożącym krew, a zarazem proszącym, by nie zostawiał mnie tutaj samej lecz on objął mnie ramieniem i uśmiechnął się lekko w moją stronę.

- Dobra puść mnie- moja twarz wygięła się w grymasie i zrzuciłam z siebie jego ramię

Podeszliśmy do recepcjonistki i oddaliśmy jej swoje kurtki. Zaczął iść przed siebie, więc ja też byłam zmuszona to zrobić. Ustaliśmy przed kolejnymi drzwiami zapewne prowadzącymi do drugiej części budynku. Otworzyłam drzwi i gdy przez nie przeszłam ukazała mi się ogromna sala bankietowa, na której końcu znajdowały się kolejne drzwi. Lecz nie to najbardziej przykuło moją uwagę, a co, a w sumie raczej kto stał na środku pomieszczenia.

- LUIS?!

_______________________

Mam nadzieję, że się podobało i dajcie znać co sądzicie;) ROZDZIAŁ SPRAWDZONY

Następny rozdział raczej na- 27 gwiazdek i 60 kom

Ig: wizja.liter.abfi.176

Tt: _.wiercik.books

Loveciam, buziaki moje Scarsy

~ WizjaLiterAbfi

Continue Reading

You'll Also Like

109K 3.8K 26
Przypadkowy sms, a tak wiele zmieni. Sprawi, że cicha dziewczyna zmieni swoje nastawienie do życia. A może i coś więcej? Czy to doprowadzi do tragedi...
452K 18K 37
Dla Cartera muzyka jest całym życiem. Gdy rodzice zabraniają mu udziału w konkursie dla młodych talentów z powodu złych ocen chłopak nie zamierza się...
64.7K 1.7K 54
Dwoje członków klubu motocrossowego rywalizuje ze sobą na każdym kroku. Jednak nagły, nieszczęśliwy wypadek zmienia wszystko. Czy nienawiść może prze...
313K 12K 50
Wszystko zaczęło się od zakładu, jednak ani Harry, ani Meg nie pomyśleli by, że połączy ich uczucie. Mijają dwa tygodnie od felernego ranka. Przez ca...