Życie Potrafi Wszystko.

Від wiercikbooks

13.3K 898 4.3K

Ludzie mówią, że gorzej być nie może, a mi Scarlett Edwards za każdym razem kiedy tak mówiłam życie rzucało k... Більше

!OSTRZEŻENIE!
Playlista do ŻPW
Dedykacja
PROLOG
ROZDZIAŁ 1. Jedziemy na W
ROZDZIAŁ 2. Przeprowadzka i ostrzeżenie
ROZDZIAŁ 3. Inne mafie/ Gdzie twoi rodzice?
ROZDZIAŁ 4. Ty dziadzie
ROZDZIAŁ 5. Ktoś dostał na mnie zlecenie
ROZDZIAŁ 6. Czemu Dabria? Czamu Nyx?
ROZDZIAŁ 7. Poczucie bezpieczeństwa
ROZDZIAŁ 8. Nie musi tego wiedzieć
ROZDZIAŁ 9. Szeregowa perełka do szeregowego pingwina
ROZDZIAŁ 10. Dobra, niech będzie.. Szczerbatek
ROZDZIAŁ 11. Pudełko ciasteczek
ROZDZIAŁ 12. Jestem nieśmiertelna
ROZDZIAŁ 13. Słone i gorzkie łzy
ROZDZIAŁ 14. Oprzyj. Się. O. Fotel
ROZDZIAŁ 15. Nie radzę
ROZDZIAŁ 16. Bukiet kwiatów
ROZDZIAŁ 17. Dżoszuła
ROZDZIAŁ 18. Nie chcę tam wracać, nic nie zrobiłam, nie wiedziałam!
ROZDZIAŁ 19. Nie pozwolę na to
ROZDZIAŁ 20. Wszystkich tylko nie jego
ROZDZIAŁ 22. Błąd
ROZDZIAŁ 23. Epilog mojego życia
ROZDZIAŁ 24. Iskierka
ROZDZIAŁ 25. Tajemniczy chłopak oraz fajna pani
ROZDZIAŁ 26. Tak jak on kiedyś
Rozdział 27. Nic nie warta
ROZDZIAL 28. Zgraja hobbitów
ROZDZIAŁ 29. Nic
ROZDZIAŁ 30. Jestem Caroline
ROZDZIAŁ 31. Dużo informacji
ROZDZIAŁ 32. Bracia Clark
ROZDZIAŁ 33. Nie jestem nieśmiertelna
EPILOG
PODZIĘKOWANIA
INFORMACJA

ROZDZIAŁ 21. Gdybym tylko../ Sama w urodziny

368 28 265
Від wiercikbooks

Zachęcam do kliknięcia w gwiazdkę oraz zostawienie po sobie komentarza. Dla was to chwila, a dla mnie motywacja

Miłego czytania!

Scarlett

Piję już którąś kolejkę. Nie pamiętam, którą. Skończyłam liczyć na trzecim drinku. Popatrzyłam ledwo przytomna w lewo i zobaczyłam jakiegoś mężczyznę w białym garniturze siadającego na stołku obok. Automatycznie przewróciłam oczami na widok gdy obraca się w moją stronę.

- Witaj Scarle..- nie dokończył, bo mu przerwałam

- Mów czego chcesz i idź sobie. Nie mam ochoty na pogawędki

- Przysłał mnie mój i twój szef. Chciał ci coś przekazać- mówił spokojnie ale widać po jego posturze, że powoli traci cierpliwość

- Ale ja nie chce więc masz problem- kiwnęłam palcem do barmana, aby nalał mi kolejnego szota, którego wypiłam bez skrzywienia się

- Chyba jednak ty go masz- powiedział uchylając do góry kawałek koszuli i ukazując broń. Moje oczy zrobiły się wielkości spodków

- Łooo, ale fajna br..- no i przykrył mi buzie dłonią- Nie ładnie tak przerywać komuś- powiedziałam patrząc jak masuje rękę po tym jak go ugryzłam

- Wstawaj, idziemy- szarpną mnie za ramię i pociągną w tylko jemu znaną stronę

Blake

Widok faceta ciągnącego brunetkę na zaplecza budynku. Powolnym krokiem wstałem i tak aby nie wzbudzać żadnych podejrzeń ruszyłem za nimi.

- Jest jakiś problem?- zapytał mnie barman, który przez ten cały czas nalewał alkoholu brązowookiej

- Ta, ty i on nim jesteście. Ty nie wtrącaj się, bo jeśli będziesz on może jej coś robić? Rozumiesz?- powiedziałem wyjmując swoją broń zza paska spodni i machając mu nią przed twarzą. Mężczyzna tylko głośno przełknął ślinę i wrócił do pracy- Tak myślałem- uśmiechnąłem się zwycięsko

Ruszyłem spokojnym krokiem w kierunku, w którym się udali. Schowałem się obok wejścia wsłuchując się w rozmowę.

- Powiedziałam, że to mnie macie zabić, a ich zostawcie w spokoju. Nie będę..- do moich uszu dotarł dźwięk uderzenia w policzek, a w żyłach zagotowała się krew- Śmieciu! Jeśli jeszcze raz mnie dotkniesz odetnę ci ręce i nogi, a potem nakarmię nimi twoją rodzinę. Rozumiesz? To ja tutaj rozdaje karty. Ty jesteś zwykłym pionkiem- była wyraźnie wkurzona, a ilość alkoholu, jaką spożyła nie pomagała jej w całej tej sytuacji

- Zamknij się!- nie ładnie tak krzyczeć chłopczyku- Na jutro masz przekazać szefowi informacje inaczej skończysz jeszcze gorzej niż teraz oraz oberwie ktoś jeszcze. Kogo najbardziej kochasz?- po mojej głowie rozległ się dźwięk dwóch uderzeń. Nie wchodzę tam teraz, jeszcze nie teraz. Wytrzymaj jeszcze chwilę, po prostu muszę wiedzieć o co chodzi- Ciekawe jak miewa się Amy? Może sprawdzimy co u niej? Albo jak trzyma się Blake?

- Od Amy trzymaj się z daleka, bo jak nie to gołymi rękami zamorduję całą waszą armię choćby liczyła tysiące osób nie zawaham się, a co do rzeczy ma ten pajac?- ej ej ej, tylko nie pajac

- Zobaczymy- szyderczy śmiech mężczyzny rozległ się nawet po korytarzu- Myślisz, że nie wiemy, że jesteście razem? Nie ukryjecie tego- Słucham? SŁUCHAM?!

- Oh, błagam- jęknęła bezsilnie ale wyraźnie zdenerwowana- Czemu każdy myśli, że jesteśmy razem. Chyba mocno ci przywaliłam i poprzewracało ci się coś w tym pustym łbie!- chociaż w tej kwestii się zgadzamy

- Przegięłaś- wkurzył się, a ja słyszałem jak zaczyna ją bić

Dosyć tego. Wchodzę tam. Z hukiem otworzyłem drzwi do kantorka dla pracowników i wymierzyłem broń w starszego mężczyznę. A niech tylko się ruszy to pożałuje, że się urodził. Kątem oka rzuciłem na opadającą na podłogę dziewczynę.

- Wypad.- warknąłem na co ten uniósł ręce w geście obronnym i chciał coś powiedzieć ale go wyprzedziłem- Chcesz coś dodać?- odbezpieczyłem broń i zrobiłem krok w jego stronę

- Wypuść mnie, a nic ci się nie stanie- ostrzegł tak poważnie jakby to nie była pusta groźba

- Masz dwie sekundy- mężczyzna jak na zawołanie ruszył w kierunku wyjścia. Ja natomiast postrzeliłem go w udo- A tak, żeby nie było za łatwo- uśmiechnąłem się na widok krwi plamiącej biały garnitur

Odwróciłem się w stronę miejsca, w którym leżała Scarlett i już mi nie było do śmiechu. Ukucnąłem przy niej i wziąłem na ręce aby wynieść z budynku.

- Czy ty chociaż raz możesz nie wylądować w szpitalu przy naszym spotkaniu- zapytałem otwierając drzwi, które są drzwiami awaryjnymi, bo kto mi zabroni tędy wyjść?

- Wal się- mruknęła ledwo zrozumiale

- O, jaka okropna niespodzianka, żyjesz!- powiedziałem sarkastycznie

- Wiem, ja też się cieszę- parsknęła opierając głowę o moją klatkę piersiową- Głowa mnie nawala i żebra lekko

- Masz rozciętą, a poza tym wypiłaś tyle szotów ile mój wujek na jednym ze spotkań rodzinnych- to bardzo dużo

Posadziłem ją na miejscu pasażera i zapiąłem pasy. Następnie okrążyłem pojazd i wsiadłem za kółko. Po chwili byliśmy już na drodze głównej do szpitala.

- Aha- burknęła wyraźnie zdziwiona po około siedmiu minutach. No niezła analiza się jej włączyła- Co z Amber?

- Wyjdzie z tego. To silna dziewczyna- wyznałem. Co prawda będzie potrzebowała odpoczynku ale dzięki temu całemu Davidowi przeżyje

- Black?- zapytała cichym głosem gdy dojeżdżaliśmy pod szpital

- Co?- burknąłem sucho nie mając ochoty na rozmowę z nią

- Przepraszam- to mnie zaskoczyła, opadła mi szczęka normalnie- To przeze mnie- mówiła patrząc prosto przed siebie

- Nie.- zaprzeczyłem od razu

- Tak. Gdybym tylko..

- Niby dlaczego to twoja wina jak byłaś w mieście oddalonym o pół godziny szybkiej jazdy stąd?-przerwałem jej

- Nie ważne.. Nie zrozumiesz..- powiedziała wytaczając się z auta i trzaskając drzwiami

Gdybym tylko jej nie przerwał może to WSZYSTKO się nie wydarzyło.

Zrobiłem to samo i pomogłem jej wejść do budynku. Gdy tylko przeszliśmy przez szklane drzwi dziewczyna zaczęła chichotać.

- Łoo- roześmiała się jeszcze głośniej- Ale ten pan ma śmieszny samochodzik- wskazała na mężczyznę jadącego na wózku inwalidzkim, no mnie coś popier..- Witam wszystkich obecnie zgromadzonych, żywych i umarłych!!- wydarła się na cały szpital, że aż ciarki mnie przeszły- Dzisiaj jest idealny dzień aby obwieścić wszystkim prawdę o Jacobie- ten krzyk zbudziłby nawet zmarłego- Więc tak! Jest on psych..bwobco- zaczęła bełkotać, ponieważ zasłoniłem jej buzię dłonią

- Zamknij się- warknąłem i pociągnąłem ją w stronę recepcji- Macie jakiegoś wolnego lekarza?

- Tak, co się stało?- odwróciłem śmiejącą się Scarlett tyłem i pokazałem ranę na głowie- Rozumiem, do sali 24- idealnie

- Dajcie jej przy okazji coś tam na wytrzeźwienie- machnąłem niedbale ręką i zaprowadziłem ją w stronę sali zarzucając jej rękę na swoje barki

Sala ta jest obok sali Amber więc gdy się do niej zbliżyliśmy wszyscy zaniepokojeni wstali i podeszli do nas. Amy dopadła pierwsza do przyjaciółki, a następnie Charlie i Valeri. Potem podeszli do mnie chłopacy.

- Gdzie była?- zapytał Archer

- W jakimś barze na drugim końcu miasta- westchnąłem zmęczony tym dniem

- Dobra- odezwał się David- A czemu jest taka poobijana?- zauważył

- Pojawiły się pewne komplikacje. Opowiem jak już będziemy mogli spotkać się w czyimś mieszkaniu. Teraz mi się nie chce

- Dzień dobry- podszedł do nas młody mężczyzna, wszyscy zjechaliśmy go wzrokiem pełnym pogardy i zniesmaczenia- Gdzie jest panna Scarlett?- przełkną głośno ślinę wyczuwając nasze spojrzenia, jest dużo niższy od każdego z nas więc prawdopodobnie czuł się jak mrówka

- Jestem tutaj!- uniosła rękę do góry roześmiana

- Jest kompletnie pijana- westchnął zapisując coś w swoim pożal się Lordzie notesiku

- A ty brzydki- przenieśliśmy zszokowany, a zarazem dumny wzrok na Valeri- A ona jutro będzie trzeźwa- założyła ręce na piersi- Chyba nie muszę dopowiadać co będzie dalej- podeszła do niego w dwóch krokach- Pomóż jej i mojej drugiej przyjaciółce. Jeśli nie to dopilnuję abyś skończył dwa metry pod ziemią. A chyba nie chcemy aby te paznokcie się pobrudziły?- pokazała swoje szpony i pomachała mu nimi przed twarzą

Chłopak jedynie przełkną ślinę i potakną głową. Wyminą przerażająco uśmiechającą się dziewczynę i zaprowadził Scarlett do sali. Nie powiem. Zaciekawiło mnie jej zachowanie.

- No ja myślę- dopowiedziała mierząc chłopaka mrożącym krew w żyłach spojrzeniem- Nie będzie mi tu jej od pijaczek wyzywał

- Ale to wcale nie tak, że parę godzin temu chciałaś ją zwyzywać od pijaczek i zamordować- zauważył Michael

- Ale ja mogę- machnęła ręką i cmoknęła robiąc przy tym dziwną minę

- Już cię trochę toleruję- uwiesiła się na jej ramieniu Amy

- Awww, ja ciebie trochę też- oparła głowę o jej

Widziałem kątem oka jak Chris niezauważalnie robi im zdjęcie. No trudno, na pamiątkę będzie.

♤♤♤

Siedzimy już w szpitalu od dobrych parunastu godzin. Scar odsypia wizytę w barze, a Amber nie dawno wróciła z badań kontrolnych. Obydwie śpią, a my siedzimy, leżymy i myślimy pod ścianą pomiędzy obiema salami. Ja siedzę od drzwi Scar, obok mnie Charles, potem Archer, a od strony Amber, David. Chris usadowił się po drugiej stronie i zasną. Wspólnie stwierdziliśmy, że nie będziemy siedzieć wszyscy u jednej albo nie podzielimy się na pół więc nie siedzimy u żadnej, a która pierwsza się obudzi do tej wejdziemy. Dziewczyny to się w ogóle w rządku ułożyły. Valeri zasnęła oparta o Chrisa. Charlotte o Val, a Amy o złotooką. Jest już około godziny dwudziestej.

- Ej- usłyszałem szept Nyx'a więc wszyscy skierowaliśmy na niego wzrok- Dawaj zrobimy im zdjęcie. Niby Black i Val tak się tak bardzo nienawidzą, a tu proszę. Jestem ciekawy jak zareagują- i jak na zawołanie cała nasza czwórka wyjęła telefony i zrobiliśmy im zdjęcie

- Po co robicie im zdjęcia?- do mojego ucha dotarł szept Edwards

Wszyscy na raz cicho przeklęliśmy ją na wszystkie sposoby.

- Ej- Charlie szturchnęła Prescott- Chyba mam zwidy. Gdybym tylko właśnie nie śniła o tym co się teraz dzieje to uznałabym to za prawdziwe ale to robiłam więc nie wiem. Czy Scarlett właśnie się uśmiechnęła i nie zamordowała wzrokiem wszystkich dookoła?

- Chyba tak?- szepnęła ostrożnie druga dziewczyna- Gdybym tylko nie miała dokładnie tak samo też bym myślała, że dzieje się to naprawdę.

- Tia, też nie jestem zadowolona, że was widzę- mruknęła mi obok ucha brunetka

- A nie- odezwała się Amber stojąca w progu wyjścia swojego pokoju. Kiedy do cholery ona się tam znalazła- Wszystko jest tak jak powinno

- No nie za bardzo- powiedział Chris uważnie przyglądając się brunetce. Val chyba zauważyła to samo co on i zapytała

- Co ci się stało w szyję?- jak na komendę nasze wszystkie tęczówki przeniosły się na dziewczynę, która speszona unikała kontaktu wzrokowego

Evans jako pierwsza odważyła się do niej podejść.

- Kto ci to zrobił?- szepnęła drżącym głosem, a Dabria przełknęła głośno ślinę

- To nic takiego- mówiła beznamiętnym głosem

- Gdybym tylko mogła cofnąć czas- rozpłakała się blondynka i wtulając się w brązowooką

- A cofniesz tak abym się nie urodziła?- również objęła dziewczynę ale po chwili ją puściła

- No ej- odezwał się David- Wtedy byś nie poznała takich super osobistości jak my

- Taa.. Ale okoliczności nie sprzyjają- podrapała się po karku przy okazji przejeżdżając opuszkami palców po śladach po duszeniu- A tak w ogóle. Czy znowu dostałam zaniku pamięci, czy po prostu go nie znam?- wskazała na szatyna

- Nie znasz- odpowiedział za nas Archer- To jest David. David jest potrzebny. Również dostaje listy od RC. Teraz zostaje pytanie, jaki ma kwiatek jako tatuaż. Davidzie. Oczekujemy zacnej odpowiedzi- tłumaczył jakby mówił do dzieci w przedszkolu

- Lilia- odpowiedział chłopak o szaro-zielonych oczach, zwięźle i na temat

- Nie lubicie się?- przeskakiwała palcem z Amber na szatyna widząc jak mierzą się zabójczym wzrokiem. Skinęli głowami- No i wszystko jasne- kucnęła obok mnie i dziubnęła łokciem- Suń swe cztery litery- popatrzyłem na nią nieco zaskoczony ale zarazem próbowałem wyczytać co ma w planach zrobić

- Po co?- zlekceważyłem ją

- Bo chcę usiąść- no przecież to oczywiste, a to ja jestem głupi

Nie prawda. Po niej spodziewałem się czegoś bardziej kreatywniejszego. Na przykład, że wyciągnie jakiś nóż i mnie zadźga choć to, że chce tylko usiąść chyba bardziej mi nie odpowiada.

- Usiądź po drugiej stronie- podsunąłem

Dziewczyna bez słowa osunęła się po framudze drzwi. Skrzywiła się trochę z bólu ale szybko jej twarz przysłoniła maska obojętności choć w oczach wciąż był cień bólu. Widziałem to pomimo tego, że dzielnie próbowała to ukryć.

- Jak się czujesz?- zapytała z zaciśniętą szczęką, szatynki

- Trochę swędzi, bo jakiś opatrunek dziwny dali

- No właśnie!- Charlie i Scarlett powiedziały w tym samym momencie, a po chwili przeniosły na siebie zdziwione wzrok- Miałam tak samo- ich głosy ładnie ze sobą współgrały- Byłaś kiedyś dźgnięta nożem?- zdziwienie na ich twarzach jeszcze bardziej wzrosło, bo wciąż mówiły to samo, a po chwili wybuchły śmiechem

Obydwie się śmiały ale były to dwa inne śmiechy. U Evans tym razem było słychać, że jest to szczery śmiech. Za to u Scarlett był on wymuszony, a nawet zauważyłem łzę w jej oku, która zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Czyli za mrugnięciem oka, dosłownie. Co jej się stało? Rozmyślania przerwał mi głos Archera.

- Scarlett, pozwól na chwilkę- wstał na równe nogi, a następnie pomógł zrobić to samo brunetce

Po chwili drzwi się za nimi zamknęły. Michael wstał i poszedł zamówić coś do jedzenia, bo szpitalne jedzenie jest okropne, a poza tym nie dali, by jeść każdemu. Dziewczyny zacięcie debatowały o czymś z Amber. Chris najwidoczniej mocno nad czymś rozmyślał więc nie chciałem mu przerywać. Niestety zanim zdążyłem cokolwiek zrobić do moich uszu dotarło idiotyczne pytanie przez, które miałem ochotę wyskoczyć z okna ale najpierw wyrzucę przez nie Davida Wilsona.

- Jesteście razem?- pamiętaj o oddechu.. 1.. 2.. 3.. 4.. wydech.

- Każdy też tak myślał- Chris przyłączył się do rozmowy

- Idioci- skwitowałem wyjmując telefon, ponieważ przyszło mi jakieś powiadomienie

- Stary i tak prędzej czy później będziecie razem- brunet nie ustępował

- Tak jak ty z Valeri- odgryzłem się na co ucichł od razu- A ty się nie śmiej, bo ty z Amber też. Śmieciu.- te słowa skierowałem do Wilsona- Więc nawet nie gadajcie mi tutaj takich farmazonów jak to, że ja i ona będziemy razem- przewróciłem oczami wyłączyłem się z rozmowy

Kliknąłem w ikonkę powiadomienia, a moim oczom ukazał się chat z moją babcią

Abuela:

Blake, jeśli miałbyś czas w niedzielę wpaść na obiad w małym gronie rodzinnym to z chęcią zapraszam. Si tienes uno, puedes traer a tu novia😉

Uwielbiam swoją babcię ale ciągle zadręcza mnie pytaniami o to czy mam dziewczynę.

Ja:

Wpadnę, jeśli powiesz kto będzie. I nie, nie mam dziewczyny. Abuela, pytasz o to już szósty raz w tym miesiącu. Chce przypomnieć, że mamy czwarty grudnia.

Abuela:

Będzie Morgan, Sara i ja. Dziadka jak zwykle w domu nie ma ale to i dobrze. Pewnie jest na jakimś spotkaniu biznesowym z twoim ojcem. A niech nie wraca!

Ja:

Abuela, ¿por qué eres tan agresiva?

Abuela:

Oj nie przesadzaj!

- Piszesz ze swoją dziewczyną?- zapytał Michael, który nawet nie wiem kiedy wrócił z obiadem dla każdego, a Archer i Scar wrócili na swoje wcześniejsze miejsca

Wszyscy patrzą na mnie oprócz jednej osoby. Brunetka wciąż spięta siedziała oparta o framugę drzwi i wpatrywała się tępo w telefon.

- Nie- mruknąłem i powróciłem wzrokiem do ekranu telefonu

Abuela:

Dobrze, no to już nie przeszkadzam. Mam nadzieję, że znajdziesz czas, jeśli nie to zapraszam za tydzień. Nie będę mówiła Sarze na wszelki wypadek. Będziesz gościem specjalnym, niespodzianką. Mam nadzieję, że się ucieszy. A i zapytam się jeszcze dwóch osób czy wpadną. Chciałabym was ze sobą poznać

Ja:

Nie przeszkadzasz. Mówiłem ci to tysiące razy. To, że przez pracę nie mogę do was wpadać tak często jak bym chciał nie znaczy, że nie możecie do mnie pisać w każdej chwili

Abuela:

Wiem, ale nie chcemy ci zawracać głowy. Zresztą tłumaczyłeś mi, że to nie jest zbyt bezpieczna praca. Muszę lecieć, bo ciasto mi się spali. Te amo Blake

Ja:

Te amo Grace

Wyłączyłem telefon i schowałem go do kieszeni. Spojrzałem w prawą stronę i jakoś wcale mnie nie zdziwił widok kłócących się Valeri i Chrisa. To praktycznie codzienność. To samo Charlotte i Archer. Ja ze Scarlett unikamy kontaktu więc jest to bardziej ułatwione niż u nich bo są zmuszeni do przebywania w tym samym miejscu.

Nagle Edwards zerwała się z miejsca i wpadła do swojej sali od razu zamykając drzwi. Popatrzyliśmy na siebie zdezorientowani. A tej co znowu?

- Co się stało?- Amy podeszła do drzwi i lekko w nie puknęła lecz dziewczyna wciąż nie otwierała

- ŻYJE!- krzyknęła, słychać, że jest w łazience

- Co się stało?- zapytała Amber

- Eee.. Nic!- coś huknęło w pomieszczeniu, w którym była

- Jak nic jak słyszymy, że coś się stało- westchnęła Val i szturchnęła mnie w ramię- Weź pobaw się w romeo i wyważ drzwi z łaski swej

- A po co niby?- oburzyłem się

- Bo słychać, że te „nic" nie oznacza nic?- dołączyła do niej reszta dziewczyn, a ja poczułem się lekko osaczony ich obecnością ale wytrzymałem presję ich wzroku i przewróciłem oczami

Podszedłem do drzwi i uderzyłem w nie kilka razy barkiem aż w końcu odpuściły. Chyba se bark wybiłem. Świetnie.

- Co ci się stało?- zapytałem gdy zobaczyliśmy dziewczynę z podwiniętą koszulką do góry odsłaniając brzuch

Cały posiniaczony brzuch. Natychmiast opuściła koszulkę w dół, schowała zimny okład za plecami i jak gdyby nigdy nic oparła się o umywalkę.

- Co tam?- zapytała lekko się uśmiechając co bardziej wyglądało jak grymas

- Co tam?- prychną Charles

- Raczej co tu- dopowiedział Chris, wskazując na jej brzuch

- A nic ciekawego- jej oczy dosłownie krzyczały „przestańcie pytać bo wyrzucę was przez okno i spale na stosie"- Możecie iść- machnęła ręką i chciała zamknąć drzwi ale ręka Amy jej to uniemożliwiła

Blondynka kiwnęła do nas ostro na znak abyśmy wyszli. Valeri zrobiła to pierwsza, a praktycznie wybiegła. Za nią poszedł Black jakby wiedział co planuje. Charlotte poszła po tego chłopczyka co zajmował się dziewczyną aby poinformować go o wywarzonych drzwiach. Ja natomiast próbowałem rozmasować bark ale nic to nie dało. Ktoś musi mi go nastawić, bo nie wytrzymam i odetnę sobie rękę. Nie żartuję.

- A ci co?- zapytał mnie blondyn

- Chyba bark sobie wybiłem- mruknąłem odchodząc na bok

- Nastawić ci?

- No- mruknąłem odchodząc na bok, a chłopak bezproblemowo nastawił mi bark

- Okej- zaprzestaliśmy cichej rozmowy, ponieważ podeszła do nas wkurzona Evans

- Nie ma go!- wyrzuciła ręce przeskakując wzrokiem to na mnie to na Davisa

- Jak to go nie ma?!- obruszył się Archer

- No uciekł ale chyba ktoś mu pomógł, bo nie rozwiązałby tych węzłów- byli wkurzeni

- Czekajcie- przerwałem im- Ale kto skąd uciekł?

- No ten babiarz!- no tak przecież to oczywiste

- Dużo mi to dało- przewróciłem oczami

- Ale ty tępy jesteś- no chyba ty. Gdybyś nie była dziewczyną już dawno bym ci przywalił- Ten jej cały lekarz. Związaliśmy go i schowaliśmy, bo się na nią dziwnie gapił

- Gdzie może teraz być?- zapytał Wilson

- Myślicie, że uciekł?- podeszli do nas Amber i Michael. Czyli tylko ja nie wiedziałem?

- Zaraz. A gdzie Valeri i Chris?- zauważył Archer

- Wybiegła gdzieś zdenerwowana, a za nią Black- wyjaśniłem

- No to nie mamy lekarza- Amber ze świstem wciągnęła powietrze

- Co masz przez to na myśli- zapytaliśmy

- Pamiętacie co powiedziała Val?- zaczęła Char, a my zgodnie pokiwaliśmy, po chwili zdaliśmy sobie sprawę co ma na myśli- No właśnie- obydwie dziewczyny uśmiechnęły się złowieszczo

- Myślałem, że są nieszkodliwe ale chyba zaczynam się ich bać- szepną mi do ucha ledwo słyszalnie Nyx

Prychnąłem z dezaprobatą i odwróciłem się w jego stronę. Mina mi zrzędła gdy zobaczyłem za nim Carpenter z przerażającym uśmiechem.

- Bu.- szepnęła chłopakowi do ucha na co się wzdrygną

- Masz coś...- Archer ostrożnie podszedł do dziewczyny i kciukiem starł coś czerwonego z czoła- Tutaj

- Oj sory, nie domyłam- wyjęła telefon i przeglądając się w telefonie starła cokolwiek to było

- A gdzie Chris?- podeszła do nas Charlotte- Go też zamordowałaś?

- Ej. Nie zabiłam tego lekarzyny. Sprawiłam, że mamy lekarza po naszej stronie. Będzie nam pomagał w kryzysowych sytuacjach. Znaczy..- podrapała się po karku- Instruował co mamy zrobić. Zresztą, zobaczymy czy da rade też coś zrobić

- Czemu instruował?- zapytał Michael- Co mu zrobiłaś?

- No odcięłam mu palce.. i stopy?- uśmiechnęła się

- Dobra, a Chrisa zabiłaś korzystając z okazji?- zaśmiał się Wilson

-Nie, jeszcze nie. Może się przyda. Potem- blondynka z brunetką odeszły gdzieś na bok i zaczęły rozmowę

Co dopiero teraz zauważyłem, że Scarlett i Amy wyszły z sali, oraz że tłumaczą coś Amber. Podszedłem do nich i kiwnąłem głową do brązowookiej aby poszła ze mną w ustronne miejsce. Bez słowa ruszyła z miejsca, a ja za nią ale zatrzymał nas głos jej przyjaciółki.

- Tak jasne- zakpiła Amy- Dostałeś zezwolenie na porwanie swojej księżniczki- odwróciłem się w jej stronę i spojrzałem na nią wkurzony nie rozumiejąc o co znowu jej chodzi

- O co ci chodzi co?- zrobiłem mały krok w jej stronę

- O co mi chodzi?- zrobiła to samo- To nie ja doprowadziłam ją do tego stanu!- wskazała palcem na postać za mną, a ja nie musiałem się odwracać, by wiedzieć na kogo

- A niby ja to zrobiłem?- kolejny krok tym samym kolejny krok do tego, by puściły mi hamulce

- Tak! Tak właśnie uważam!- wbiła mi paznokieć w klatkę piersiową.

No zaraz serio się wkurzę. Na szczęście nie zdążyłem nic powiedzieć, bo niska brunetka stanęła przede mną tym samym strzepując rękę swojej przyjaciółki.

- Przestaniesz?- warknęła w jej stronę, a ja tylko kątem oka rzuciłem na zaciekawione, a zarazem poddenerwowane twarze pozostałych

- Będziesz go jeszcze bronić?! Serio?!- też się zastanawiam o co tu chodzi- Ja cię tu bronię, a ty co?!

- Tłumaczyłam ci już, że to nie jego wina!- toczyły walkę na spojrzenia- A poza tym nie prosiłam cię o to i dobrze o tym wiesz.

- A niby czyja?!- blondynka wyrzuciła ręce w powietrze śmiejąc się ironicznie

- Wasza!- zrobiła krok w jej stronę- Gdybyście tylko trochę pomyśleli, gdybyś TY pomyślała nie uwierzylibyście w tą cholerną wiadomość! Wina jest po części wasza ale przede wszystkim moja!

- O czym ty mówisz?- Prescott spuściła z tonu za to Dabria najwidoczniej nie miała takiego zamiaru

- Zapamiętaj jedno.- teraz to ona wbiła palec w jej klatkę piersiową- Wy albo ja. Wybieram siebie.- gdybym tylko wiedział, że to zdanie nie miało w sobie nawet krzty egoizmu

Dziewczyna odwróciła się na pięcie i skierowała się w stronę wyjścia z budynku zostawiając nas w całkowitym osłupieniu. Wszyscy analizowaliśmy to co przed chwilą się wydarzyło do puki nie odezwał się Nyx.

- Coś jest nie tak- cmokną z przekąsem

- Sam słyszałeś co powiedziała- odpowiedział David równie zdenerwowany co my

- Nie..- odezwała się cicho Amy ale tak jakby wciąż była w innej rzeczywistości- Michael ma racje. Znam ją i w żadnej sytuacji nie wybrałaby siebie. W żadnej.

- Wiem to ale jak to wyjaśnisz?- Chris mówił ale jakby był tym samym świecie co Amy

- Ona coś wie- wyszeptała szatynka- Wie coś i wie, że nie możemy się o tym dowiedzieć..- nie czekałem na to co dalej powie tylko spokojnym krokiem ruszyłem w tym samym kierunku co Scar parę minut temu przy okazji łapiąc swoją kurtkę i zakładając ją

Wyszedłem przed szpital i oparłem się o ścianę obok dziewczyny. Widziałem jak zaciąga się papierosem i po chwili wypuszcza dym.

- Nie mam ochoty na rozmowy- powtórzyła tę samą czynność

- To dobrze, bo ja też- płynnym ruchem wyciągnąłem jej papierosa z pomiędzy palców i rozkoszowałem się przyjemnym uczuciem

Edwards nie skomentowała tego i już się nie odezwała. Widziałem jak zadrżała z zimna.

- Teraz jak na dżentelmena przystało powinieneś dać mi swoją kurtkę, bo mi zimno

- A kto powiedział, że jestem dżentelmenem?- uśmiechnąłem się kpiąco, na co dziewczyna prychnęła z dezaprobatą i spojrzała w lewą stronę tak aby nie musieć na mnie patrzeć

Wyrzuciłem niedopałek papierosa na ziemię i zdeptałem go butem. Zdjąłem kurtkę i niechętnie zarzuciłem ją na ramiona dziewczyny zostając w samej czarnej bluzie. Spojrzała na mnie zaskoczona i mogłem dać sobie rękę uciąć, że kącik jej ust drgną do góry.

Uśmiechnij się. Nie wstydź się swojego uśmiechu, proszę.

- Wtedy- przerwała ciszę- Gdy przylazłeś do mnie schlany w trzy dupy.. Zacząłeś mówić po hiszpańsku. Skąd umiesz tak płynnie mówić w tym języku?- a no tak

- Jestem pół Hiszpanem, pół Amerykaninem. Mama amerykanka, ojciec Hiszpan.

- Powiesz coś po hiszpańsku? Tylko nie korzystaj z tego, że nie rozumiem i mnie nie zwyzywaj- przystałem na jej propozycję

- No sé qué escondes, pero me molesta que quiera saber qué- wbiłem wzrok w jej tęczówki

- Co powiedziałeś?

- Że jesteś wkurzająca

- I potrzeba do tego tyle słów?- prychnęła po czym nastąpiła cisza

Nie odpowiedziałem nic, bo nawet nie wiedziałem co. Po prostu trwaliśmy w ciszy. Przyjemnej ciszy. Gdybym tylko wiedział, że cisza nas kiedyś zabije.

- Jakie jest twoje marzenie?- zapytałem wyrywając ją z letargu

- Zabić tego całego RC- wzruszyła ramionami

- To jest nasz plan. Marzenie to coś co wydaje ci się niemożliwe do spełnienia- spojrzałem na nią unosząc cwanie brew

- Nie wiem..- przyznała- Jako mała dziewczynka marzyłam o tym by zatańczyć z kimś w deszczu lub śniegu. Tata zawsze mówił mi, że nie mogę, bo się przeziębię

Przytaknąłem wzdychając. Widziałem jak chce coś powiedzieć ale poczułem coś zimnego na nosie. Spojrzałem w niebo i dziewczyna zrobiła to samo. Tysiące białych śnieżynek spadało z ciemnego niebo. Automatycznie wyciągnąłem telefon z kieszeni. Wszedłem w Spotify i kliknąłem pierwszą lepszą piosenkę, która się napatoczyła. Wypadło na Love Story od Indila. Ustałem przed dziewczyną, która patrzyła na mnie zszokowana. Wystawiłem dłoń w geście zaprosin do tańca. Oszołomiona przyjęła dłoń. Zrobiłem parę kroków w tył, a ona w przód. Gdy tylko usłyszała pierwsze dźwięki piosenki na jej twarz wpłyną ból ale szybko przysłoniło go zadowolenie. Ułożyła swoje ręce na moich ramionach, a ja swoje położyłem na jej tali. Przybliżyła się jeszcze bardziej, że praktycznie się przytulaliśmy. O dziwo w tym momencie mi to nie przeszkadzało. W każdym innym momencie nie dopuściłbym do tego, a teraz było całkiem.. dobrze? Kołysamy się w rytm muzyki, korzystając chwili.

- Dans sa love story, Dans sa love story, Dans sa love story, Sa love story- usłyszałem jej szept- Prends ma main, Promets-moi que tout ira bien, Serre-moi fort, Près de toi, je rêve encoreOui, oui je veux rester, Mais je ne sais plus aimer, J'ai été trop bête, Je t'en prie, arrête, Arrête, comme je regrette, Non, je ne voulais pas tout ça- po cichu dołączyłem do niej

Nie umiem francuskiego ale tę piosenkę znam. Chociaż coś tam wymruczeć potrafię. Gdy wybrzmiały ostatnie nuty melodii odsunąłem się na krok, uniosłem rękę, którą wcześniej złączyłem z jej dłonią i obróciłem ją wokół własnej osi dwa razy. Następnie przyciągnąłem ją z powrotem do swojej klatki piersiowej. Dyszeliśmy patrząc prosto w swoje oczy.

- Umiesz francuski?- zapytałem nie przerywając kontaktu wzrokowego

-Umiem jedno jedyne zdanie, którego nauczył mnie tata. Je suis désolé- un mot qui fait plus de mal que la raison pour laquelle il est prononcé. To tyle

Scarlett

Dwa tygodnie później- Wigilia

Tak, dziś są moje urodziny. Inni zwykle się cieszą z tego powodu, prawda? A ja? Mam to gdzieś, bo nigdy nie obchodziłam urodzin. Nawet jak tata jeszcze żył to ich nie obchodziłam. Zawsze powtarzali mi, że ten dzień powinnam spędzić z nimi. Graliśmy wieczorem w planszówki i to tyle. Dziś powinnam się szykować zapewne na jedną z największych imprez mojego życia ale nie, ja przeleżę zapewne cały dzień w łóżku i będę oglądać jakiś serial.

Ostatnie dwa tygodnie były wykańczające. Grace dwa tygodnie temu zapraszała mnie i Amy na obiad rodzinny ale musiałyśmy odmówić ze względu na to, że wykonywałyśmy zlecenie. Chciałyśmy je mieć po prostu za sobą. Moja relacja z Blackiem uległa lekkiemu polepszeniu. Przychodził do mnie zawsze rano i chodziliśmy na siłownie. Zgłosił się jako mój partner do sparingów co całkiem mi odpowiadało, ponieważ jako jedyny nie traktował mnie inaczej. Jeśli uderzał to trafnie, tak aby przygotować mnie na każdy możliwy atak. Co prawda widać, że nie używał 100% siły, tylko jakieś z pięć, bo jak on to tłumaczył? „Gdyby to zrobił to zmiotło by mnie z planszy". Czy on uważa, że jestem słaba? A nich tylko spróbuje. Nie utrzymywałam kontaktu z żadnym z nas chociaż kilkukrotnie próbowali się ze mną skontaktować. Amy nie przychodziła do szkoły. Nie chciała mnie widzieć.

Zeszłam na dół i zrobiłam sobie wodę z cytryną. Wzięłam swój ulubiony koc z kanapy i wróciłam do pokoju. Weszłam do niego i zobaczyłam na swoim łóżku nie kogo innego jak Blacka. Tego dnia nie miało być inaczej. Jakby mam go dość i często wkurza mnie tym, że tu jest ale nie mam już siły zrzucać go z balkonu. No i potrzebuję partnera, bo Henry zachorował.

- Kiedy przestaniesz mnie nachodzić?- zapytałam zrezygnowana- Rozumiem, że razem ćwiczymy ale to nie znaczy, że masz prawo wchodzić mi do domu

- Kiedy mi się znudzi. A co ty taka nie w humorze?- burknął

- Ja zawsze jestem nie w humorze- przypomniałam

- Racja, jak mógłbym zapomnieć ale dziś jakoś wyjątkowo bardzo jesteś nie w nastroju. Przecież dzisiaj święta. Zwykle takie dziewczyny jak ty nie przestają o tym gadać. Wiesz ozdoby, prezenty i inne takie pierdoły

- Nie jestem wierząca i nie obchodzę świąt- wzruszyłam ramionami siadając przy toaletce, w lustrze widziałam niemały szok na twarzy chłopaka- Co taki zdziwiony? Nie sądziłeś, że taka dziewczyna jak ja może być niewierząca?- przedrzeźniłam go

- Od zawsze nie obchodzisz świąt czy jest to czymś spowodowane?

- Jest to czymś spowodowane- odpowiedziałam

- Czym?- dociekał

- Nie twoja sprawa- po co ci to do życia Blackusiu? Piszesz książkę o takiej jakże ważnej osobistości jak ja? Jak miło.- A ty? Czemu nie jesteś z rodziną?

- Nie lubię świąt, za dużo ludzi w jednym miejscu

- Rozumiem

Nagle w całym domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Zdziwiłam się, bo nie spodziewałam się dziś nikogo. Amy wyjechała do rodziny na święta ale specjalnie dzwoniła do mnie o 00:01 by na pewno być pierwszą osobą, która złoży mi życzenia. Co prawda dalej miałyśmy do siebie lekką urazę ale robiło się coraz lepiej. Wyszłam z pokoju, a Blake oczywiście, że podążał za mną. Schował się za ścianą, a ja nie patrząc kto stoi przed drzwiami otworzyłam je. Moim oczom ukazał się Luis z pudełkiem w ręku. Raczył się panicz zjawić.

- Wszystkiego najlepszego!- wykrzyczał- Wiem, że nie obchodzisz urodzin ale nie mogłam znieść myśli, że nie dostaniesz żadnego prezentu na osiemnastkę- dodał widząc moją niepewną minę

- Dzięki- mruknęłam sucho- Po co tu przyszedłeś? Nie widziałam cię od pięciu miesięcy. To samo TWOJA DZIEWCZYNA- dałam nacisk na dwa ostatnie słowa- Nie widziałyśmy czy nawet żyjesz. Myślałam, że przewracasz się już gdzieś w lesie dwa metry pod ziemią i wąchasz kwiatki od spodu- mówiłam patrząc na niego obojętnie- Wiesz co? Wsadź sobie ten prezent w dupę i wracaj do swojego Chase'ika- zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem i nie miałam żadnych wyrzutów sumienia

Poszłam do salonu z myślą, że tam właśnie czeka chłopak. Nie było go. Sprawdziłam jeszcze w pokoju ale wszystko wyglądało jakby nigdy go tu nie było. Trochę posmutniałam, bo myślałam, że zostanie jeszcze trochę i może nie spędzę tego dnia całkowicie sama. Co prawda nie marzyłam o jego towarzystwie ale chociaż jakieś było. Wyjęłam z zamrażarki pudełko lodu. Tak, jestem osobą, która kocha jeść lód. Usiadłam na kanapie i włączyłam trzeci sezon The Walking Dead. Bankiet świąteczny odbywa się jutro, więc mam do niego sporo czasu.

Po trzecim odcinku stwierdziłam, że chcę pójść na spacer. Położyłam pudełko po lodzie na blacie kuchennym i poszłam do pokoju wziąć prysznic i przebrać się w cieplejsze ubrania, bo na dworze pada śnieg. Po zrobieniu tego co miałam w planach wyszłam z domu ubrana w za dużą bluzę, pod którą miałam bluzkę z długim rękawem. Na głowie miałam beżową czapkę z szarym pomponem, a na nogach szare dresy i adidasy. Chodziłam po pobliskim parku jakąś godzinę aż przede mną nie pojawiła się postać w niestety bardzo dobrze znanym mi bordowym garniturze. Od jakiegoś czasu to jego znak rozpoznawczy.

- Witaj, Scarlett- podszedł do mnie z tym swoim typowym psychopatycznym uśmiechem

- Czego?- zapytałam patrząc na niego znudzona czego od razu pożałowałam

Pan RC złapał mnie mocno palcami za szczękę i przybliżył do siebie jeszcze bardziej. Byłam tak blisko, że czułam jego oddech. Zacisnęłam zęby i czekałam na to co zrobi.

- Czy nie wyraziłem się jasno jak masz się do mnie zwracać?- przejechał palcami po żebrze

Po żebrze, które tydzień temu bolało mnie tak mocno, że zdecydowałam się iść z nim do Alex'a. Powiedziałam, że spadłam ze schodów, kość okazała się złamana. Nie mówiłam nikomu, bo po co? Jeszcze bardziej odwodziliby mnie od pomysłu wzięcia udziału w walce, która odbywa się za trzy dni. Bo podobno nie jest jeszcze za późno ale ja muszę. Muszę to zrobić inaczej on nie da mi spokoju.

- Wyraziłeś się wystarczająco jasno- ta odpowiedź go usatysfakcjonowała przez co mnie puścił

Przy okazji pchną lekko do tyłu, przez co się zatoczyłam ale szybko powróciłam do pozycji obronnej.

- Dabrio- zwrócił się bardzo formalnie- Oto twój trzeci list. Nakazuję ci przeczytać go w domu. Następnie po najbliższym spotkaniu z twoimi przyjaciółmi..

- Wspólnikami- przerwałam mu, wolałam wmawiać sobie, że tym właśnie dla mnie są

Dzięki temu będzie mi łatwiej później to zrobić.

- Nie przerywaj mi!- wymierzył mocny cios w policzek krzycząc- Jak już mówiłem- odetchną poprawiając swoją marynarkę- Po najbliższym waszym spotkaniu masz przekazać mi raport z tego czego się dowiedzieliście

- Dalej nie rozumiem po co ci mam przekazywać te informacje. Niby jesteś taki wszechmogący, a potrzebujesz mojej pomocy. Żałosne- prowokowałam go

- Zejdź mi z oczu zanim cię zamorduję- odwróciłam się na pięcie i odeszłam, zanim całkowicie się oddaliłam krzyknęłam na pożegnanie

-Chciałbyś!- wystawiłam w jego stronę środkowy palec. Gdybym tylko wiedziała, że to może wszystko zniszczyć- Ale nie możesz! Nara dziadzie!

Spokojnym krokiem wróciłam do domu. Weszłam do budynku, a moim oczom ukazał się Blake opierający się o framugę wejścia do korytarzu. W ręku trzymał tort oraz dwa złote balony z helem.

- Wszystkiego dobrego- uśmiechnął się chytrze i patrzył na mnie wzrokiem, jakim nigdy na mnie nie patrzył. Takim nieodgadnionym ale w jego oczach widziałam iskierki szczęścia?- Co się tak patrzysz? Nie spodziewałaś się?- był z siebie dumny

- Zdecydowanie się nie spodziewałam- ręce mi opadły- Dziękuję- wyszeptałam i podeszłam ostrożnie go objąć

- No dobra, chodź pokroić tort do kuchni- położył mi lekko rękę na plecach i pchnął w stronę kuchni

Stwierdziliśmy, że nie warto brudzić talerzy i jedliśmy tort widelcami bez krojenia go. Usiedliśmy na kanapie w salonie i gadaliśmy o tym co sądzimy o zwierzętach w zoo i o ludziach, którzy śmiecą.

- Dlaczego to zrobiłeś?- zapytałam, bo to pytanie cały czas nie dawało mi spokoju

- U mnie w domu urodziny były najważniejszym świętem i dziwnie było wiedzieć, że nie obchodzisz urodzin- kiwnęłam głową

O dziwo jedząc przy tym chłopaku czułam się komfortowo. Nie pojawiał się ten głosik, że za dużo zjadłam lub, że przez to przytyję. Było to przyjemne uczucie.

- Sądziłam, że te urodziny też spędzę sama, dziękuję- szepnęłam kładąc głowę na jego ramieniu- Ale pamiętaj, jutro wszystko wraca do normy i będę dla ciebie wredna. Nienawidzę cię Blake

- Nienawidzę cię Mi todo.

Chwilę później mój telefon zasypały powiadomienia

Idealnie nie idealni

Czarny.Twój_Chris

Wszystkiego najlepszego Scar!

No.chyba.nie_Michael.Charles

Dużo noży w prezencie!

Inaczej._Amber

Dużo trupów na koncie!

Motorek_David.Wilson

Mniej kłótni małżeńskich z Blake'iem

Charlotte-.Nie.Szarlotka

Więcej pieniędzy z wyścigów

Twój._Nie._.Archer._Nie.Davis_

Ogółem więcej pieniędzy

Valeri._176

No i oczywiście, kontaktu z takimi super osobistościami jak my!

Motorek_David.Wilson odpowiedział użytkownikowi Inaczej._Amber

Tego nie było w scenariuszu..

Inaczej._Amber odpowiedziała użytkownikowi Motorek_David.Wilson

Stul dziub

No.cóż_Blake odpowiedział użytkownikowi Motorek_David.Wilson

Ty serio chcesz skończyć w grobie

Motorek_David.Wilson odpowiedział użytkownikowi No.cóż_Blake

Idź do swojej żony, a nie!

Z uśmiechem na ustach odpisałam dziękuje i wróciłam do luźnej rozmowy z szatynem kompletnie zapominając o liście, który dostałam..

_______________________

Prawdopodobnie od teraz postaram się aby rozdziały były jeszcze dłuższe, ponieważ boję się, że ta historia będzie strasznie się dłużyła gdy będzie duża ilość rozdziałów. Więc gdy spóźnię się parę dni z jakimś rozdziałem nie zjedzcie mnie żywcem, okej? ROZDZIAŁ SPRAWDZONY.

Następny rozdział raczej na- 24 gwiazdek i 30 kom

Ig: wizja.liter.abfi.176

Tt: _.wiercik.books

Loveciam, buziaki moje Scarsy

~ WizjaLiterAbfi

Продовжити читання

Вам також сподобається

Ostatni raz Від ⭐

Романтика

720K 27.9K 104
Fragment z książki - Ostatni raz - powiedziałam do siebie dusząc się łzami wykonując krwawą kreskę. I to był ten czas. Koniec. Za głębokie cięcie. ...
ULTRAVIOLET Від itsmysandwich

Підліткова література

293K 10.6K 24
Dla Cartera muzyka jest całym życiem. Gdy rodzice zabraniają mu udziału w konkursie dla młodych talentów z powodu złych ocen chłopak nie zamierza się...
Decisive Game Від sweetendingss

Підліткова література

132K 7.3K 32
Melissa Johnson pochodzi z dobrej rodziny, ma kochających rodziców i prowadzi kancelarię prawniczą ze swoją przyjaciółką. Od kilku miesięcy interesuj...
Racing With Death 18+ Від noname__16

Підліткова література

67.9K 3.4K 9
Druga część dylogii ,,Racing" Życie Mili Taylor układało się wspaniale od 5 lat. Miała dobrą pracę, wspaniałych przyjaciół, a co najważniejsze miała...