7:21

By persecutoria

33.6K 2.3K 340

Nie podnoś wzroku, nie patrz na nią, jeszcze nie teraz ― mówiła jedna z natrętnych myśli. Zachowuj się normal... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42

Rozdział 23

983 73 10
By persecutoria

Od wydarzeń ze święta nowego roku, Eliza i Aurelia nie miały ze sobą kontaktu. Pierwsza konfrontacja z nią po takich wydarzeniach zawsze była powodem Piaseckiej do lekkiego zdenerwowania, gdyż nigdy nie miała ona pewności, jak zachowa się wobec niej nauczycielka. Tym razem jednak miała dobre przeczucia, choć wiecznie prześladujące ją niechciane myśli i tak przez cały czas przedstawiały jej mało przyjemne scenariusze. Na szczęście, gdy rano wsiadła do autobusu i nawiązała dialog z Markowską, było całkowicie normalnie. Do tego stopnia, że można aż było nabrać podejrzeń.

Cisza przed burzą?

Niewiele osób jechało tego dnia do budynku oświaty, jak to zwykle miało miejsce po przerwie świątecznej, a dla tych, którzy jednak zdecydowali się na to, bądź nie mieli innego wyboru, spokój był w tym momencie zbawieniem. W pojeździe było tak cicho, że dało się usłyszeć przytłumioną muzykę z radia, którego słuchał kierowca. Stare, polskie utwory nadawały szczególnej atmosfery czynności tak prozaicznej, jak poranna jazda autobusem.

Tematy Elizy i Aurelii ograniczały się do narzekania na każdą drobnostkę – to na zimno, to na niewyspanie. Żadna z nich nie tryskała energią, co w ogóle nie było zaskakujące.

Siedziały przez dłuższą chwilę w ciszy, choć tym razem nie była ona niekomfortowa, a jak wiadomo – z tym bywało różnie. Rudowłosa wsłuchiwała się w puszczaną przez kierowcę muzykę, odpływając myślami. To samo robiła Markowska.

I wtem coś trafiło je obydwie, jakaś świadomość, która pojawiła się nagle po usłyszeniu urywka hitu lat dziewięćdziesiątych. Gwałtownie odwróciły się w swoją stronę w tym samym momencie, spoglądając na siebie z czymś w rodzaju szoku i na moment zastygły w bezruchu. Z każdym słowem śpiewanym przez Anitę Lipnicką w piosence Zamigotał Świat, wracały do nich urywki wspomnień, powoli kształtujące się w coraz spójniejszy twór.

Nieznacznie drżąca ręka kobiety przesunęła się o kilka centymetrów, by dosięgnąć dłoni uczennicy i zostać w takim położeniu jeszcze przez dłuższą chwilę.

Nieźle, wspólne halucynacje wkroczyły na wyższy poziom.

Milczały. Dobrze wiedziały, że w żadnym wypadku nie mogły teraz poruszyć tej kwestii. Na pewno nie mogły zrobić tego w warunkach, które nie zapewniały żadnej prywatności, a wręcz niosły za sobą niemałe ryzyko. Chociaż i tak to, co już miało miejsce, było potencjalnym tematem do rozsiewania plotek.

Gdy autobus zatrzymał się na przystanku pod szkołą, jak gdyby nigdy nic wyszły z niego, choć idąc obok siebie, wciąż się nie odzywały.

– Do później – rzuciła Markowska niby obojętnie.

Eliza odpowiedziała to samo, przy okazji uświadamiając sobie, że jej pierwsza lekcja tego dnia to angielski.

– Masz o czym mi opowiadać – rzekła Nadia, która zanim podeszła do przyjaciółki, odczekała, aż nauczycielka odejdzie na bezpieczną odległość.

Dziewczyny natychmiast padły w swoje objęcia.

– Kurwa, stara, tęskniłam!

– Ja też! To co, szlug?

– Ależ oczywiście, tradycja musi być kultywowana – przystała na propozycję zadowolona Piasecka. – Ale nie w kiblu, bo jestem wysrana, jak mówię o tym w szkole. A odjebało się.

– No domyślam się. Łapy ci się trzęsą, jakbyś na fecie latała.

– Jeszcze nie latam, ale coś czuję, że rozszerzona matma jest skłonna mnie do tego doprowadzić. – Przewróciła oczami.

– Z tym się zgodzę. To jest kurwa jakiś dramat. Tak jak te językowe za miesiąc. Kurwa, zachciało się American Dream...

Wyszły z budynku, korzystając z nieobecności upierdliwej Dorotki i poszły się przejść. Ciemność panująca na zewnątrz sprzyjała tematom, które koniecznie chciały zdążyć poruszyć przed lekcją. A zresztą, Eliza zwyczajnie kochała noc i późne wschody słońca. Najlepiej czuła się właśnie po zmroku.

– No, ale dosyć o szkole, dawaj lepiej ploteczki – zaczęła Nadia, odpalając papierosa.

Rześkie, poranne, styczniowe powietrze wypełnił zapach tytoniu, a dym mieszał się z mgłą.

– Cóż... – Piasecka zaciągnęła się swoim. – Wspólne halucynacje wkroczyły na wyższy poziom.

– Co ty dajesz.

– A no. Dzisiaj rano to myślałam, że mi serce wykurwi z klatki piersiowej.

Dziewczyna pokrótce streściła całą sytuację, po czym obydwie wróciły na lekcje. Angielski był jedynym przedmiotem, na który się nie spóźniała i na którym prawie zawsze była obecna. Nie wynikało to ani ze strachu, jak to się miało w przypadku większości uczniów, ani z tego, że nagle zaczęła się ona przejmować takimi rzeczami jak punktualność i uporządkowanie. W zasadzie sama nie umiała tego wyjaśnić; tak już było i tyle.

Z Markowską natomiast przez całe czterdzieści pięć minut kontakt był co najmniej utrudniony. Była w swoim świecie i tym razem bardziej niż zazwyczaj rzucało się to w oczy. 

– Dzisiaj praca samodzielna – oznajmiła po wejściu do klasy. – Rozdam wam zaraz kartki z zadaniami, a pod koniec lekcji zbiorę zeszyty. Jeśli są jakieś pytania, to pytać. I bez zbędnego hałasu – oznajmiła krótko, zwięźle i na temat. – A i praca na ocenę, więc radzę się postarać – dodała.

– Zajebiście, strzał w pysk już na dzień dobry... – cicho westchnął Emil, gdy ta była na drugim końcu sali.

Eliza pokiwała głową w bezradności. Prywatnie bardzo lubiła Aurelię, nawet aż za bardzo. Nie zmieniało to jednak faktu, że nauczycielka była do bólu wymagająca, a pierwsza lekcja z nią w poniedziałek rano, po przerwie świątecznej nie była najlepszym połączeniem.

– Jakiś problem, Błachowiak? – spytała, ostrzegawczym tonem.

– Nie, proszę pani – odparł zrezygnowany.

– No to świetnie.

Markowska popatrzyła na niego z wyższością i wróciła na swoje miejsce, by przez całą godzinę skupiać się na widoku zza okna i na swoim telefonie, od czasu do czasu zdawkowo odpowiadając na zadawane przez uczniów pytania.

***

– No ogólnie była odjebana od rzeczywistości bardziej, niż zwykle, ale to chyba nic zaskakującego – odpowiedziała Eliza na pytanie Nadii.

Historię i polski, a właściwie już początek długiej przerwy spędzały w toalecie. Już weszło im w krew nasłuchiwanie co chwilę, czy nikt przypadkiem nie chodził sprawdzać łazienek, by szybko zgasić żarzący się tytoń i oddalić się z miejsca. Pomimo że nie działo się to często.

– No tak średnio – przyznała czarnowłosa. – Myślisz, że może mieć to związek z tymi waszymi urojeniami?

Ruda wzruszyła ramionami i zawiesiła swój wzrok na popisanej i obskrobanej z tynku ścianie. 

– Chuj wie. Chociaż w sumie na to wychodzi... – zastanowiła się. – Kurwa, chciałabym wreszcie wiedzieć coś więcej, niż to, co sobie wydedukujemy.

– Dosłownie. Dużo pytań, a odpowiedzi żadnych. A w ogóle to... – zaczęła, lecz przerwał jej dźwięk głosu drugiej z dziewczyn uczęszczających do klasy o profilu matematyczno-fizycznym:

– Piasecka?

– No ja – oburzyła się ruda na sam fakt tego, że ktoś przerywał jej plotki z przyjaciółką. – Czego?

– Masz przejebane u Markowskiej.

– No fajnie, a za co tym razem? – spytała znudzonym tonem, resztkami sił hamując śmiech.

To samo robiła Nadia, która niemalże zakrztusiła się dymem, słysząc tę wymianę zdań. Bawiła ją nieświadomość Magdy.

– A co mnie to obchodzi, mówiła tylko, że masz przyjść do dwieście piętnaście – prychnęła.

– Dobra, to dopalę i idę – jak gdyby nigdy nic odrzekła Eliza.

Nie wytrzymały i w tym samym momencie parsknęły śmiechem, a gdy usłyszały cierpiętnicze westchnięcie nieprzepadającej za Piasecką znajomej, roześmiały się jeszcze bardziej.

– Ciekawe, czy serio jest wkurwiona.

– Ni chuja. O co ma być wkurwiona? 

– A cholera ją wie. Zbyt przewidywalna raczej nie jest.

– No to akurat prawda, ale raczej źle nie będzie. Bardziej mnie ciekawi, co się takiego odjebało, że na długiej przerwie chce mnie widzieć u siebie, zamiast się w spokoju opierdalać.

– Może naprawdę o ocenach chce pogadać, czy coś.

– Wierzysz w to? – Przewróciła oczami. 

– No co ty – parsknęła śmiechem. – Idź tam po prostu, przecież inaczej się nie dowiesz.

Eliza również się zaśmiała i wrzuciła pozostałość po wypalonym papierosie do ubikacji.

– No wiem, wiem. Dobra, rak dokarmiony, można spierdalać.

Zanim wyszła z łazienki, umyła ręce i spryskała się perfumami, żeby nie było aż tak czuć od niej tytoniu. I tak każdy był świadomy, czym zajmują się maturzyści na przerwach, jednak przymykano na to oko, jeżeli taka jednostka zachowywała choć minimum dyskrecji.

Na szybko poprawiła jeszcze makijaż i uczesała wiecznie plączące się rude, długie włosy. A tak dla pewności siebie. Mocno podkreślone czarną, ostro zakończoną kreską oczy dodawały jej spojrzeniu jeszcze więcej charakteru, a ciemnofioletowa pomadka dopełniała całość.

– Odjebana, jak szczur na otwarcie kanału – skomentowała Nadia.

– No, wcale tak na co dzień nie chodzę. – Przewróciła oczami.

Wreszcie opuściły szkolną toaletę i pokierowały się do sali od angielskiego, w której na Elizę czekała albo euforia, albo zagłada. Pewny siebie nastrój wyparł nagły przypływ stresu z nutką ekscytacji i dziwnych, choć silnych przeczuć. Czuła się, jakby miała za chwilę zemdleć.

– Ty, ale ja tam nie dolezę kurwa.

– Czemu?

– Na zawał pierdolnę po drodze, nigdy tak nóg miękkich nie miałam, jak do niej szłam. Coś musi być na rzeczy, stara, mówię ci.

– No po tych ostatnich akcjach to ja się nie zdziwię, jak ona cię w tej klasie przeleci, a potem zapierdoli dla równowagi w świecie.

Eliza parsknęła śmiechem, słysząc tę insynuację, choć w głębi duszy słowa Nadii nie wydawały się jej wcale aż tak absurdalne. Granice pomiędzy absurdem a racjonalnością zacierały się z każdym dniem.

– A ty nadal swoje...

– Ktoś musi.

– Siadła ci na łeb ta Armenia?

– No, nie pobalowałam sobie – rzuciła wyraźnym nawiązaniem do sytuacji z sylwestra, tylko by jeszcze bardziej podburzyć i tak niespokojną już Elizę. – Dobra, leć do niej, a ja będę czekać na dole, żeby nie było podejrzanie. Krzyżyk na drogę! – rzuciła na odchodne.

Dopiero po tych słowach Piasecka zorientowała się, że stała właśnie pod miejscem docelowym. Bez zbędnego zwlekania zebrała się w sobie, opanowując na moment wszelkie swoje dolegliwości, których występowanie zazwyczaj kwitowała wdzięcznym zdaniem: kurwa, ale mnie nosi, po czym zapukała do drzwi.

– Proszę – usłyszała.

Spokojnie weszła do sali, na każdym kroku pilnując się, by tylko nie pokazać po sobie w jak ogromnym stresie właśnie była. 

– Chciała mnie pani widzieć – rzekła, aż nadzbyt oficjalnie.

No tak. Albo mi odpierdala, albo mam kija w dupie. Nic pomiędzy.

– Pani? – Markowska uniosła brew, spoglądając zdziwiona na uczennicę, która raczej nie słynęła z nadmiernej grzeczności.

– Jesteśmy w szkole.

– A widzisz tu kogoś poza nami? – ciągnęła.

Bawiło ją i satysfakcjonowało zmieszanie wiecznie pewnej siebie Elizy, które za wszelką cenę starała się zamaskować.

– Dobra, dlaczego miałam przyjść? – spytała z lekką frustracją w głosie.

Aurelia wzięła z biurka skrawek papieru, po czym wstała i podeszła do Piaseckiej. Dźwięk obcasów odbijał się echem w głuchej ciszy, której kilka sekund dłużyło się w nieskończoność. Zanim wreszcie się odezwała, przelotnie spojrzała jeszcze raz na trzymaną kartkę. Tę, o której schowaniu w inne miejsce Eliza miała pamiętać przed zebraniem przez nauczycielkę zeszytów. 

Tę, o której właśnie zapomniała w wyżej wymienionych okolicznościach.

W momencie, w którym ich spojrzenia spotkały się ze sobą, dziewczyna wiedziała, że jej nocna twórczość przestała być tajemnicą. Z jeszcze szybciej niż zwykle bijącym sercem zrobiła krok w stronę nauczycielki, zmuszając swoje ciało do każdego następnego. Nie mówiła nic. Jak zwykle starała się zachować kamienną twarz, lecz jej nerwy widoczne były gołym okiem.

– Cóż... tekst, muszę przyznać, mnie urzekł. Zdecydowanie ma coś w sobie – zaczęła komentować Aurelia. – A kompozycja? Ciekawa abstrakcja. Czyżby artystyczny nieład? Taka była wizja?

Ruda kompletnie nie miała co na to odpowiedzieć. Stała w pełnym osłupieniu, wpatrując się w kobietę, która najwyraźniej bawiła się w najlepsze. Jednak nie pękała, intensywnie myśląc, jak wyjść z tej sytuacji z twarzą. Przy okazji zadawała sobie pytanie, co w ogóle Markowska miała na celu.

– A w ogóle to nie wiedziałam, że jesteś poetką.

Kąśliwość tej uwagi jeszcze bardziej podniosła Elizie ciśnienie.

Zawsze wiesz, w co jebnąć, prawda?

– Bo nie jestem. – Wzruszyła ramionami, nareszcie zabierając głos. – Można powiedzieć, spontaniczna inspiracja.

Wywnioskowała, że granie obojętności będzie najlepszym rozwiązaniem.

– Spontaniczna inspiracja... – powtórzyła. – Czy mogłabym spytać cię o genezę tego utworu?

– Oczywiście – odparła dziewczyna ani na moment nie zamierzając się wycofywać; przypływ adrenaliny robił swoje. – Iluzja. Człowiek żyjący w niej tak głęboko, że powoli przestaje odróżniać od niej rzeczywistość – zaczęła opowiadać o tym, co sama odczuwała od połowy października. W międzyczasie chodziła to w tę, to w tamtą, co jakiś czas spoglądając na nauczycielkę, która ani na chwilę nie przestawała wodzić za nią wzrokiem. – A może nawet nie chce, bo realia w jego sytuacji wydają się paskudne – zakończyła, stając tyłem do biurka, opierając się o nie dłońmi.

Teraz to ona była górą. Zadowolona z siebie, że udało się jej względnie oprzytomnieć i odpowiedzieć w sposób opanowany, z pewnością doprawioną szczyptą arogancji, spojrzała prowokująco na drugą stronę toczącej się dyskusji.

– Interesująco... A miłość wbrew zasadom, o której jest mowa w tekście, to metafora?

I tu po raz kolejny została przysłowiowo zabita przez Markowską. Długo nie nacieszyła się swoim, jak się okazało chwilowym, wzięciem w garść. Dosyć wyraźnie zawahała się, zanim udzieliła odpowiedzi na zadane jej pytanie, co oczywiście Aurelii nie umknęło. Ta akurat wykorzystała swoją przewagę i podeszła bliżej do dziewczyny.

– W pewnym sensie tak – odpowiadała Eliza, na zewnątrz wciąż niewzruszona.

I w takich właśnie momentach dziękowała sobie za te lata praktykowania sztuki jakże przydatnej samokontroli.

– W pewnym sensie? – dopytywała nauczycielka, jeszcze bardziej zmniejszając fizyczny dystans.

– A od kiedy ty tak drążysz? – wypaliła nagle rudowłosa, dłużej nie wytrzymując.

Praktyka pokazała, że jej sztuka samokontroli nie zawsze okazywała się tak niezawodna, jak miała to w założeniu.

– Oj Piasecka... Nie nauczył cię nikt kultury? – droczyła się z nią w najlepsze.

– Mnie? – zapytała oburzona. – To są chyba jakieś jaja... O ile mi wiadomo, nie czyta się cudzych, prywatnych notatek. A w moim pytaniu nie widzę niczego nieodpowiedniego, zwłaszcza biorąc pod uwagę obecną sytuację.

Z każdą sekundą traciła panowanie nad nerwami, jednak miała do czynienia z osobą, która od dawna bardzo skutecznie odbierała jej zdolność myślenia.

Aurelia z sadystyczną wręcz satysfakcją obserwowała wszelkie, nawet te najmniejsze reakcje Elizy na każdą jej prowokację werbalną, bądź nie i to, jak dziewczyna desperacko próbowała bronić się przed nimi, a jednocześnie zrobić to tak, by wyjść z twarzą.

Opanowana, w przeciwieństwie do swojej rozmówczyni, wyciągnęła dłoń w jej stronę i odgarnęła rudy kosmyk włosów zachodzący na oko, po czym delikatnie pogłaskała ją po policzku w czułym, a zarazem do bólu złośliwym geście.

– Nie? – spytała, zaśmiewając się cicho, nie uzyskując odpowiedzi.

I wtedy wykorzystała okazję, przełamując resztki dzielącego ich dystansu, który i tak można było liczyć co najwyżej w centymetrach. Już od dawna chciała to zrobić i po miesiącach podchodów, gierek, moment ten nastąpił. Eliza nie potrafiła dokładnie stwierdzić, kiedy i jak to się stało, że właśnie całowała się z Aurelią, a także, kiedy zaczęła ten pocałunek odwzajemniać i kiedy z niepewnego zetknięcia się ze sobą warg stał się on gestem pełnym pożądania o energii zupełnie przeciwnej do chłodu, jakim kobieta emanowała na co dzień.

Przez cały czas miała wątpliwości, czy dobrze robiła, całując swoją uczennicę w szkolnej sali, ale jedno wiedziała doskonale – Eliza doszczętnie zawróciła jej w głowie. Nie mogło się to skończyć inaczej.

Dłonie kobiety stanowczo trzymały talię rudowłosej, przez cały czas przyciągając ją do siebie w zaborczym geście. Ta ledwo utrzymywała się na miękkich nogach wręcz otumaniona tym, co robiła z nią Markowska, a gęstość atmosfery i zapach mocnych perfum z domieszką papierosów tylko pogłębiały to odczucie.

W tym momencie cały żar, pożądanie i uczucia względem siebie nawzajem jakie przez ten cały czas próbowały w sobie zdusić, zapomnieć, czy zapić, znalazły swe ujście. Obydwie były tak pochłonięte sobą, jakby owa chwila miała być ostatnią w ich życiu.


Continue Reading

You'll Also Like

4.7K 388 21
* Camila to do nie dawna zwykła licealistka, której rodzina skrywa duży sekret * * Lauren to agentka, która dużo przeżyła w swoim życiu * Co łączy te...
571 53 16
Aria to miłośniczka sztuki i natury. Kobieta można by powiedzieć z idealnym życiem, która tak naprawdę ma wszystko. Dobra praca jako dyrektorka galer...
164K 5.6K 44
Zwykła opowieść miłosna. Jak skończą się zajęcia z pewną kobietą? Czy to, że jest jej korepetytorką może coś zmienić? "Otworzyłam drzwi od kawiarni...
1.3K 140 18
Retelling znanej nam wszystkim baśni "Piękna i Bestia", jednak tym razem nie ma księcia z zamku, a piękną Belle musi uratować siostra Gastona - Gabri...