7:21

By persecutoria

33.7K 2.3K 345

Nie podnoś wzroku, nie patrz na nią, jeszcze nie teraz ― mówiła jedna z natrętnych myśli. Zachowuj się normal... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42

Rozdział 33

501 50 13
By persecutoria

― Laska, może już wystarczy? ― Nadia delikatnie, aczkolwiek stanowczo przytrzymała nadgarstek Elizy chcącej sięgnąć po kolejny kieliszek.

Rudowłosa spojrzała się na przyjaciółkę z wyrzutem i wyrwała jej rękę, po czym uniosła do ust kolejnego szota. Ledwie przełknęła zabarwioną na jaskrawy, tandetny róż zawartość, będącą w istocie tanią wódką rozcieńczoną z sokiem i udekorowaną barwnikiem spożywczym. Jej ciało wydawało się bronić przed dalszym jego wyniszczaniem, lecz ona wytrwale dążyła do zapomnienia, zaprzeczając wszelkim prawom, jakie kiedykolwiek dotyczyły ludzkiego organizmu.

― Ostatnia kolejka ― odrzekła. ― Muszę to wszystko przetrawić.

Aparat mowy zawodził ją już na tyle, że ostatnie zdanie musiała powtórzyć jeszcze dwa razy, by wiązanka dźwięków brzmiała jakkolwiek zrozumiale. Drugą przeszkodą w dogadaniu się była chałowata, tak jak kolor ostatniego wypitego szota, muzyka wybrzmiewająca w miejscowym barze. Większość obecnych tu osób była spoconymi mężczyznami, których większość kobiet unikałoby na ulicy po zmroku. Nadia martwiła się, że gdyby coś się stało, w takim stanie nie będą miały jak się obronić.

― Trawienia wystarczy. Zbieramy dupę.

― Nie pierdol ― zaśmiała się Piasecka. ― Tylko chlej.

Czarnowłosa wypiła dwa ostatnie szoty prawie że za jednym razem, tylko po to, by choć o te dwa tandetne kieliszki zmniejszyć jej ryzyko utraty przytomności.

― Wezwałam nam Ubera. Jedziemy do ciebie, u mnie są starzy i dzieciarnia w domu i wyjdzie nam taniej ― powiedziała.

― Dobra, kurwa, afterek bez tych dziadów, zajebiście.

Chwiejnym krokiem, podtrzymywana przez względnie trzeźwą Nadię, wyszła przed bar, gdzie czekał już na nie oznakowany jako taksówka samochód. 

― Chuj, nie zdążę zajarać. ― Wraz z tymi słowami porzuciła nieudolne próby wygrzebania z kieszeni swoich Cameli. 

Przybysz nie odpowiedziała. Pomogła tylko jej wsiąść do pojazdu. Kierowca Ubera z dużą dozą sceptycyzmu popatrzył na Elizę.

― Tylko żeby mi nie obrzygała tapicerki ― burknął.

― Pan nie wierzy w moje ukryte talenty! ― oburzyła się rudowłosa.

― Prędzej straci przytomność ― odparła Nadia, która również nie mogła nadziwić się tym, jak wiele wypić mogła Piasecka bez oczywistych konsekwencji dla układu pokarmowego.

Na imprezach nikt nigdy nie widział jej nad toaletą.

Śniady mężczyzna nie przejmował się okrągłymi znakami drogowymi z liczbami wewnątrz czerwonego obramowania i jechał niemal sto kilometrów na godzinę po zabudowanym. Widocznie z pijanymi ludźmi miał nieciekawe doświadczenia, lecz chcąc nie chcąc, byli oni podstawą jego zarobku.

― Kurwa na chuj tu tyle schodów? ― narzekała, kiedy wreszcie znalazła się na klatce.

― Bo tyle zrobili... ― odparła umęczona już tą podróżą Nadia.

― Dobre! ― śmiała się w niebogłosy. ― Jezu wreszcie... ― Wyjęła z kieszeni kurtki klucze i dała przyjaciółce, wiedząc, że walka z zamkiem może zająć jej za dużo czasu.

Mieszkanie, ku jej uciesze, było puste. Sama już przestała orientować się, kiedy jej rodzice wyjeżdżali, gdzie, a co najważniejsze ― do kiedy. Zresztą była to ostatnia rzecz, jaką przejmowała się w obecnej sytuacji. Właściwie nie martwiła się teraz niczym. Liczyło się szybkie, choć chwilowe i mało skuteczne znieczulenie, a potem doprowadzenie się do stanu względnej używalności, by dalej móc uczestniczyć w wyścigu szczurów na najwyższych możliwych obrotach.

― No i co ― zaczęła, rozsiadując się na łóżku ― stało się.

Nadia usiadła na krześle, znajdującym się naprzeciw, gotowa na słuchanie pijackich wywodów, co Eliza ceniła cholernie wysoko. Wystarczyło jej momentów, w których jedynym towarzystwem, na jakie mogła liczyć, były cztery ściany i głosy w głowie.

― Moim życiowym celem jest teraz pozbawienie Wrońskiej resztek godności ― kontynuowała opanowanym tonem, który aż budził niepokój ― Chcę, żeby zdychała powoli, w męczarniach i topiąc się w swoich własnych szczynach błagała o szybką śmierć. Gdybym dała szmacie pierdolnąć w kalendarz za szybko to by było dla niej zbawienie, ale wiesz dokładnie, że ja w tym stanie skrupułów nie posiadam. Powoli odbiorę jej wszystko, będę ją prześladować do tego stopnia, że gdziekolwiek nie pójdzie, to będzie widziała moją mordę przed oczami. Będę jej się śniła po nocach, w koszmarach będę ją poddawała wymyślnym torturom ― opisywała dokładnie, z psychopatyczną satysfakcją.

― Zakochany człowiek napędzany desperackim bólem... cóż za mordercze połączenie... ― skomentowała Nadia, która przyzwyczajona była do tego typu wypowiedzi ze strony Piaseckiej, choć jej absurdalny spokój wciąż był powodem gęsiej skórki.

Eliza natomiast po usłyszeniu tych słów, poczuła przeszywający ból. Zakochany człowiek. Przecież po którymś z kolei kieliszku ustaliła, że już wcale nie była zakochana. Uważała, że wszelkie doznania fizyczne związane z tą sytuacją powinny podążać za jej logiką i po prostu zniknąć. Tak proste i klarowne, a tak niewykonalne.

― Przestań, boli... ― syknęła.

― Twoją dumę?

― Nie, w klatce piersiowej mnie zakłuło tak, że idzie się posrać. Tak jak zawsze zresztą... A jak boli, to trzeba zapić. 

Rudowłosa sięgnęła po wódkę i bezceremonialnie upijała z gwinta łyk po łyku, nie trapiąc się rozrzedzaniem jej z jakimkolwiek nieprocentowym płynem.

― Ej, stara, dosyć już ― Nadia wstała, odebrała jej butelkę i odłożyła na bok, na co Eliza wybuchła irracjonalnym, pijackim śmiechem, po czym gwałtownie wstała, zataczając się przy okazji.

― A wiesz co? Pierdolę to! ― wykrzyknęła. Wcześniejsze, podejrzane opanowanie nagle przemieniło się w nadpobudliwość. ― Nienawidzę tej pizdy każdą komórką ciała i umysłu, ale zrobiła mi przysługę. Boleśnie jak sam szatan, ale zobacz, teraz trochę pochleję, popłaczę, a potem wyjadę w pizdu i zostawię to miejsce bez żadnych zjebanych sentymentów! Na chuj to w ogóle komu potrzebne?

― Chuj wie. Taka nasza natura ludzka. Zjebana i sprzeczna. Ludzie starają się na siłę myśleć logicznie, a i tak gówno z tego wychodzi.

― Tak jakby logika nie była wcale tej natury częścią ― dodała Piasecka, po czym z powrotem usiadła na łóżko.

Znów opadła z sił, po nagłym ich przypływie. Przez dłuższą chwilę nie mówiła nic. Wpatrywała się w dawno już nieodkurzaną podłogę i powoli odpływała. Nagłe milczenie w jej wydaniu było jeszcze bardziej niepokojące niż poprzednie stany.

― Dobra, kurwa, zaraz chyba zezgonujesz ― powiedziała Nadia. ― Masz cytrynę w domu?

― Nie wiem, kurwa, sprawdź sobie w lodówce. Na chuj ci w ogóle cytryna? 

― Żebyś jutro wstała ― odparła, po czym zniknęła za drzwiami, zaraz potem wracając ze szklanką mętnej wody, którą postawiła przed Piasecką. ― Masz. Pij, a potem zgonuj.

― Dzięki. ― Eliza powoli piła mieszankę i czekała, aż ją odetnie, a co ważniejsze, jej myśli.

***

Zebranie się do pracy nigdy nie sprawiało Aurelii tyle trudności, choć nie było to miejsce, w którym kiedykolwiek chciała się znaleźć. Okres, który pod tym kątem odstępował od reguły, właśnie się zakończył. Niechęć została spotęgowana, a ostatnie wydarzenia były czynnikiem, który sprawił, że jej wypowiedzenie pojawi się na dyrektorskim biurku jeszcze w tym roku szkolnym.

Myśl o Elizie wykręcała ją od środka. Choć ta stała się dla niej ważna, wciąż miała nadzieję na umiejętność zdystansowania się od tej sytuacji i od swoich własnych uczuć. Tak jak robiła to zawsze. Nie do końca rozumiała, skąd wzięły się trudności.

Po raz kolejny sama siebie załamuję ― poczułam coś do uczennicy i weszłam z nią w dziwną relację. Co będzie następne?

Wpatrując się namiętnie w metalowy czajnik postawiony na gazie, niekwapiący się z zagotowaniem wody na kawę, obserwowała swoje myśli. Nie miała siły na czynny udział w procesach roztrząsania wszystkiego po tym, jak robiła to przez całą noc i nie doszła do żadnych konkretnych konkluzji. To było do niej tak niepodobne.

― Mamo! — wołał już któryś raz Tomek, stojąc u progu pomieszczenia.

Aurelia wzdrygnęła się, jakby wyrwana z transu i odwróciła się, czym prędzej przybierając wyprostowaną, pewną siebie postawę i jak najmniej umęczony wyraz twarzy.

― Jezu. Przepraszam, zamyśliłam się. Coś się stało?

― Wszystko w porządku? — spytał, patrząc wnikliwie na matkę.

Jego spostrzegawczość i chęć rozkładania wszystkiego na czynniki pierwsze, z których była dumna, znów okazała się działać przeciwko jej zamiarom.

― Szkoda gadać, jestem taka zmęczona... Sprawdzałam testy pierwszaków przez pół nocy ― wywinęła się zręcznie w najprostszy sposób. ― Wykończy mnie ta robota.

Powoli i skrupulatnie zalewała kawę, tak jakby od tej czynności zależne było jej życie, tym samym kupując sobie pretekst do uniknięcia przez jakiś czas świdrującego wzroku syna.

― Nie możesz jej po tylu latach zmienić? ― zapytał.

― Wiesz, że to nie takie proste... 

― No wiem... ― odparł, zamyślając się.

Aurelia, widząc to, czym prędzej ucięła temat, nim rozmowa zdążyła zejść na sprawy rodzinne, gdyż zawsze kiedy była nie w humorze, Tomek zakładał, że właśnie o to chodzi. Na razie było względnie stabilnie ― były mąż chodził na terapię i płacił alimenty, a syn wreszcie doczekał się wizyt u psychologa i miał znowu uczestniczącego w jego życiu ojca. Miała nadzieję, że nie przyjdzie jej mierzyć się z niczym nowym. Nie teraz, kiedy problemy w innych sferach życia nawarstwiały się, spędzając sen z powiek.

― Pracuję nad tym, nie martw się. ― Zmierzyła mu włosy, siląc się na uśmiech. ― A co chciałeś mi powiedzieć wcześniej?

— Idę po szkole z kolegami na Avengersów. Dasz mi trochę pieniędzy? Proszę. — Potraktował ją wzrokiem błagającego szczeniaka.

— A poprawiłeś sprawdzian z matematyki, jak cię prosiłam?

— Byłem wczoraj na poprawie. Czekam na wyniki. Jutro się dowiem.

Markowska westchnęła sięgając do torebki po portfel i wręczyła Tomkowi bankot.

— Dzięki, mama — odparł zadowolony.

Uśmiechnęła się pod nosem. Wyjście syna było dla niej tego dnia zbawieniem. Potrzebowała pobyć sama ze swoimi myślami i nie narażać się na kolejne pytania. Z drugiej strony, nie chciała martwić go rzeczami, o których i tak nie mogła mu powiedzieć.

— Idziesz w tym roku dalej. Musisz traktować edukację poważnie.

— Wiem, wiem... ale dopiero minęło pierwsze półrocze, dam radę.

― A wybrałeś już w końcu szkołę średnią?

― Mamo... możemy pogadać o tym potem?

— Dobrze, w zasadzie to się teraz spieszę, ale temat cię nie ominie ― uległa, choć wcale nie z powodu pośpiechu. ― Wiesz, że się martwię. 

― Wiem... ― westchnął.

― Baw się dobrze. I nie zapomnij nakarmić kota, zanim wyjdziesz, bo ja już muszę biec na przystanek.

Siódma osiemnaście. Dotarła idealnie na czas, choć autobus o tej porze roku rzadko kiedy zjawiał się o wyznaczonej godzinie. Schowała się pod metalową wiatę, przyozdobioną przez miejscową młodzież wulgarnym graffiti przed deszczem, który mieszając się z topniejącym śniegiem, tworzył obraz późnej jesieni na początku lutego. Uczniowie stojący kilka kroków dalej, patrzyli na nią osądzająco i szeptali coś między sobą.

Czyli się rozniosło...

Zgromiła ich jednym, chłodnym spojrzeniem w ostrzegawczym tonie. To na pozór błahe zajście przez moment utwierdziło ją w słuszności decyzji podjętej poprzedniego dnia. Choć serce mówiło co innego, podążała za rozumem, tłumacząc sobie, że nie miała przecież piętnastu lat. Postąpiła tak jak powinna.

Wsiadła do autobusu, zajmując to miejsce, co zawsze. Odważne wcześniej jednostki zachowały największy możliwy dystans. Swoje skupienie skierowała na widok zza szyby ― ten sam od kilku lat krajobraz, którego każdy skrawek znała już na pamięć, kolokwialnie mówiąc, do usrania. Przejeżdżając obok przystanku Elizy, poczuła, jak jej tętno przyspiesza. Przewróciła oczami sfrustrowana, choć nie powstrzymała się od patrzenia na wsiadających ludzi, wśród których nie zastała rudowłosej.

Piasecka nieobecna, kto by się spodziewał. A może to i lepiej...

Wróciła do trzymania gardy i odliczania czasu do końca etatu. Przebrnięcie przez dzień znów stało się jej głównym celem.

***

Rano, po pierwszym budziku, Eliza odruchowo zerwała się jak poparzona, czego pożałowała natychmiast. Rzecz jasna, alarm był nastawiony na taką godzinę, by uwzględnić opuszczenie pierwszych kilku lekcji i zjawić się na samej próbnej maturze, jednakże jedyną rzeczą mogącą względnie pomóc na poalkoholową przypadłość było przespanie całego następnego dnia.

― Ja pierdolę, jestem jeszcze na bombie ― powiedziała, desperacko szukając butelki wody.

Nagle została nią nieumyślnie uderzona. Swoisty pocisk trafił niemal w jej głowę, co ocuciło ją na kilka sekund.

― Masz ― odparła Nadia i przewróciła się na drugi bok. ― Daj mi jeszcze chwilę...

― Kurwa, czuję się jak jebany menel ― narzekała dalej.

Ledwo wstała z łóżka, przecierając oczy, które szczypały ją niemiłosiernie od niezmytego makijażu. Spanie w obcisłych jeansach również nie było najwygodniejszą opcją. Od razu poszła pod prysznic, choć zrobiła to ostatkami sił. Przez dłuższy moment, polewając się gorącą wodą, próbowała sobie przypomnieć cokolwiek z nocy, niestety z marnym skutkiem, poza kilkoma przebłyskami. Dobrze pamiętała natomiast poprzedni dzień i ta właśnie pamięć sprawiała, że miała ochotę kontynuować wzbogacanie swojego organizmu o zawartość etanolu. Choćby dla uciszenia wiecznej gonitwy myśli, dodatkowo nasilonej wskutek konkretnych wydarzeń, która potęgowała tylko ból głowy.

Trzęsącymi się od przepicia i zmęczenia dłońmi usiłowała wykonać makijaż, jednak ciężko było jej w ogóle trafić w powiekę. Po którejś z kolei próbie, kreski wyszły względnie równo.

― Kolejny twój pijacki, ukryty talent ― skomentowała Nadia, już w stanie żywym, spoglądając na Piasecką.

― A jaki jest pierwszy? ― zdziwiła się. ― Bo chyba czegoś nie kojarzę ― dodała z ironią.

― To, że nigdy się nie porzygałaś, a chlejesz więcej, niż ruski żołnierz. Wczoraj ten Arab z ubera w ciebie nie wierzył i zapierdalał sto na godzinę, żeby jak najszybciej nas się pozbyć z jego nieskazitelnych tapicerek.

Dotarcie do tych wspomnień zajęło Elizie dłuższą chwilę. Przebłyski z nocy sięgały jej pamięci topornie i były niewyraźne.

― Cóż, ciężko mu się dziwić... ― zaśmiała się, gdyż sekret tej umiejętności uparcie pozostawiała dla siebie. ― Ja jebię, ile ja wychlałam? Nigdy nie miałam aż takiego zaćmienia.

― Oj dużo. Zajebiście dużo ― powiedziała brunetka bez owijania w bawełnę. ― Ale dziś tylko próbne i spierdalamy do domu, odeśpimy...

― Tak mi się na nie kurwa nie chce iść... ― westchnęła Piasecka.

W międzyczasie przeniosły się do kuchni, by zapalić porannego papierosa, przy otwartym na oścież oknie. Słoneczne światło przebijające się przez zachmurzone niebo budziło w nich jeszcze większą niechęć do rozpoczęcia dnia. 

― Chuj już w te próbne. Stara, my mamy językowe za dwa dni...

― Zdamy to. Przecież Aurelia mi załatwiła przecieki — odparła. — Kurwa, Aurelia...

Już sam dźwięk tego imienia, samo wspomnienie osoby, do której należało, wywoływało w niej odczucia porównywalne do wycinania wnętrzności. Jedna po drugiej, z największą precyzją i z takim wyczuciem, by nie straciła przytomności i dalej mogła zwijać się z bólu. Kac był przy tym jak lekko drażniące łaskotanie.

― Przynajmniej tyle pożytku z tej baby ― prychnęła Nadia, która mimo wszystko nie darzyła największą sympatią nauczycielki.

To, że była powodem rozterek sercowych przyjaciółki dodatkowo nie ocieplało jej wizerunku w oczach Przybysz.

― Nie, stara, to jest bardziej skomplikowane niż myślisz. ― Eliza próbowała sprostować sytuację. ― Przecież jakby się cokolwiek wydało, to nie dość, że ona poszłaby do pierdla, pociągnęłaby Szewczyka i chuj wie kogo jeszcze za sobą. Zresztą już wykluczając cały tamten ich syf, też bym wolała nie ryzykować sprawą w sądzie za sypianie z uczennicą.

― No rzeczywiście...  Ale co kurwa? — zdziwiła się. — Czekaj pojebałam się. Co dyrek ma z tym wspólnego?

― Przecież widać na pierwszy rzut oka, że to typ spod ciemnej gwiazdy. Chuj wie co on tam odpierdala, tego mi nie mówiła, bo pewnie nie może, albo i sama niewiele wie, ale zatrudnia Aurelię bez prawa do wykonywania zawodu. I na bank nie tylko ją. Do usranej śmierci by się nie wypłacił na te kary i inne pierdolniki, jakby mu się dobrali do dupy i kazali pokazać wszystkie papiery.

― W sumie... jakoś specjalnie mnie to nie dziwi. Ani dyrek ani ona. Ciekawe, za straciła te uprawnienia.

― Nie straciła, bo ich nigdy nie miała. Tak samo nie trawi tej roboty jak i my przebywania tam. Nie miała innego wyboru, krótko mówiąc. Ale morda na kłódkę jak coś i nikomu o tym nic.

― No kurwa, wiadomo. Czy ja ci wyglądam na konfidenta?

― Nie no, kurwa, jasne, że nie. Wpadam w paranoję...

― Widzę, ale i się nie dziwię. Dawaj, zbieramy dupy, napiszemy to i śpimy pół dnia. Biorę cię do siebie, jak masz się dalej staczać to nie sama i nie w tej okolicy ― zarządziła Nadia.

Piasecka uśmiechnęła się. Doceniała ten gest, choć jedyne na co miała teraz siłę to sen i dalsze pogrążanie.

Continue Reading

You'll Also Like

52.8K 5.3K 50
Hayley to dziewczyna, która pomimo tego jak wiele osiągnęła nadal nie wierzy w siebie. Jej poczucie własnej wartości zostało dodatkowo zaburzone prze...
401K 8.5K 38
KSIĄŻKA POTRZEBUJE GRUNTOWNEJ KOREKTY I JESTEM ŚWIADOMA WSZYSTKICH BŁĘDÓW, ZA KTÓRE PRZEPRASZAM #1 Dream Ona jest córką szefa włoskiej mafii. On jes...
2.2K 173 25
Ostatnia część mojej trylogii Elmax. Wiecej przygód zakochanych w sobie dziewczyn. El i Max, które aby być razem muszą przejść przez wiele przeszkód...
4.7K 388 21
* Camila to do nie dawna zwykła licealistka, której rodzina skrywa duży sekret * * Lauren to agentka, która dużo przeżyła w swoim życiu * Co łączy te...