7:21

By persecutoria

33.5K 2.3K 337

Nie podnoś wzroku, nie patrz na nią, jeszcze nie teraz ― mówiła jedna z natrętnych myśli. Zachowuj się normal... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42

Rozdział 30

660 46 7
By persecutoria

― Dobra, ale ani słowa o Markowskiej. Ty, Damian i Alyona nie znacie w ogóle takiego nazwiska ― powtórzyła pospiesznie Eliza już któryś raz z kolei główną zasadę obowiązującą na studniówce otwockiego liceum.

― Oczywiście ― odparli znudzonym tonem po tym, jak po raz kolejny otrzymali tę samą instrukcję.

Nie dziwili się jednak, dlaczego Piasecka była tak bardzo wyczulona na tym punkcie, tak więc nie mieli o jej powtarzanie oczywistości żadnych pretensji.

Do drzwi zapukał kolega z ławki Elizy, który zgodził się za wódkę przemyconą zza wschodniej granicy wpisać Alyonę jako swoją partnerkę na bal maturalny. Tak dla formalności na miejscu miał pojawić się z resztą grupy, a po odtańczeniu poloneza, wrócić do swojego towarzystwa. Każdemu pasował taki układ. Emil poznał się z każdym po kolei i nawet nawiązał dobry kontakt z resztą obecnych. Atmosfera z pozoru nie była ani trochę napięta. W rzeczywistości wszyscy trzymali go jednak na dystans i wydawać by się mogło, że powodem była jego nieznajomość sekretu, o którym to wiedziała reszta zebranych.

― Ej, bo w sumie się nie dogadaliśmy. Tłuczemy się autobusami i pociągami, czy ktoś ma samochód? ― spytał.

Towarzystwo siliło się na resztki samokontroli, by przez wzmiankę o autobusie, ukradkiem nie spojrzeć na Elizę, która ze stoickim spokojem udzieliła Emilowi odpowiedzi.

― Mieliśmy w planie złożyć się na taksę. Co prawda do Warszawy może trochę kosztować, ale przecież jest nas szóstka, to nie zbiedniejemy aż tak. A w ogóle to już by wypadało ją zamówić.

Pół godziny później znaleźli się już w stolicy w szampańskiej atmosferze. Rudowłosa jednak nie traciła czujności, miała oczy dookoła głowy i z precyzją, której nie powstydziłby się agent służb specjalnych, kontrolowała otoczenie, by żadna informacja nie ujrzała światła dziennego. To nie tak, że nie miała zaufania do przyjaciół. Zwyczajnie kierowała się maksymą: przezorny zawsze ubezpieczony.

Studniówka w Warszawie była podobnie wystawna, co ta wrocławska, pomimo że lokal wynajęty był przez szkołę na ostatnią chwilę. W wystroju dominowały jasne kolory. Gdyby nie ciepłe odcienie, można byłoby nazwać pomieszczenie sterylnym. Dekoracji nie było zbyt wiele, choć paradoksalnie ta minimalistyczna wizja dodawała końcowemu efektowi klasy.

Do szóstki dołączyli jeszcze znajomi Emila ze swoimi partnerkami, wśród nich Magda Wrońska, która spotykała się z jednym z chłopaków z klasy sportowej.

― O, jest i ta, co na studniówkę w glanach przyszła ― rzucił już z daleka Mateusz.

― No a spodziewałeś się po mnie szpilek? ― zaśmiała się Eliza, przybijając z nim piątkę.

Jej kontakty z osobami ze szkoły były sztuczne, aczkolwiek neutralne, a nawet względnie przyjazne. Konieczność do pokojowej współegzystencji.

― Na szpilkach to byś się wyjebała ― wtrąciła Magda.

― Może i tak, ale jak pierdolnę kogoś z glana, to przekaz będzie bardziej dosadny ― odgryzła się Piasecka na komentarz irytującej znajomej z klasy.

― Dziewczyny, ale po co tyle jadu? ― uratował sytuację Błachowiak. ― W ogóle to prawda, że Markowska tu dzisiaj będzie?

Na dźwięk tego nazwiska serce podeszło Elizie do gardła, podczas gdy ona sama przeszła w stan zwiększonej czujności. Kątem oka spojrzała na znajomych. Nikt nie pokazywał po sobie, że coś wie. Alyona, Wiktor i Damian odebrali tę drobną aluzję, zaczynając w swoim gronie rozmowę na inny temat, by uniknąć podświadomych reakcji, które mogłyby zdradzić tajemnicę.

Bez paniki...

― Jest... ― westchnął w odpowiedzi Mateusz. ― Już się nawet zdążyła mnie przyjebać o to, że stoję na korytarzu i rozmawiam z Darią z trzeciej B, zamiast siedzieć i czekać pół godziny aż wszyscy łaskawie ruszą tutaj dupę i dyrektor będzie mógł wygłosić te swoje wypociny. No normalnie problem życia, kurwa!

― Tak jak zawsze. A odjebała się jak szczur na otwarcie kanału ― dodała Wrońska.

Piasecka cierpliwie czekała na zakończenie tematu. Sama przytaknęła na kilka uwag dla niepoznaki, jednocześnie obserwując reakcje swoje, swoich sprzymierzeńców, a przede wszystkim przeciwników w tej właśnie rozmowie, która dla niej była nie wymianą zdań, a polem bitwy. Niestety nie mogła ominąć tematu tej konkretnej nauczycielki. Jej uniki mogłyby sprowadzić na nią podejrzenia, co wystarczająco już robiło pozwalanie sobie na interakcje w autobusie. Obydwie jednak uważały, że ta niewinna forma kontaktu była ich osłodą przed i po każdym dniu przetrwanym w budynku oświaty i zbyt ciężko byłoby im z niej zrezygnować.

Kiedy wszyscy zebrali się, by usłyszeć przemówienia dyrektora, a potem odtańczyć poloneza, wrocławskie towarzystwo i Nadia nieco oddzielili się od Emila, którego pochłonęła konwersacja z jego znajomymi.

― Smerfetka coś dzisiaj nie w humorze ― rzuciła po cichu Eliza, mając na myśli drugą dziewczynę z klasy.

Nigdy nie było pomiędzy nimi otwartego konfliktu, lecz nie pałały do siebie sympatią. Sporadycznie wymieniały się neutralnymi informacjami odnośnie spraw szkolnych, czy docinkami.

― Z tym swoim Kubusiem to wyglądają jak Ken i Barbie po roku w Rosji ― odparła Nadia.

― Dosłownie. Ale przysięgam kurwa, jeszcze jedno słowo na temat mój, czy wiadomo kogo, a bym jej naprawdę tym glanem rozjebała ten wybotoksowany ryj.

― Za sto dni matura! ― Tymi słowami dyrektor szkoły, Andrzej Szewczyk, przerwał im obśmiewanie ludzi ze szkoły, a także przypomniał trzecioklasistom o ich marnym położeniu.

Eliza odpłynęła w swój świat i zamiast słuchać pompatycznych przemówień, po kryjomu szukała wzrokiem Aurelii. Gdy tylko zauważyła kobietę, napotkała również jej spojrzenie, co wskazywało na to, że tamta patrzyła się na Piasecką już od jakiegoś czasu. Wcześniej umówiły się na wyższy stopień ostrożności podczas balu maturalnego. Nie planowały innych form kontaktu niż wiadomości pisane po kątach i wymienione ukradkiem spojrzenia.

Rudowłosej ciężko było oderwać oczy od wystrojonej Markowskiej. Postawiła na jaśniejsze kolory, choć obcasy i mocniejszy niż zwykle makijaż podkreślający lodowate spojrzenie sprawiały, że nawet w beżu nie wyglądała najłagodniej. Nie upinała włosów, pozostawiła je w tak zwanym artystycznym nieładzie. A dodatkowo uwagę Elizy przykuwał fakt, że nieświadomie wpadły na ten sam pomysł odnośnie koloru paznokci ― bordowy. Różniło się to jedynie tym, że u Piaseckiej wspólna barwa była przemieszana z czarnym.

Choć resztę (Wiktora i Alyonę, bo Damian nie wiedział wiele, a Nadia przecież Markowską znała) bardzo kusiło, żeby przyjrzeć się kobiecie, o której tak wiele opowiadała im Eliza, pilnowali się, by absolutnie tego nie robić. Każdy niedopilnowany szczegół mógł nieść za sobą tragiczne, w szczególności dla Aurelii, konsekwencje.

Kiedy Szewczyk zakończył swój wywód, a maturzyści i ich partnerzy odtańczyli poloneza, przeszli do toastu wznoszonego za dobrze zdane egzaminy w maju i wspólnego posiłku, który i tak większość konsumowała z myślą o zapełnieniu żołądka przed piciem i zażywaniem tego, co kto miał ze sobą.

― To jedyny Pan Tadeusz, jaki wchodzi mi do głowy ― rzekł Emil, polewając sobie i przy okazji wszystkim na około po kieliszku.

― To żeś się popisał, Błachowiak... Klasowa gwiazda! ― skomentowała polonistka, która niezauważenie przez wszystkich pojawiła się za chłopakiem. ― Żebyś ty chociaż inwokację znał.

Pani Smolarczyk była jednym z tych nauczycieli z powołania, a do tego ze względu na młody wiek, nieprzekraczający dwudziestu sześciu lat i figurę, podobała się męskiej części uczniów. Nikt nie miał z nią konfliktu, tryskała poczuciem humoru, a jej cięte komentarze nigdy nie były poważne. Dlatego też każdy cieszył się z jej obecności na studniówce. Zgodziła się nawet na szota z uczniami. Piaseckiej zaś jej osoba była zupełnie obojętna.

― Ależ znam! Litwo, ojczyzno moja! Tyś jest jak zdrowie... ten, no... ― zaczął, choć pamięć szybko zawiodła trójkowego ucznia.

― Ale proszę pani, my jesteśmy na mat-fizie, nie posiadamy takiej wiedzy, ale umiemy za to zoptymalizować prostokąt.

― Tak, a potem sprawdzam te wasze ambitne prace i ktoś pisze o Konradzie na weselu opisanym przez Wokulskiego w dramacie romantycznym.

Eliza raczej prowadziła rozmowy w swoim gronie i czekała na zakończenie oficjalnej części imprezy, pod stołem od czasu do czasu wymieniając wiadomości z Aurelią. Większość z nich była złośliwościami dotyczącymi bieżących sytuacji i oczywiście ludzi. 

Aurelia: Smolarczyk to ja podejrzewam o to, o co nas można podejrzewać...

Rudowłosa zaśmiała się cicho.

Eliza: Z kim? :D

Aurelia: Cóż, jest wiele opcji, choć nie posądzałabym jej o wyszukany gust...

Eliza: Orły z 3A?

Aurelia: Dokładnie. Albo małpki ze sportowej.

― Idziemy zapalić? ― Alyona zaczepiła Elizę pochłoniętą dyskretną wymianą zdań pod stołem.

Dziewczyny wyszły przed hotelową restaurację, tym razem bez towarzystwa pozostałych. Piasecka spodziewała się, jakie tematy szampan przyniósł na myśl jej koleżance.

― Wiesz, strasznie emocjonalnie podchodzę do waszej sytuacji ― zaczęła, wyjmując z kieszeni tandetnie mieniącego się na srebrno e-papierosa.

Piasecka zaś uraczyła się niezbędną jej dawką nikotyny w tradycyjnej formie.

― Widzę. W zasadzie to zawsze chciałam spytać dlaczego, ale z jakiegoś powodu nie wiedziałam, z której strony ugryźć temat.

― Następnym razem wprost. ― Uśmiechnęła się ciepło. ― Chwyciło mnie po prostu. Bardzo odczuwam twój stan, a sytuacja trochę przypomina mi tę, która zdarzyła mi się przed laty. Dalej myślę, choć odkąd wyjechałam z Ukrainy, łatwiej mi jest skupić się na życiu. Zmiana otoczenia dobrze robi.

― Niewątpliwie. Chcesz powiedzieć o tym coś więcej?

Brunetka zawiesiła spojrzenie w pustej przestrzeni, na moment odpływając gdzieś świadomością. Posępność na moment wypełniła jej jasną i łagodną aurę.

― Och, to jest temat na dłuższy babski wieczór. Wpadnij kiedyś do mnie, jak będziesz we Wrocławiu i opowiem ci, jak będzie nastrój...

― No pewnie. Zaciekawiłaś mnie.

― Idziemy się gdzieś przejść? ― spytała Alyona. ― Trochę dalej od ludzi z twojej szkoły.

― Chętnie ― zaśmiała się Piasecka, obierając losowy kierunek.

Nie była wcześniej w tych rejonach Warszawy, ale nie planowała oddalać się nie wiadomo gdzie, więc nawet nie włączała w telefonie nawigacji. W ciszy odeszły na bezpieczną odległość. Eliza zaczynała żałować swojego skąpego stroju, gdy przyszło jej mierzyć się z panującymi w styczniu temperaturami. W pobliżu bloków znalazły w miarę wygodny kawałek metalowej bariery, na której mogły przysiąść i w spokoju porozmawiać.

― Tak więc, wracając... ― odezwała się wreszcie Alyona. ― słyszałaś o czymś takim jak bliźniaczy płomień?

― Obiło mi się o uszy, ale pojęcia nie mam, o co w tym chodzi.

― Najłatwiej porównać to do dwóch połówek pomarańczy ― zaczęła tłumaczyć, wkładając w to wiele emocji, jak na wyjaśnianie zwykłego zagadnienia. ― Piękna relacja, bezwarunkowa miłość i porozumienie bez słów. Połączenie na najwyższych poziomach duchowych. Nawet będąc gdzieś w życiu osobno, czujecie siebie nawzajem, jakkolwiek to brzmi. Sny, myśli, znaki...

Serce Piaseckiej przyspieszyło po usłyszeniu już samego tego stwierdzenia. Ona sama jednak próbowała racjonalizować każde słowo Alyony, tłumacząc sobie, że choć dziewczyna niewątpliwie miała jakiś dar i wiedzę na takie tematy, nie była przecież wyrocznią.

― A to nie działa tak każde mocne zauroczenie? I ogólnie pamięć o osobach, które odegrały jakąś szczególną rolę w naszym życiu. Ja wiem, że brzmię teraz cholernie sceptycznie, ale nie do końca to do mnie przemawia. Jak człowiek jest zakochany, to zawsze uważa, że jego sytuacja jest wyjątkowa, inna niż wszystkie. I choć moja naprawdę jest nietypowa, to wiem, że nie jestem w stanie być tu obiektywna i bardzo łatwo o przypisanie jakichś nadnaturalnych cech temu wszystkiemu.

Eliza za grosz nie wierzyła we własne słowa, czując, jakby wypowiadała wyuczone na pamięć formułki, bardziej próbując przekonać nimi siebie aniżeli drugą stronę. Jak na złość umysł podsuwał jej wszystkie te wydarzenia, których po prostu nie dało się racjonalnie wytłumaczyć, sabotując jej opanowanie i neutralność zachowane w tej rozmowie.

― No i to jest prawda, ale uwierz mi, że da się to rozgraniczyć. Przede wszystkim to się czuje, nawet jeśli się nie chce czuć. Możesz to uciszyć, zaleczyć jednak nigdy z siebie nie wyrwiesz. No, ale jeszcze ci powiem, że najważniejszą rzeczą odnośnie bliźniaczych płomieni jest, że jakkolwiek piękne by to nie było, jest to relacja ciężka i zazwyczaj utrudniona przez różne czynniki wewnętrzne i zewnętrzne, by nie powiedzieć prawie niemożliwa. Mało tak zwanych płomieni kończy ze sobą nawzajem. Wiele z nich odpuszcza i układa sobie życie inaczej, z inną osobą, bądź samemu, ale nawet wtedy gdzieś z tyłu głowy krąży myśl, coś się czasem przyśni i przypomni...

Nieprzyjemny dreszcz przeszył rudowłosą. Perspektywa bycia połączoną w jakiś wykraczający poza pojmowanie sposób z Aurelią była dla niej zarówno piękna, jak i przerażająca.

― Brzmi ciekawie, ale koncepcja bycia skazaną przez całe życie na jedną osobę boli moją niezależność.

― Ależ ta koncepcja nie musi cię dotyczyć. Ja niczego nie wiem na sto procent, zresztą nigdy nie ma pewności, przecież nie da się tego fizycznie udowodnić, jak już mamy patrzeć przyziemnie. Po prostu ty i twoja Aurelia budzicie we mnie takie właśnie skojarzenia... Zresztą pamiętam, że mówiłam ci coś podobnego, kiedy poznałyśmy się we Wrocławiu.

Eliza czuła jak jej chłodny, logiczny pancerz kruszy się coraz bardziej pod wpływem usłyszanych słów. Określenie twoja Aurelia nie wiedzieć czemu wywołało w niej dreszcz.

― Dobrze pamiętam to spotkanie i dalej je wspominam. Powiedziałaś tak cholernie trafne rzeczy. I jeszcze mówiłaś, że to wszystko jest nam w jakiś sposób pisane. Z jednej strony chciałabym wiedzieć, co tu się odpierdala, a z drugiej jakoś mam wrażenie, że taka informacja by mnie przerosła. Dziwne uczucie. Nie miałam tak nigdy ― wyznała zmieszana, po czym odruchowo sięgnęła do kieszeni po kolejnego papierosa. ― To jest coś, czego ja nie mogę kontrolować i to mnie przeraża. Nigdy nie straciłam tak głowy z powodu drugiej osoby, zawsze potrafiłam wyleczyć się z tych moich miłostek, a tu po prostu przepadłam. Te całe płomienie, czy inne więzy, brzmią naprawdę pięknie, ale utrata panowania nad sytuacją mnie paraliżuje, nie wyobrażam sobie tego.

― Na spokojnie ― odrzekła Alyona. ― To tylko moje luźne spekulacje. A kontrolę i tak masz nad tym wszystkim nikłą, sama dobrze wiesz.

Dostrzegając zakłopotanie rudowłosej, postanowiła zostawić ten temat na inną okazję i oszczędzić sobie więcej bezpośredniości.

― Wiesz... ― zaczęła Piasecka, po czym na moment odpłynęła gdzieś myślami. ― Nie jestem aż tak sceptyczna, jaka się wydaję. Czuję, że coś więcej jest tu na rzeczy, niż tylko ludzkie, ziemskie przyciąganie. Nie umiem tego wyjaśnić, ale wiesz, o co chodzi. Prawdopodobnie, kurwa, lepiej wiesz ode mnie. Ale uważam, że jest coś pomiędzy, nie wierzę w sztywne kategorie. Te wszystkie więzy, splątania kwantowe, nie wiem sama, jak to nazwać, to na pewno jakieś spektrum. Nie wiem, czy da się to zdefiniować. Ludzie potrzebują szufladek, tak jakby bez nich sami nie wiedzieli, kim są. Ja nie potrzebuję, a wręcz mnie to ogranicza. Bo skoro to, o czym mówisz, jest czymś stojącym ponad światem materialnym, to w jaki sposób nasze ludzkie, narzucone kategorie, mają to trafnie zdefiniować?

― Wolna, niezależna świadomość... Tak więc zostańmy przy niezdefiniowanym połączeniu, jeżeli taka nazwa tobie odpowiada.

Warszawski zgiełk nadawał chwili specyficznego, wyjątkowego klimatu. Rozmowy na głębokie, duchowe tematy pod czyjąś klatką schodową opatrzone papierosowym dymem i słyszalnymi w tle krzykami ludzi nietrzeźwych można było nazwać częścią polskiej kultury. 

― Odpowiada. ― Piasecka uśmiechnęła się mimowolnie i szczerze. ― Ale tak czy inaczej, dziękuję, że mi o tym powiedziałaś. Zresztą każdą naszą rozmowę uznaję za cholernie wartościową. Kurwa, praktycznie się nie znamy, a wiesz o jednym z moich największych sekretów.

― Życie jest cholernie przewrotne, Eliza.

― Jest... Dobra, zbierajmy się, bo umieram z zimna ― powiedziała, zeskakując z barierki. ― Ciekawe, czy Aurelia tam jeszcze wytrzymuje.

Jak na zawołanie do rudowłosej przyszło powiadomienie. Wyraz twarzy Alyony zdradzał pewien rodzaj satysfakcji.

Aurelia: Na długo Cię wywiało? Dobija mnie to disco polo...

Eliza: Hahaha, akurat już wracamy, choć Zenek mnie nie zachęca.

Aurelia: Domyślam się...

Kilka minut później dziewczyny znów znalazły się w wystawnej, hotelowej restauracji, odnajdując resztę swojego towarzystwa. Eliza i Aurelia po drodze wymieniły dyskretne spojrzenie.

― Gdzie was kurwa wjebało? ― spytał całkowicie już pijany Wiktor, którego obejmował Damian, pilnując przy okazji, by chłopak nie zaliczył bliskiego spotkania z kafelkami.

― Wszędzie i nigdzie ― odrzekła Eliza, mierzwiąc jego włosy w złośliwym geście.

― A ze mną na ploteczki nie pójdziesz?

― Oj pójdę z wielką chęcią, jak będziesz mógł samodzielnie chodzić.

Cała piątka roześmiała się, kierując swoje kroki na parkiet. Markowska stała znudzona pod ścianą, czasem wychodząc pomóc coś przynieść, albo sprawdzić, czy nikt niczego nie zażywa w toaletach. Sama jej obecność i krytyczne spojrzenie budziły respekt nawet w pijanych maturzystach. Od czasu do czasu rozmawiała też z dyrektorem bądź sprawdzała telefon i kątem oka patrzyła na Elizę.

Ku uciesze Piaseckiej, zatrudniony DJ nie ograniczał się tylko do piosenek popularnych w obecnych czasach o bardzo niewyszukanym tekście, brzmiących dla niej jednolicie i zazwyczaj żenująco, choć i tak te stanowiły większość. Pod wpływem alkoholu i zamiłowania do wszelkich aluzji, czy wyszukanej symboliki, zgłosiła swoją sugestię. Kiedy pierwsze dźwięki Zamigotał Świat wypełniły salę, nie trzeba było długo czekać na reakcję drugiej strony.

Aurelia: Cóż to za ukryte przekazy, Piasecka...

Eliza: Nie byłabym bez tego sobą.

W tym momencie pozwoliły sobie na dłuższe i pełne emocji spojrzenie w swoim kierunku, choć wciąż trzymając bezpieczną odległość. To, w połączeniu z przebłyskami sytuacji z wszelkich przestrzeni niematerialnych, stanowiło wyjątkową i godną zapamiętania chwilę. Trzy i pół minuty trwania utworu obydwie spędziły w zadumie, rozpamiętując wspólne momenty.

Eliza: Strasznie chciałabym móc teraz być blisko.

Aurelia: Ja też. Na piętrze wypatrzyłam taki mały korytarz, nie ma tam kamer i nikt tam się nie kręci.

Eliza: Ryzykujemy?

Aurelia: Czekałam na tę propozycję...

Aurelia: Idź pierwsza. Schodami do góry i do końca w lewo. Tam jak się kończą pokoje, jest taki zaułek, też po lewej.

Eliza: Dobra, to będę tam czekać.

Z bijącym sercem przemierzała budynek, pilnując, by dotrzeć na miejsce bez zbędnych świadków. Ciche poruszanie się w glanach było niesamowicie utrudnione, jednak dała radę. Oparła się o białą ścianę, z braku lepszego zajęcia wpatrując się w obraz powieszony naprzeciw niej. Przedstawiał on żółte, kojarzące się z wiosną kwiaty. Nie wyczekiwała jednak tego okresu, gdyż w tym roku wiązał się on z maturą i egzaminami na studia.

― Jeszcze raz usłyszę te hity z typowego wiejskiego wesela albo kolejną łupankę o kokainie i łóżkowych wyczynach jakiegoś szczyla, to pół szkoły nie zaliczy z angielskiego ― rzuciła Aurelia od razu po pojawieniu się w wyznaczonym przez siebie miejscu.

Eliza wybuchła śmiechem, choć dostatecznie cicho.

― Popieram ten pomysł.

― Przyszłam tu tylko dlatego, że mi za to dobrze zapłacą i chciałam Cię zobaczyć w tym kradzionym matce futrze.

Bezceremonialność Markowskiej rozkładała rudowłosą na łopatki. Kwitując cichym śmiechem również i tę uwagę, wtuliła się w kobietę, uważając, by nie zostawić na beżowej sukience śladu z wyjątkowo mocnego makijażu. Gdyby ktoś powiedział Piaseckiej choćby kilka miesięcy wcześniej, że tak bardzo będzie pragnęła czyjejkolwiek bliskości, roześmiałaby się głośno i postawiła pod znakiem zapytania poczytalność takiej jednostki. Zresztą tak samo było i z Aurelią, która ze spokojem zamknęła na moment oczy, chowając twarz w rudych włosach.

― Pocałowałabym cię, ale moja czerwona pomadka nas wyda ― szepnęła Eliza.

― O tym samym pomyślałam.

― Dobra, może nie róbmy sobie jeszcze większego przypału. ― Ruda przewróciła oczami.

― Boże, ty nawet takich rzeczy nie mów. A jeszcze lepsze jest to, że dosłownie przed chwilą opieprzałam Wrońską z twojej klasy za lizanie się ze swoim chłoptasiem na środku korytarza, po tym, jak prawie na nich wpadłam ― zaśmiała się. ― Działa mi ta dziewczyna na nerwy, coś ma w sobie takiego, że przechodzisz obok i już ostrzysz pazury.

― Dosłownie. Niby taka pusta i głupiutka, nieszkodliwa, ale nóż w kieszeni się sam otwiera.

Spotkanie odbywało się przy najwyższej ostrożności, choć obydwie były świadome tego, że jeśli ktoś by w tym momencie przyszedł w to miejsce, nie miałyby jak się wytłumaczyć. 

― A weź, zaraz muszę uciekać dalej pilnować ten wasz pierdolnik.

― Cóż, ja dobiorę się chyba do playlisty i zajmę rozpijaniem Alyony, bo coś ona za grzeczna.

― To ta w ciemnych włosach? A pomysł z playlistą popieram.

― Tak. Ta, co kiedyś mi karty stawiała.

― A no, pamiętam. Ten wasz Wiktor to się na nogach już nie trzyma. Tak mnie bawi ta dwójka, ten jego chłopak to taka cicha woda, ledwo go upilnować może. A Przybysz tylko ja pierdolę na pół sali. Też ładnie zrobiona, ale przynajmniej chodzi w miarę prosto. Nieźle się żeście wszyscy dobrali, każdy od czapy.

― Im bardziej odklejone towarzystwo, tym lepiej. I przynajmniej jakąś rozrywkę masz z naszego niedojebania. ― Piasecka przewróciła oczami.

― Też prawda. Zbrzydły mi w kółko te same twarze. Ten Otwock jest jak wieś...

Kiedy tak razem stały, śmiejąc się w najlepsze, komentując otoczenie, oraz narzekając na swoje miejsce zamieszkania, ich podejście do ostrożności stało się nieco luźniejsze. Przestały zwracać uwagę na najmniejsze hałasy, a czujność Elizy była przytępiona dodatkowo działaniem etanolu, pomimo że jeszcze nie zdążyła wchłonąć go aż tak dużo.

Coś, jakiś podejrzany dźwięk, jednak zwrócił ich uwagę na tyle, by w tym samym momencie ucichły i przybrały konieczny fizyczny dystans, żeby sytuacja nie wyglądała jednoznacznie. Spojrzały na siebie wystraszone.

― Słyszałaś to? ― spytała bezgłośnie Aurelia.

― Kurwa, myślałam, że mi się wydawało.

― Dobra, uciekajmy stąd już, bo może wyjść afera. I teraz już w ogóle jak najdalej od siebie. Idę pierwsza.

― Pewnie, to leć ― odparła Eliza, starając się zachować jak największy spokój. ― Pójdę parę minut po tobie.

W rzeczywistości jednak miała złe przeczucia, ale nie wspomniała o tym na głos, nie chcąc siać niepotrzebnej paniki.



―――――――――――――――――――――

Jak zawsze służę niezbędną do życia ciekawostką ― piję Pana Tadeusza i nauczyłam się używać myślników. A ludzie układający zadania na rozszerzonej matmie powinni zostać zabrani na przymusową wytrzeźwiałkę, bo inaczej trafi tam większość maturzystów ze mną na czele. Cytując klasyka ― CKE, jebcie się.

Love you all ;*


Continue Reading

You'll Also Like

571 53 16
Aria to miłośniczka sztuki i natury. Kobieta można by powiedzieć z idealnym życiem, która tak naprawdę ma wszystko. Dobra praca jako dyrektorka galer...
2.2K 173 25
Ostatnia część mojej trylogii Elmax. Wiecej przygód zakochanych w sobie dziewczyn. El i Max, które aby być razem muszą przejść przez wiele przeszkód...
198K 5K 46
Aurora Freeman, obiecująca lekkoatletka, za sprawą stypendium zyskuje możliwość wkroczenia w mury nowego liceum. Z pozoru całkiem normalna sprawa, je...
14.5K 987 37
W szkole Lena Luthor nie jest zbyt lubiana przez swoje nazwisko. Jest bardoz mądra i ma bogatą rodzinę. Przez kłótnie z Liliam chodzi do publicznej s...